wtorek, 30 lipca 2013

Moja szkoła rodzenia - lekcja czwarta


Szczęśliwie dotrwaliśmy do końca zajęć. Zakończył się weekendowy cykl 10 spotkań (a w zasadzie 8 wydłużonych), trwających po 3-4 godziny. A przede wszystkim koniec z wstawaniem z rana w każdą sobotę i niedzielę... Nie potrafię ocenić, czy lepsza jest taka przyspieszona nauka czy rozciąganie tych spotkań w czasie. Zależy ile kto ma tego czasu :) 
Ostatnie zajęcia były najbardziej intensywne. Odbyły się na sali gimnastycznej, z wykorzystaniem materaca i dużych piłek. Wiem już jak ćwiczyć w domu przygotowując się do porodu i jak aktywnie przetrwać sam poród, wykorzystując dostępne na sali porodowej sprzęty gimnastyczne. Piłka jest rzeczywiście bardzo przydatnym gadżetem. Samo siedzenie na niej i kołysanie biodrami to już coś. Odciążony kręgosłup, proste plecy, stopy na szerokość bioder, wdechy i wydechy, skłony na boki. Ja na szczęście mam taką piłkę w domu i zamierzam trochę na niej poćwiczyć :)
Dowiedzieliśmy się o zaletach aktywnego porodu i przyjmowaniu wertykalnych pozycji. Wszystko to ma sprzyjać lepszemu ułożeniu się dziecka, zmniejszeniu napięcia, łagodzeniu skurczy. Rolą partnera obecnego przy porodzie, jest także liczenie częstotliwości i długości trwania skurczy. Gdy będzie wiadomo kiedy spodziewać się następnego i ile trzeba wytrwać, łatwiej doczekać do końca. 
Przyznam szczerze, że zajęcia dotyczące kwestii porodu i sposobów przygotowania się na tą "chwilę", spełniły moje oczekiwania. Wiem zdecydowanie więcej i zdecydowanie mniej się boję. Wierzę, że położne przeprowadzą mnie przez te najcięższe chwile, że pomogą w miarę swoich możliwości i umiejętności. Nie jestem pierwszą i jedyną ciężarną. Codziennie położne odbierają po kilkanaście porodów i przyjmują na świat zdrowe, ładne dzieci. Moja ciąża przebiega prawidłowo, mam zdrowy i silny organizm i predyspozycje do naturalnego porodu, więc wszystko jest na dobrej drodze, z której nie ma odwrotu :) Także, jeśli celem tej części zajęć było pozytywne nastawienie, to efekt został osiągnięty. I bardzo bym chciała w październiku móc napisać na blogu - miałam rację, udało się wspaniale :)
Gorzej z połogiem i wszystkim tym, co nas czeka po wyjściu ze szpitala. Teraz jestem otaczana troską i opieką. Mam odpoczywać, leżeć, dbać o siebie, najbliżsi spełniają moje zachcianki, otaczam się pięknymi ciuszkami i akcesoriami dla maluchów. Ale co będzie potem? Zmęczona i wyczerpana wrócę do domu, z Kruszynką w nosidełku i... co dalej? Obowiązkowe szczepienia, wizyty u lekarzy, obserwowanie koloru skóry, koloru kupy, prawidłowych odruchów, pępka, odparzonej pupy... Nikt nie przewidzi tego jakie będzie nasze dziecko, jak się będzie rozwijało, jak radziło sobie ze ssaniem piersi czy leżeniem na brzuchu. Moje obawy mogą się okazać kompletnie bezpodstawne. Może gdy Kruszynka przyjdzie na świat, okaże się dzielnym i spokojnym dzieckiem, z którym wspaniale sobie z mężem poradzimy. Ale niestety nagromadzenie informacji ze szkoły rodzenia, dotyczących PRAWIDŁOWEJ opieki jak na razie mnie przerasta. Mam ochotę kupić gigantyczny arkusz papieru i kolorowymi markerami zapisać na nim hasła : "kolor kupy", "przemyj oczka", "body zapinane z przodu", "maść na odparzenia", "aspirator do noska", "podtrzymuj główkę", "myj pupę pod kranem", "nie zasłaniaj pępka pieluchą", "temperatura w mieszkaniu", "właściwa wilgotność".... aaaaaaa!!!! Odłożyłam na bok książki, gazety i internetowe portale. 
Do tego wszystkiego dochodzi rekonwalescencja mamy po porodzie... Osłabienie, zmęczenie, gojenie się ran, bolące piersi. 
Przez dwie godziny po porodzie obserwuje się mamę i dziecko, później przenoszą oboje na oddział położniczy, gdzie będzie pierwszy posiłek. Należy wypić tez około litr wody, aby w ciągu 6 godzin oddać pierwszy mocz, bo inaczej założą cewnik (przy wypełnionym pęcherzu macica źle się obkurcza i mocno się krwawi). Po około 6 dniach macica schowa się za spojenie łonowe i będzie mała jak pięść, niewyczuwalna przez powłoki brzuszne. Obkurczanie się macicy jest bolesne, można więc łykać Paracetamol. Goi się także rana w macicy, po oddzieleniu się łożyska. Przerwane naczynia krwionośne największe krwawienie powodują w pierwszej i drugiej dobie po porodzie. Gdy po powrocie do domu zaczniemy mocno krwawić, pojawią się skrzepy i ból brzucha, trzeba wrócić do szpitala. Wracamy także, gdy nie ma żadnej wydzieliny - zbyt szybko zamyka się szyjka macicy. Podawane są leki obkurczające całą macicę, a nie tylko szyjkę). Kategorycznie nie zażywamy kąpieli podczas połogu - tylko prysznic. Krocze trzeba przemywać 5 razy dziennie, często wymieniać bawełniane wkładki. Odpoczywamy bez bielizny, a chodzimy w bawełnianych albo siateczkowych majtkach. Używamy szarego mydła Biały Jeleń. Można namydlić gaziki i przyłożyć na minutę do rany po nacięciu krocza. Osuszamy ranę zawsze poprzez ucisk, nigdy przez tarcie. Kwestia szwów - do uszkodzonej śluzówki używa się szwów rozpuszczalnych, do krocza i cesarki - klasycznych zdejmowanych. Zdejmowane są w 5 dobie albo w 7 w przypadku cesarki. Przed zdjęciem szwów trzeba się koniecznie załatwić... Można sobie pomóc czopkiem glicerynowym. 
Podczas nawału pokarmu możemy mieć temperaturę nawet 40 stopni. Trzeba wziąć tabletkę Paracetamolu, odciągnąć pokarm (ale nie do końca) i obkładać piersi liśćmi kapusty. Trzeba tez pamiętać, aby karmić malucha w pozycji spod pachy, bo wtedy ssie mleko z boków piersi i nie zostają grudy pokarmu, a cała pierś jest lepiej oczyszczona. 
No i kwestia diety karmiącej matki. NIE mówimy słodyczom, czekoladzie, ciasteczkom, potrawom smażonym, duszonym, odstawiamy białe pieczywo, a nowe produkty wprowadzamy do diety pojedynczo. Uważamy na kalafior, fasolę, brukselkę - poza tym, że są ciężkostrawne, mają kiepski zapach i dziecko może nie chcieć ssać piersi. 
Info dotyczące przechowywania ściągniętego mleka - w temperaturze pokojowej 12 godzin, w lodówce 48 godzin, a zamrożone nawet 2 tygodnie. takiego mleka nie podgrzewamy. Możemy je ocieplić pod ciepłą woda z kranu. 
Pierwsza kontrola ginekologiczna powinna mieć miejsce po 6 tygodniach od porodu, najlepiej u lekarza, który prowadził ciążę. 
O "błękitnych dniach", czyli depresji poporodowej niewiele powiedzieliśmy...ale może to i lepiej. Nie wiem czy zniosłabym dawkę szokujących informacji. 

A na koniec FORMALNOŚCI. Mnóstwo różnych papierków, karteczek, zaświadczeń itp. itd. Zaczyna się od przyjęcia do szpitala, gdzie na dzień dobry wypełnia się kilkanaście stron podaniowych swoich danych, chorób w rodzinie, informacji o przebiegu ciąży... i najlepsze - powód przyjazdu do szpitala :) Do tego dochodzi podpisanie zgody na wszelkiego rodzaju zabiegi, cesarskie cięcie, podanie znieczulenia... Wszystkie wyniki badań i USG trzeba mieć ze sobą sprytnie ułożone, aby łatwiej było wyszukać te potrzebne. Przyjęcie do szpitala trwa ok 45 minut. Oczywiście przyjeżdżać każą jak najpóźniej, żeby nie trafić na salę przedporodową... No ciekawe ile porodów z tych kilkunastu dziennie odbierają na izbie przyjęć ;)
Przy wyjściu ze szpitala trzeba pamiętać o zabraniu wszystkich dokumentów i wyników, karty wypisu, zaświadczenie o urlopie macierzyńskim, dokumenty potrzebne do aktu urodzenia... Koniecznie Książeczkę Zdrowia Dziecka (książeczka szczepień i karta uodpornienia). W ciągu 14 dni należy zgłosić fakt urodzenia dziecka do Urzędu Stanu Cywilnego, aby otrzymać akt urodzenia. Po numer PESEL udajemy się do Urzędu Gminy, z aktem urodzenia, na którym zostanie wpisany nadany dziecku numer PESEL. Poza tym, trzeba zgłosić urodzenie dziecka w przychodni (najlepiej takiej najbliżej miejsca zamieszkania, teraz nie ma już rejonizacji), wybrać lekarza pediatrę i zgłosić chęć wizyty położnej środowiskowej w domu. Podobno przysługują nam ustawowo 4 takie wizyty. Nie podpisujmy więc na pierwszej z nich papierka, że rezygnujemy z kolejnych. Podczas pierwszej wizyty wszystko może być ok, a za jakiś czas pomoc takiej kobity może okazać się niezbędna. 

Podsumowując - warto uczestniczyć w zajęciach szkoły rodzenia. Należy tylko mieć zdrowy dystans do przekazywanych informacji i dopytywać o WSZYSTKO co przyjdzie Wam do głowy. Polecam robienie notatek. Wiedza szybko ulatuje, a do zapisków zawsze można wrócić. Nie udało nam się jeszcze obejrzeć sal porodowych, ale zastanawiam się, czy naprawdę jest mi to potrzebne. Wiem za to, że bardzo bym chciała pójść na jakieś zajęcia na piłce, zadbać o ćwiczenia krocza i poprawić trochę dietę. Trzymajcie kciuki za mój optymizm! Oby z dnia na dzień nie uleciał :) 

Ps. piszcie o swoich odczuciach, zdobytej wiedzy, informacjach, cennych radach, ciekawostkach - bardzo chętnie poczytam o tym, co Wam dało uczestnictwo w takich zajęciach :)


6 komentarzy:

  1. Musze przyznać, jak wpisujesz notatki ze szkoły rodzenia to czytam od deski do deski, tym razem też. I znów jestem zadowolona, dużo informacji, potrzebnych. Mam podobne odczucia jak ty- że PO porodzie będzie najgorzej, że nie ogarnę wszystkiego. Ale cóż- pamiętajmy, że nasze mamy dały radę :) My tez damy. Pozdrawiam i zapraszam do mnię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że dzielnie czytasz :) oczywiście że damy radę! tylko momentami opuszcza mnie ta pewność... ale ogromne pragnienie zobaczenia tej małej istotki i układania sobie wspólnego życia wygrywa z największym strachem :)

      Patrycja

      Usuń
  2. Jak już u siebie pisałam, szkoła rodzenia pomogła mi się oswoić ze strachem przed porodem. Do tego oboje z mężem dostaliśmy wiele cennych informacji o tym, co się ze mną będzie działo i jak dbać o maluszka oraz jak reagować, kiedy zaczyna się źle dziać. Mam nadzieję, że szybko mi się włączy instynkt macierzyński i sobie z tym wszystkim poradzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie - my kobiety przecież MUSIMY gdzieś mieć zakodowaną opiekę i troskę nad potomstwem! Kiedyś bałam się samego bycia w ciąży, teraz to dla mnie zwykła sprawa i cieszę się każdą chwilą z brzuszkiem i każdym kopniakiem :) Obyśmy za jakiś czas napisały - dziewczyny, macierzyństwo jest super! radzimy sobie ze wszystkim i czerpiemy z tego olbrzymią radość :)

      Trzymam mocno kciuki za te ostatnie dni i za szybkie znośne rozwiązanie!

      Patrycja

      Usuń
  3. My właśnie skończyliśmy szkołę rodzenia. Przed samym terminem:)
    Super sprawa. Fajnie, że szkoły robią wizyty na salach porodowych. Trudno uwierzyć, że sama będę tam niedługo leżeć:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do szkoły rodzenia, wiedza odnośnie porodu i radzenia sobie z bólem przekazana a praktyka swoje. Faktem jest, że jest się spokojniejszym bo wiadomo czego można się spodziewać i co powinno się robić.
    Przyjęcie do szpitala w moim przypadku trwało chwilę. Podpisana na IP zgoda na znieczulenie i zabiegi nie wiem po co jest bo w razie konieczności przeprowadzenia cc i tak trzeba podpisać odrębną zgodę (taki jest wymóg prawny, niezwykle ważne przy powikłaniach i ubieganiu się o odszkodowanie). Gorzej jest przy wypisie bo wtedy dokumentów jest sporo i trzeba wszystko dokładnie sprawdzić.
    Niektóre szpitale same zgłaszają urodzenie do USC więc wystarczy tylko iść odebrać akt urodzenia. PESEL nadają jakoś po 30 dniach od urodzenia.
    Położną środowiskową warto wybrać przed porodem, spotkać się z nią, porozmawiać. Po porodzie telefon i w dniu wypisu lub kolejnym będzie już na pierwszej wizycie - bardzo praktyczne :) Ja wizyt miałam 6.
    Pamiętajcie by w zakładzie pracy któregoś z rodziców zgłosili dziecko do ubezpieczenia :)
    I przypomniało mi się - USG bioderek, robi się między 4 a 6 tygodniem życia dziecka. Jeśli chcecie w ramach NFZ to może być ciężko z terminem. Warto dowiedzieć się jeszcze przed porodem i w razie czego rezerwować termin "w ciemno".

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz!