czwartek, 24 kwietnia 2014

Cudeńka Marzeny z Maszkowni

Zanim zaczęły się u nas te wszystkie choróbska i inne takie, dostałam paczuszkę. Wyjątkową i uroczą. Poprawiła mi humor i bardzo ucieszyła, dlatego chwalę się nią na blogu :) Cudny, pastelowy kocyk autorstwa Marzeny z bloga maszkownia.blogspot.com :) Jeśli jeszcze nie widzieliście Jej prac - gorąco polecam! Każdy kocyk ma naszywkę z imieniem dziecka i datą urodzenia. Jest jedyny i niepowtarzalny. Uszyty z kolorowej bawełny i mięciutkiego polaru. Hania śpi słodko pod kocykiem, a do tego przytula senną żyrafkę - także dzieło Marzeny. Miękka, zielona żyrafa, można ją ściskać za szyję i nogi (idealnie mieszczą się w małych łapkach). Tylko kokardka nie przetrwała... rozwiązana i pośliniona niestety. 

A wszytko to (i szmatka z metkami w kolorach kocyka) przywędrowało zapakowane we wstążeczki i spakowane w bawełnianą torebeczkę. Wspaniały pomysł na prezent dla Maleństwa! Urodziny czy chrzciny - oryginalnie i uroczo. A do tego łatwe w pielęgnacji. Nasz kocyk już zaliczył przymusowe pranie i nadal wygląda jak nowy. Solidna robota :) Podwójny plus - nie dość że ładne to jeszcze praktyczne (niektóre kocyki renomowanych firm nie wytrzymują spotkania z pralką). Ja w każdym razie już nie zaglądam do Maszkowni, bo zaraz na coś się nakręcę i będę musiała to mieć ;) ;) ;)

środa, 23 kwietnia 2014

Światowy Dzień Książki

To dziś! Niby żadne święto, ale jednak porozmyślać sobie można. O książkach oczywiście. Nie wiem, czy Wy również macie ciekawe wspomnienia z dzieciństwa dotyczące książek. Ja niestety mam tak, że bardzo niewiele pamiętam z czasów bycia berbeciem i dopiero w okolicach początków podstawówki moje wspomnienia się rozjaśniają. Pamiętam więc Opowieści z Narnii, szczególnie ten moment jak Łucja przechodziła przez starą szafę. Hobbita pamiętam, którego mama czytała nam przed snem udając Golluma i jego glum glum najzabawniej na świecie. Gdzieś w głowie kołacze mi wielka księga o przygodach leśnych zwierzątek, w której były też wróżki i krasnoludki. Tata nam ją kupił, a ponieważ nie dostawaliśmy od niego innych książek, to ta wydawała nam się wyjątkowa. Szczególnie, gdy ją z nami czytał. Gdy już trochę podrosłam wpadłam w świat Ani z Zielonego Wzgórza, bohaterów Niziurskiego i Tajemniczej Wyspy Verne'a. A potem jeszcze wielu wielu innych...

To były cudowne czasy - mojego dzieciństwa z książkami. Bo książki są niezwykłe! Pozwalają wpaść w świat, w którym króluje wyobraźnia, w którym wszystko jest możliwe. I czynią nas szczęśliwymi. Dlatego tak bardzo się cieszę, że rodzice postarali się, aby zawsze otaczały mnie książki. Bo wspomnienia tych nocy spędzonych z latarką pod kołdrą, gdy nie mogłam się oderwać od kolejnych stron, są dla mnie najcenniejsze. 

Czy Wy również macie takie szczególne książki, które moglibyście nazwać książkami Waszego dzieciństwa? 

wtorek, 22 kwietnia 2014

Dwudziesty siódmy tydzień

Podczas gdy inni czuli w powietrzu wiosnę, ja tuż przed Świętami czułam nadchodzące problemy. A zaczęło się od przeziębienia. Mojego przeziębienia. Mój mąż ostatnio trochę chorował, więc mój katar i ból gardła to była kwestia dni. Pierwszy raz od ponad roku! Starałam się ograniczać kontakty z Małą do minimum. Ale Jej nie w głowie katar i kaszel - u Hani pojawiły się suche, atopowe plamy. Na szczęście na łokciu, pod kolanem i na pupie. Buzia gładka. I już myślałam że poprawa Jej stanu skóry z pomocą homeopatii to będzie koniec chorobowych perypetii.... ale skąd! W sobotę dostała małych, białych plamek na ustach. Łudziłam się, że to tylko reakcja na coś co wsadziła do buzi, ale niestety - pleśniawki. Jest ich już więcej w buzi i na języku. Dopiero dziś kupiłam w aptece jakiś preparat i walczymy z tym paskudztwem. Nawet nie wiem kiedy moje przeziębienie się skończyło... Nie mam czasu na chorowanie. Dziecku apetyt się popsuł, marudne, pcha łapki do buzi. Nie dziwię się i szkoda mi Jej. Ale i tak jest dzielna :) Obie jesteśmy :) Do tego wszystkiego i do moich kuchennych rewolucji (nowe smaki i konsystencje, sterta brudnych garów i niedojedzone kaszki i zupki) doszły jeszcze przygotowania do chrztu. Spędziłam dziś w kancelarii kościoła prawie godzinę, spowiadając się jakiejś kobiecie. Nie podałam tylko numeru buta i rozmiaru stanika. Oświadczenia, karteczki, papierki, zaświadczenia i na koniec ofiara "co łaska" 200 zł. W niedzielę będzie chrzczonych ponad 10 dzieciaków. I przypadkowo prawie wszystkie z października tak ja Hania :) Przynajmniej w kolejce przed wejściem pogadałam sobie z innymi mamami i tatusiami ;) A ubranie w które planowałam się zmieścić okazało się ciut za ciasne, więc czeka mnie wizyta w jakimś centrum handlowym... o zgrozo! Kiedy??? 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Dwudziesty szósty tydzień

Ponad pół roku, 6 miesięcy, 26 tygodni, 182 dni, 4368 godzin, 262080 minut wspólnie! Tyle już za nami! wierzyć się nie chce! Cudnych, wyjątkowych, szalonych chwil. Ale i ciężkich, trudnych, nerwowych. W każdym razie niezapomnianych. Nasza kochana córka zdrowym, silnym, pogodnym i niesamowicie kontaktowym dzieckiem. Rozdaje wszystkim rozbrajające uśmiechy, śmieje się głośno, "gada" po swojemu, tuli do nas. Obraca się, przesuwa, skacze, szaleje, macha rączkami i wyciąga je do nas i do zabawek. Chwyta wszystko co napotka. Potrafi leżeć na macie dłuższą chwilę zajmując się zabawkami. Ładnie je, gdy nie jest zmęczona. Przesypia całe noce w swoim łóżeczku, od kiedy zjada na kolację sporą porcję kaszy jaglanej i od kiedy nauczyła się spać na brzuchu. Nasz dzień jest coraz lepiej ułożony, udaje nam się pogodzić zabawę, gimnastykę, pielęgnację, spacery, gotowanie, sprzątanie, małe i duże przyjemności z mniejszymi i większymi obowiązkami :) Zaczynamy bywać u rodzinki i znajomych. Unikamy tylko marketów, komunikacji miejskiej, zakatarzonych przedszkolaków, przychodni lekarskich i zwierząt. Nasze codzienne i niecodzienne przygody udokumentowane są fotografiami, od których dysk w komputerze pęka w szwach ;) Codziennie obiecuję sobie wywołać te najpiękniejsze i wkleić do albumu. Może w święta się uda coś wybrać :) Sterta za małych ubranek piętrzy się w garderobie, karton za dużych czeka na stryszku. A second handy wołają "wejdź, kup coś jeszcze!" Czasami uda mi się oprzeć zakupom. Czasami ;) Z gotowaniem zupek też sobie radzę. Na oko i na wyczucie. Ziemniak, marchewka, kawałek pora, pietruszki, selera, raz dynia, raz brokuł, raz groszek. Żółtko na zmianę z oliwą i masłem klarowanym. Maleństwo wciąga wszystko. Czasem potrzebny jest jakiś drobny występ wokalny czy recytatorski. Do wieczornej kaszy z owocami już coraz rzadziej trzeba klaskać czy śpiewać. Jest pyszna i słodka, szybko znika z miski. Nawet upaćkane kaszą rajstopy i podłoga już nas nie denerwują. Nawet rozlana i rozchlapana woda z wanienki, ani obślinione czy posikane narzuty, kocyki czy dywaniki. Rodziców rozpiera radość i duma. Nie da się nie być szczęśliwym!

piątek, 11 kwietnia 2014

Posprzątaj po swoim psie!

Zdarzyło Wam się podczas spaceru z dzieckiem wjechać w psią kupę? To oczywiście pytanie do tych, którzy spacerują po mieście, bo chwile relaksu w lesie, na łące i we własnym ogrodzie oszczędzają rodzicom i dzieciom takich obrazków. Kółeczka świeżo umyte, a tu proszę - jedna niespodzianka obok drugiej. Wrrr... A co to będzie gdy moje dziecko zacznie samo chodzić? Myślałam, że takie obrazki na stałe wpisują się w klimat mojego miasta. A tu proszę - warszawiacy się starają i prowadzą różne kampanie zachęcające do sprzątania po swoich czworonogach. Natknęłyśmy się dziś na akcję jakiegoś pomysłowego człowieka - okoliczne śmietniki zostały zaopatrzone w łopatki i woreczki do sprzątania. Plus za ciekawe wykorzystanie pustych butelek po napojach i dołączenie do nich woreczków. Super! Oby zdało egzamin i natchnęło innych do utrzymywania porządku :) 

Z nadzieją na lepszy wizerunek przydomowych terenów zielonych Warszawy
Patrycja

środa, 9 kwietnia 2014

Body wrapping czyli owijanie się folią spożywczą

Słyszałyście kiedyś o czymś takim? Salony kosmetyczne zachwalają skuteczność takich zabiegów – podobno można pozbyć się nawet kilku centymetrów tu i ówdzie już po pierwszym owinięciu się. Ale ceny takich zabiegów skutecznie odstraszają... A tymczasem można znaleźć sposoby na domowe wytapianie tłuszczu ;) Przyznam, że mnie to zaciekawiło. Koleżanka sprzedała mi sprawdzony przepis. W sklepie zielarskim zakupiłam olejki eteryczne - jałowcowy, cynamonowy i geraniowy. Zrobiłam zapas folii spożywczej. Wyczekałam w sobotni wieczór aż dziecko zaśnie snem głębokim, a męża wygoniłam z domu ;) Do miseczki wlałam po 5 kropli każdego z olejków i dodałam trochę balsamu do ciała. Taką papkę nałożyłam na uda, biodra, brzuch i pośladki. Przed zafoliowaniem się polecam założyć bawełniane stringi... Owinęłam się folią zaczynając od prawego uda, do biodra, potem lewe udo do biodra, dalej folię od bioder, żeby się nie zsuwała. Włożyłam na siebie ciepłą piżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Poleżałam tak godzinę, ale ledwo dałam radę. Było niesamowicie gorąco! Niemiłosiernie się wypociłam. Potem prysznic i po wszystkim. Nie mierzyłam się przed, więc nie powiem ile centymetrów ubyło mi po. Ale wierzę, że ubyło. Podobno już po pięciu takich sesjach można zgubić 3 cm... No jeśli czas i warunki pozwolą... nie mówię nie. Ale lepiej się czułam po peelingu kawowym i kakaowym :) 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Dwudziesty piąty tydzień

No to utknęłam w kuchni na dobre. Posiłki dla dorosłego to pestka! Ale dla bobasa... to dopiero wyzwanie :) Waga, blender, miniaturowy garnuszek, miseczki, łyżeczki, wrzątek, buteleczki, słoiczki, pudełeczka... Dzidzia hyc na bujaczek, śliniak pod brodę i zaczynamy nasz teatrzyk. Dosłownie. Ileż to piosenek muszę wyśpiewać żeby łaskawie dziecko połknęło ze 150 ml zupy! Dobrze, że nie muszę Jej karmić publicznie. Z kaszą idzie lepiej. Ale wtedy tatuś ma okazję się wykazać. Możecie wierzyć lub nie, ale kasza najlepiej wchodzi, gdy tata... klaszcze. Jeszcze trochę, a angaż u Rubika murowany ;) A po jedzeniu kuchnia wygląda jak po przejściu tornada. Ledwo zdążę zanieść Maleństwo na dywan do zabawek i pozmywać wszystko, a tu przydałoby się coś upichcić dla dorosłych. Koleżanka ostatnio spytała czy jemy razem z dzieckiem, bo dobrze gdy dziecko widzi że wspólnie się jada posiłki... No racja, ale mam tylko dwie ręce - albo mój widelec albo łyżka Hani. Ale jak się wkurzę, to schabowy wprowadzimy do Jej diety znacznie wcześniej. 
Do tych kuchennych ewolucji i rewolucji doszedł jeszcze szał w postaci przygotowań do chrztu. Późno, bo to lada dzień 6 miesięcy minie, ale wcześniej jakoś się nie zebraliśmy. W sumie pierwszy raz mam okazję przygotować taką imprezę (na ślub uciekliśmy w Tatry i tyle nas widzieli) i już wiem że po raz ostatni. Termin nie wszystkim pasuje. Kościół daleko. Knajpa daleko. Nie ma gdzie zaparkować. Menu katastrofa - jedni pragną wątróbki, inni są wegetarianami, a jeszcze inni mają 5 lat i marzą o frytkach i lodach. Każdemu podpowiedzieć co kupić dziecku. Wypisać i rozwieźć zaproszenia. Znaleźć dziecku strój - zdaniem jednych wytworną suknię, zdaniem innych śnieżnobiały kombinezon. Znaleźć kreację sobie i pamiętać żeby piersi z mlekiem były w pogotowiu. Wrrrr... w końcu to nasza impreza. Kościół parafialny, knajpa 2 km od kościoła, kameralna, klimatyczna i niedroga. Zaproszenia zamówione przez internet. W menu indyk z grilla, opiekane ziemniaczki z ziołami, zestaw sałat, jakieś przystawki, ciasta, lody i owoce na deser. Sweterek, sztruksowe ogrodniczki i czapeczka z misiem dla Maleństwa. Białe oczywiście. A ja się wbiję z swój ulubiony żakiet, spodnie i białą bluzkę. I mam gdzieś co ludzie powiedzą.

środa, 2 kwietnia 2014

PACHNĄCY PEELING KAKAOWY

Odkryłam kolejny cudny kosmetyk domowej roboty. Myślałam, że kawowy peeling pachnie obłędnie, ale to cudo... trzeba powstrzymać się przed oblizywaniem palców ;) 3 łyżki cukru, 2 łyżeczki gorzkiego kakao, 2 łyżeczki miodu i odrobinę mleka mieszamy w szklanej miseczce. Przed nałożeniem papki na uda, biodra, brzuch czy pośladki koniecznie trzeba zwilżyć skórę. Masujemy okrężnymi ruchami i zostawiamy na kilka minut. Spłukujemy. Skóra jest gładka, pachnąca, a do tego lekko śniada. Polecam!

wtorek, 1 kwietnia 2014

Dwudziesty czwarty tydzień

Nie myślałam, że rozszerzanie diety dziecka to takie wyzwanie. Wizyta u pediatry nie pomogła. Wątpliwości i niepewność pozostały. Usłyszałam że mam nie podawać dziecku konserwantów i sztucznych barwników, za to faszerować malucha kaszą jaglaną, doprawiać zupy solą i ziołami, nie podawać wody tylko kompot i soczek, a gluten i cytrusy dopiero po pierwszym roku. Hmmm... Do ukończenia szóstego miesiąca zostało Hani 10 dni, a waga pokazała wczoraj zaledwie 7020 g. Nie chcę panikować, bo moja córka jest zdrowa i aktywna, ale będę spokojna, gdy ta nowa dieta zacznie dawać efekty w postaci konkretnego przyrostu masy. Nie wiem jakie porcje podawać, jak często, czy dokarmiać po posiłku moim mlekiem... ciągle trafiam na inną teorię. Plan dnia i posiłków ustaliłam kierując się głównie własną intuicją i podpowiedziami mojej mamy. Hania budzi się około 7, dostaje mleko z piersi, o 10 znów dostaje moje mleczko (zastanawiam się nad kaszką...), potem idziemy na spacer i Hania śpi 3-4 godziny. Po przebudzeniu dostaje zupkę (papkę domowej roboty z oliwą, masłem klarowanym albo połową żółtka, około 100 g). Około 17 deser w postaci jabłka, gruszki, banana albo kaszki jaglanej z którymś owockiem (około 80 g), potem ewentualnie pierś i krótka drzemka i około 21 pierś i butla (150 ml MM) na dobranoc. Czasami około 4 nad ranem budzi się na mleczko z piersi. Zupkę Maleństwo zjada niechętnie (może to kwestia doboru proporcji warzyw), za to owoców zawsze za mało :) Nasza kuchnia pełna jest małych miseczek, łyżeczek, słoiczków, kubeczków, garnuszków, miarek, śliniaczków, ściereczek... Blender, waga i sokowirówka cały czas w akcji. Rano nalewam do butelki trochę wody i podaję Małej co jakiś czas o po kilka łyczków, krzywi się trochę. Do tego 100 ml soku z jabłek dzielę na dwie porcje i podaję w ciągu dnia. Sok uwielbia. Sama sobie trzyma buteleczkę i marudzi gdy soczek się kończy. 

czwartek, 27 marca 2014

Poradnik opieki nad mężczyzną

W zeszłym tygodniu służbowo szkoliłam się z MS Worda. Wykonywaliśmy różne ćwiczenia na tekście dotyczącym opieki nad nowym mężczyzną, który pojawia się w kobiecym domu. Nie mogłam się powstrzymać i wstawiam poniżej krótki fragmencik:

Pierwszy dzień w domu 

Nowy mężczyzna w domu to radość dla kobiety, ale i nowe obowiązki. Nie można zapominać o tym, że często nie znamy rodowodu, ani nawet poprzedniej właścicielki naszego nowego pupila. Nie wiemy, jak był traktowany i jakie ma nawyki. Na wszelki wypadek nie należy wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, lepiej też unikać podnoszenia głosu, bo może się skulić, schować za szafę i trzeba będzie włączyć odkurzacz żeby go wypłoszyć. Dlatego już od progu przemawiamy do niego łagodnym, acz stanowczym głosem. Układamy na kanapie, głaszczemy po głowie (ostrożnie, bo może nieprzyzwyczajony) i pozwalamy mu zatrzymać paletko, by czuł zapach z poprzedniego domu. Pierwsza noc jest zazwyczaj najtrudniejsza, ponieważ może pochlipywać i piszczeć, ale musimy wykazać się konsekwencją i nie brać go od razu do swojego łóżka, żeby się nie przyzwyczaił. 

Złe nawyki 

Już po kilku dniach pobytu nowego mężczyzny w domu orientujemy się pobieżnie, jakie ma nawyki. Najczęściej przywiązuje się do miejsca, na którym spędził pierwszą noc, czyli kanapy i tam zalega w pozycji horyzontalnej. Często z pilotem od telewizora w dłoni. Czasem z gazetą, sporadycznie z książką. Ponieważ mało mówi, mogłoby się wydawać, że myśli, ale najczęściej okazuje się, że to tylko złudzenie. Gdy czuje głód, opuszcza legowisko i buszuje po kuchni. Wtedy najlepiej być w domu i szybko zrobić mu coś do jedzenia. W przeciwnym razie w kuchni zastaniemy wypiętrzone grzbiety brudnych naczyń, pod stopami lepkie substancje, a wszystko posypane zgrzytającym cukrem i okruszkami chleba. W lodówce natomiast puste kartony po mleku. W żadnym wypadku nie wolno wtedy bić mężczyzny. Bo ucieknie. 

Karmienie 

Karmienie mężczyzny zwykle nie jest zbyt skomplikowane i nawet średnio zdolna kulinarnie kobieta udźwignie ten ciężar, w niektórych przypadkach również i związane z tym koszty. Nie należy się też stresować opinią mężczyzny na temat smaku podawanych dań, bo i tak żadna z nas nie potrafi gotować tak, jak jego mamusia. Podajemy zatem cokolwiek, byle było ciepłe, ponieważ on i tak nie oderwie oczu od gazety lub telewizora. Podobno znane są przypadki że udało się nauczyć mężczyznę, żeby kanapki jadł nad talerzem i nie w łóżku oraz nie podjadał z rondla, ani też nie gryzł całego pęta kiełbasy jak barbarzyńca, ale informacje te nie zostały potwierdzone naukowo. Jedno jest pewne - mężczyzna lubi dostawać jeść regularnie i szybciej się wtedy oswaja. 

Zdrowie 

W przypadku mężczyzny nawet najlżejsze przeziębienie lub katar mogą być niebezpieczne i brzemienne w skutki. Nie dla niego oczywiście, tylko dla nas. Wystarczy stan podgorączkowy albo lekkie skaleczenie i mamy w domu rozhisteryzowaną, konającą ofiarę, która wymaga od nas wysoko wyspecjalizowanej opieki medycznej i psychoterapii, oraz zapewnień, że na pewno nie umrze. Nadludzkim wysiłkiem woli i cierpliwości musimy jakoś przeżyć te erupcje hipochondrii i wyzbyć się jakichkolwiek złudzeń, że gdy my będziemy umierać w malignie na zapalenie płuc, ktoś poda nam szklankę wody. W sytuacji naszej choroby on przyjdzie i zapyta "a co dzisiaj mamy na obiad?". 


P.S. Jestem ciekawa, jakby brzmiała wersja Poradnika opieki nad kobietą. Jeśli ktoś się pokusi do napisania, to pochwalcie się!

środa, 26 marca 2014

Dwudziesty trzeci tydzień

Jeszcze nie udało nam się dotrzeć do pediatry. Zapisałam nas na najbliższy czwartek. Lista pytań i wątpliwości coraz dłuższa. Dieta Hani powoli rozszerza się sama. Kilka łyżek jabłka to za mało. Ale jabłko i tak się przejadło. Gruszka, to dopiero szaleństwo! Pałaszuje ile wlezie i płacze jak miseczka pusta. Na początku ścierałam owoce, ale miały chyba za duże kawałki i niechętnie je przełykała. Zajrzałam do mojej magicznej książki "Zdrowe gotowanie dla niemowląt i maluchów" i znalazłam tam prosty przepis na pure z owoców. Zrobiłam takiego pure trochę więcej, poporcjowałam w pojemnikach na kostki lody i teraz mam dwa woreczki w zamrażalniku - gruszki i jabłka. Wyciągam tyle ile potrzeba, rozmrażam i dodaję troszkę swojego mleka. Wygodne i pomysłowe. Zrobię też "domowe słoiczki" z obiadkami, ale czytałam gdzieś, że słoiczki po tych kupnych obiadkach nie nadają się, bo nie chcą się porządnie zakręcić. No to zbieram słoiczki po koncentratach pomidorowych, musztardach i innych takich. Chciałam Małej dać jeszcze bataty, ale wstrzymam się i zobaczymy co pediatra powie. 

Hania z upodobaniem obraca się z pleców na brzuszek, ale prawie zawsze tylko przez lewe ramię. bardzo lubi leżeć na brzuszku i spać na brzuszku, więc nie ma motywacji żeby nauczyć się odwracać z brzucha na plecy... Hmmm... staram się jeszcze tym nie martwić, tylko bawić z nią i motywować do obrotów. 
Podobnie z machaniem rączką - nauczyło się dziecko machać prawą ręką, uderzając wszystko wokół opuszkami paluszków. Z początku to było śmieszne i uznałam to za machanie i uderzanie w celach poznawczych, ale teraz potrafi złapać zabawkę czy pieluchę i machać nią zawzięcie np. podczas jedzenia. Cóż... nauczyła się, to macha. Znudzi się to przestanie ;) Mam nadzieję... 
A ze złości drapie się po karku i ciągnie za uszy. Którejś nocy tak się wściekała i tak drapała, że rano wyglądała jak by wpadła w drut kolczasty. Na szczęście jej skóra bardzo szybko się regeneruje. Obcięłam jej paznokcie i gdy się denerwuje łapię ją za rączkę i głaszczę. 
Muszę podpytać lekarza, czy warto się od tak wybrać z dzieckiem na kontrolę do neurologa i jakiegoś fizjoterapeuty. 

No i ostatnia nurtująca mnie sprawa. Mleko które odciągnęłam dzień wcześniej, następnego dnia okazało się być okropne w smaku! Nie wierzyłam mężowi który spróbował resztki mleka które Mała zostawiła i sprawdziłam sama. Paskudztwo! Z początku jakby smak mleka kokosowego, taki maślany, mdły, a potem wręcz mydlany, okropieństwo. Musiałam popić herbatą. Ale Mała wypiła w sobotę prawie 100 ml i nic jej nie dolega... Wyparzyłam butelki do których ściągałam mleko. Ściągałam po trochu w kilkugodzinnych odstępach. Ręcznie. Trzymałam mleko na środkowej półce lodówki. A po wyjęciu z lodówki mleko było ogrzane delikatnie w kąpieli wodnej do temperatury pokojowej. Hmmm... 




poniedziałek, 24 marca 2014

Kuracja przeciw wypadaniu włosów KERIUM La Roche-Posay

Kolejny drogi kosmetyk w mojej łazience. Coż... tonący brzytwy się chwyta... I niestety zupełnie niepotrzebnie. Zachwalany specyfik okazał się kiepskim i zbędnym wydatkiem. A mowa tu o płynie KERIUM, francuskiej firmy La Roche-Posay. Intensywna kuracja przeciw wypadaniu włosów to spray o pojemności 125 ml, z 2 końcówkami na krótkie i długie włosy. Zawiera takie cuda jak madekasozyd (wyciąg z wąkrotki azjatyckiej) oraz aminexil. Czymkolwiek są te składniki widocznie nie są aż tak skuteczne jak być powinny... A przynajmniej nie radzą sobie z moją skórą głowy i z moimi włosami - długimi, kręconymi, plączącymi się, sztywnymi i osłabionymi. 

Preparat powinien spowolnić wypadanie włosów, przywrócić włosom ich grubość, wzmocnić je, odżywić, sprawić że będą bardziej odporne i mniej kruche. A moje jak wypadały tak wypadają. Płyn śmierdzi niemiłosiernie. Jak spłynie po twarzy to lepiej się umyć. Producent zaleca stosowanie płynu codziennie albo trzy dni w tygodniu na umyte i wysuszone włosy. Super, tylko że po nałożeniu płynu włosy wyglądają tak jak przed myciem, a do tego niezbyt ładnie pachną... Ja nie myję włosów codziennie, więc zabiegi w postaci szorowania ich pod prysznicem a potem suszenia dodatkowo osłabiają skórę głowy.

Ponadto to cudo pryskamy na skórę głowy 12 razy jednorazowo, robiąc przedziałki co kawałek i masując intensywnie. Sprawia to, że spray znika z buteleczki błyskawicznie., a i tak ma się wrażenie, że na głowie jest go mało. Rezultaty powinny być widoczne po 6 tygodniach. Efekty są - pusta butelka, sztywne włosy na głowie i w całym mieszkaniu, wszechobecny aromat jak z zakładów chemicznych. 

Zdecydowanie nie polecam. Wydatek ok 130 zł. Seria Kerium to jeszcze szampon przeciw wypadaniu włosów, a także preparaty przeciwłupieżowe i do skóry łojotokowej. Nie planuję stosować żadnego z nich. Ten płyn skutecznie mnie zniechęcił. Być może nie jest to preparat na wypadanie włosów spowodowane zmianami hormonalnymi i niedoborem składników mineralnych w organizmie karmiącej mamy... Planuję pić tran* i odwar ze skrzypu**, a do tego podetnę włosy, żeby łatwiej się je pielęgnowało.


* dowiedziałam się ostatnio, że słowo TRAN zastrzeżone jest dla preparatów z olejem z wątroby dorsza, a olej z wątroby rekina jest zupełnie oddzielnym preparatem... może dlatego nigdzie nie znalazłam tranu z wątroby rekina... ;) 
** z tym piciem odwaru ze skrzypu to ostrożnie... bo zbyt intensywna kuracja wzmaga porost włosów na całym ciele (co wydaje się w miarę logiczne), a do tego delikatnie barwi włosy na szaro zielono u nasady... kiedyś przesadziłam - piłam skrzyp, łykałam skrzyp i jeszcze płukałam włosy w skrzypie. 

niedziela, 23 marca 2014

"MAMA WIE!" warsztaty w Żyrardowie

Udało się - dotarłam w sobotę na warsztaty "Mama wie!" do Żyrardowa. Odciągnęłam 100 ml mleka, przed wyjściem przygotowałam mus gruszkowy i sok z jabłek, wodę, wyciągnęłam na stół herbatki, mleko modyfikowane, napisałam mnóstwo karteczek, instrukcji, zostawiłam listę telefonów, nakarmiłam Maleństwo i... wyszłam. I już zatęskniłam. Na szczęście autobus i potem pociąg do Żyrardowa zgrały się idealnie, podróż minęła błyskawicznie. Nie było mnie 7 godzin. Wymieniliśmy z mężem tylko kilka SMSów i rozkleiłam się dopiero w drodze powrotnej gdy dostałam MMSa z zadowoloną minką Maleństwa. Dziecko podczas mojej nieobecności spało 4 godziny! :)

Cieszę się, że wyrwałam się z domu i uważam czas spędzony na warsztatach za owocny. Trzygodzinny program obejmował cztery pogawędki, z czego dwie ciekawe i dwie zachwalające produkty Enfamila i Tommy Tippy. O tych ostatnich nie będę się nawet wypowiadać... Za to warsztaty z Panem Pawłem Zawitkowskim - super! Ten facet naprawdę wie co robi i z pasją o tym opowiada. Mnóstwo pomysłów. W przerwie wysłuchał chyba każdego. Ja też dostałam rady jak prawidłowo nosić maleństwo ciekawe świata. Dostałam płytę z filmikami. Niektóre z nich są dostępne w internecie. Zajrzyjcie na stronkę www.mamotatocotynato.pl :) Warto też śledzić na Facebooku informacje o spotkaniach i warsztatach na których pojawi się Pan Paweł. 
Rozgadała się Pani pielęgniarka. Dzielnie zniosłam ten wstęp o pielęgnacji dziecka po porodzie i z uwagą wsłuchałam się w sprawy ząbkowania ;) Z całego wykładu zapamiętałam, żeby nie godzić się na kapanie dziecka w pierwszych dobach życia w szpitalu - maź płodowa super chroni taką delikatną skórę. Położne powinny nie tylko jej nie zmywać, ale nawet rozsmarować. Druga ważna sprawa, to kwestia niewykształconych kanalików łzowych - podczas pierwszych kąpieli trzeba uważać żeby woda nie dostała się do oczu, bo bardzo je podrażni, a maluch nie wypłacze tego co mu naleci do oczu. Nie trzeba za to wyjątkowo uważać na uszy. No i dowiedziałam się conieco o kalendarzu ząbkowania, objawach, sposobach łagodzenia bólu i opuchniętych dziąseł. Zrozumiałam podczas wykładu, że w naszych torbach z gadżetami od sponsorów znajdziemy próbki m.in. żelu na dziąsełka, ale niczego takiego w nich nie znalazłam... a szkoda :( Pani rozbawiła mnie za to wymyślając urocze określenia dla spraw przyziemnych. Zwykłą kupę nazwała "przykrą wydzielinką która nam się przytrafia" ;) 

Owe gadżety - próbki, mini produkty, ulotki, katalogi, reklamy, wizytówki - czekały już na każdego uczestnika na krześle, zapakowane w torbę z logo warsztatów. Do tej pory spotkałam się z tym, że na końcu spotkania organizatorzy wręczali paczuszki najbardziej wytrwałym. Pomyślałam, że to super sprawa, bo nie trzeba czekać do końca pogadanek żeby otrzymać taki upominek. Ale jak zajrzałam do torby to wiedziałam dlaczego... Nie było w niej ani smoczka, ani butelki, łyżeczki, słoiczka, zabawki, ani niczego równie ciekawego... Ale zachłanne mamy i tak zaczęły oglądać zawartość toreb z sąsiednich krzesełek i nagle niektóre z nich jakieś takie puste się zrobiły... Szok. A najlepsze jest to, że na zapleczu zostało tyle toreb, że organizatorki na koniec pozwoliły mamom zabrać dodatkowe upominki i podzielić się nimi ze znajomymi mamami.
 
No i w ten sposób mam o kilka drobiazgów więcej. Chętnie oddam takie zestawy dwóm mamom. Dajcie znać w komentarzu poniżej jeśli chcecie przetestować i poczytać conieco :) Pamiętajcie o adresie mailowym. 
Do myślenia dała mi ulotka oferująca usługi doradcy macierzyńskiego. Wiedziałyście że są ludzie, którzy godzinę swojego czasu dla spanikowanej ciężarnej albo załamanej świeżo upieczonej mamy wyceniają na 75 zł!? Złagodzą kolki Waszego dziecka, a nawet je uśpią! Hmm... jak wyrobią się w godzinę, nie wezmą nic za dojazd i dadzą gwarancję sukcesu na piśmie, to ja się zastanowię ;) 


Gdybym miała oceniać warsztaty, dałbym im 4 z plusem. Niewielu sponsorów, niewielu specjalistów, brak czasu na dyskusje czy dodatkowe pytania, brak miejsca dla maluchów (jedynie przewijak w toalecie, ale miejsca na karmienie czy zabawę zabrakło, a nigdzie nie było mowy o tym, by zostawić pociechy w domu). No i wielki minus za brak możliwości napicia się kawy ;) 
Ale i tak warto! Jeśli będziecie mieli możliwość uczestniczyć - polecam! 


środa, 19 marca 2014

CLINIC WAY krem na dzień i na noc Dr Irena Eris

Zaszalałam i za namową przyjaciółki kosmetyczki nabyłam zestaw kremów Dr Ireny Eris :) Nowa seria Clinic Way krem na dzień i na noc. W zależności od stopnia starzenia się skóry Pani Irena oferuje nam 4 linie pielęgnacyjne odpowiadające 4 typom zmarszczek, które uaktywniają się w różnym wieku 30+, 40+, 50+ i 60+. Załapałam się na serię z nr 1, chociaż i tak z lekka na wyrost ;) Czego to nie zawierają te fantastyczne kremy! Opatentowaną formułę FGF1 LMS™ z technologią LIPO-SPHERE™ !!! Mają odwrócić negatywne procesy zachodzące w komórce i przedłużyć aktywne życie niejakich fibroblastów! A po naszemu - odmładzają i hamują procesy starzenia się skóry. 

Cudne słoiczki królują w mojej łazience zaledwie kilka tygodni, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że są w porządku. Nie podrażniają mojej suchej i atopowej skóry. Ładnie pachną, bardzo szybko się wchłaniają, mają delikatną konsystencję, przyjemnie się je rozprowadza na skórze twarzy, szyi i dekoltu. Po kilku dniach stosowania moja skóra jest rzeczywiście bardziej nawilżona, jakaś taka delikatniejsza, odżywiona nawet... Pani Irena wie doskonale, że na mojej twarzy pojawiły się drobne zmarszczki ekspresyjne w formie delikatnych linii na powierzchni skóry w okolicach oczu, ust i na czole.

Czy te rewolucyjne kremy je zredukowały? Hmmm... powiedzmy że bardzo delikatnie wygładziły. Ale mam zamiar stosować je dalej. Przynajmniej do końca 50 ml opakowań. Gdyby ich skuteczność powalała tak jak cena (70 zł za słoiczek) napisałabym, że kupię kolejne. Akurat udało mi się je kupić za ok 50 zł, więc za taką ceną są bardzo w porządku. Przed zakupem koniecznie wybierzcie się do salonu Pani Ireny albo do dobrej perfumerii i poproście o próbki, albo przetestujcie na miejscu. 

Podsumowując - bardzo dobry krem pielęgnacyjny i na razie jako taki szczerze polecam. Jako reduktor zmarszczek i wygładzacz już mniej. Kusi mnie jeszcze zakup kremu pod oczy z tej samej serii... A najbardziej polecam wszystkim panom, jako prezent dla ukochanej kobiety :) Oczywiście z odpowiednim doborem słów przy obdarowywaniu. I zamiast "masz kobieto zrób coś z twarzą..." polecam wysilić się chociażby "kochanie, pomyślałem że należy ci się odrobina luksusu" :)

wtorek, 18 marca 2014

PEELING NA SPIERZCHNIĘTE USTA

Kolejna rewelacja, która ratowała moje usta w sezonie jesiennym i zimowym. Teraz stosuję ten peeling raz na jakiś czas, żeby usta były miękkie i gładkie. Wystarczy odrobina cukru gruboziarnistego (czyli klasyczny kryształ) i niewiele więcej miodu. Zmieszane razem w najmniejszym naczyniu jakie mam to nie więcej niż mała łyżeczka. Palcem nakładam na usta i delikatnie masuję. Podobno można do tego używać szczoteczki do zębów... wolę swój palec :) Potem zostawiam papkę na kilka minut, starając się jej nie oblizywać. Zmywam peeling i nakładam na usta balsam albo masło shea. Dopiero potem na ustach ląduje błyszczyk albo szminka. Prawda że proste? A do tego szybkie i skuteczne :) 

poniedziałek, 17 marca 2014

Dwudziesty drugi tydzień

Pięć wspólnych miesięcy już za nami. 7 kilogramów szczęścia i całe 66 centymetrów radości. Pierwsza jabłkowa papka też za nami, a dokładnie na mojej bluzce, ścianie i podłodze. Zdziwienie, ciamkanie, złość że nie dostanie łyżeczki, artystyczne plucie połączone ze ślinieniem się i wydawaniem dziwnych dźwięków. Udało się zjeść tylko to, co nie zdążyło wylecieć z buzi bo mama wpychała już kolejną łyżeczkę. W sumie może ze dwie marne łyżeczki trafiły do brzucha. A potem i tak był soczek, bo soczek moja córka sobie ukochała :) No i tyle zmian w związku z rozszerzaniem diety mogłam wprowadzić sama. Za tydzień jedziemy do pediatry i posłuchamy mądrych rad i zaleceń. Założę się, że absolutnym must eat będzie kasza jaglana ;) Pani doktor jest niesamowita - z czym bym do niej nie zadzwoniła od razu ma konkretne zalecenie, jest przy tym bardzo stanowcza i zasadnicza. Na początku mnie to wkurzało, ale jeśli do tej pory wszystko się sprawdziło i pomogło, to czego chcieć więcej. 

Udało mi się posegregować ubranka Hani i te z których wyrosła włożyłam do kartonowych pudeł. Nie mogę tylko zdobyć się na wyniesienie ich na stryszek, bo sentymentalna się zrobiłam i zaglądam do nich czasami... Takie malutkie, takie ładniutkie, miękkie, milutkie, słodziutkie... No i zdecydowałam że ich nie oddam ani nie sprzedam. Hania musi mieć siostrzyczkę albo braciszka. Za jakiś czas oczywiście ;) 

Nadrobiłam zaległości i poczytałam inne blogi... Grono obywateli nam się powiększyło, a tym samym coraz więcej jest w sieci historii z porodówek. Jejku... ale my jesteśmy dzielne! Niedoinformowane, niepewne, przestraszone, zmęczone biurokracją i ciągłym "powinna pani...", "musi pani koniecznie...", "w żadnym wypadku nie wolno pani...". Ciągle słyszymy do czego mamy prawo, a i tak nie jest ono respektowane. No i oczywiście każda z nas za jakiś czas zapomni jak ciężko było z brzuchem i porodem, bo przyjdą inne kłopoty i rozterki, ale przecież nie o to chodzi! Chciałybyśmy mieć miłe wspomnienia i o narodzinach mówić że to "prawdziwy cud"! I nie chodzi tu o ból, bo to nieodzowne, ale o całą otoczkę. Przede wszystkim rzetelną informację od lekarzy, konkretne zalecenia i diagnozy, szanowanie naszego czasu i zdrowia, a nie ganianie nas po przychodniach z dokumentami / receptami / skierowaniami / zaświadczeniami, czekanie na wizyty lekarskie, potem sterczenie w kolejkach pod gabinetami. Słowa "pomoc", "troska", "zrozumienie" i "szacunek" są obce pracownikom szpitali, przychodni, urzędów itp. Ok, nie wszystkim, nie będę pakowała ludzi do jednego worka, ale co mi po tym, że położna mnie wysłucha, jeśli lekarz przyjdzie i zaleci "coś", co podważy inny lekarz przy kolejnej wizycie. Wrrrr.... To takie przemyślenia odnośnie kolejnej ewentualnej ciąży. I nie odsyłajcie mnie na stronę Fundacji Rodzić po ludzku, bo idea zacna, ale niepraktykowana. 

piątek, 14 marca 2014

DOMOWY PEELING KAWOWY

Czy tylko ja dopiero teraz go odkryłam? Z zachwytem opowiadam koleżankom, a one na to "tak! wiem! stosuję od dawna!". No cóż... Jak widać w niektórych kręgach plotki i ploteczki nie rozchodzą się tak szybko jak powinny... Niemniej jednak dla tych, którzy być może jeszcze nie stosowali - POLECAM! Prosty, szybki, obłędnie pachnie, a skóra po nim... bajka :) Zaparzacie w szklance kilka łyżek mielonej kawy (ja wsypuję 3-4). Mieszacie i czekacie, aż fusy opadną na dno. Delikatnie zlewacie kawę, a fusy łyżeczką przekładacie do pojemniczka np. po kremie czy balsamie (dobrze jeśli będzie szeroki, łatwiej się do niego dostać). No i są dwa sposoby - albo jest to porcja jednorazowa i wystarczy kubeczek po jogurcie czy zwykła miseczka, do której oprócz fusów dodajemy żel pod prysznic czy mydło w płynie, albo też w zamykanym pojemniczku mamy same fusy i nabieramy odrobinę na dłoń i dopiero na to wyciskamy mydło z dozownika. Ja wolę ten drugi sposób. Taka porcja starcza mi na dwa razy. Peeling spokojnie można nakładać także na twarz, tylko oczywiście nie trzeć mocno... Brzuch, biodra, pośladki, uda - gładsze już po pierwszym zabiegu. Wanna czy prysznic trochę się brudzą, ale jak spłuczemy kawę od razu, to nie trzeba będzie za dwa dni zdrapywać jej z glazury ;) Słyszałam też, że niektóre kobitki stosują same fusy, bez żadnego żelu czy balsamu. Hmmm... można zedrzeć tym naskórek ;) 
Po takim małym domowym SPA, nie da się nie wypić małej filiżanki kawy :) 



środa, 12 marca 2014

TARGI I WARSZTATY DLA RODZICÓW w 2014 r.

W ubiegłym roku ominęło nas kilka ciekawych imprez dla rodziców, dlatego postanowiłam zrobić listę spotkań - warsztatów i targów.


1. TARGI "MOTHER & BABY"
Zgodnie z informacją na stronie organizatora ((http://motherandbaby.pl/) targi Mother & Baby to wydarzenie przeznaczone dla kobiet, kobiet w ciąży oraz rodziców z małymi dziećmi od 0 – 9 lat. Podczas Targów Mother & Baby odbywają się m.in. bezpłatne konsultacje medyczne, szkoła rodzenia, szkoła pielęgnacji, warsztaty różnego rodzaju warsztaty, szkolenia i wykłady.



Terminy i miejsca spotkań :
29 – 30 marca 2014 – GDAŃSK (Hala AMBER EXPO)
24 – 25 maj 2014 – WROCŁAW (Hala Stulecia)
14-15 czerwca 2014 – WARSZAWA (teren Wyścigów Konnych)

Wstęp oczywiście bezpłatny. Mnóstwo gadżetów, konkursów i niespodzianek.

2. WARSZTATY "MAMO, TO JA!"
Bezpłatne warsztaty dla przyszłych i dla młodych rodziców. Rozmowy ze specjalistami dot. m.in. rozszerzania diety dziecka, pielęgnacji, pierwszej pomocy.
Gwarantowane upominki dla wszystkich uczestników. Kąciki zabaw dla maluchów. Warsztaty w dwóch kategoriach :
“Będę Mamą” - Warsztaty dla kobiet w ciąży (godz. 17.00-20.30)
“Jestem Mamą” - Warsztaty dla rodziców dzieci 0-1 lat (godz. 11.00-14.30)

Terminy i miejsca spotkań
17.03 - Kielce, 18.03 - Radom, 21.03 - Lublin, 24.03 - Rzeszów, 01.04 - Warszawa, 02.04 - Warszawa, 04.04 - Bydgoszcz, 07.04 - Olsztyn, 08.04 - Gdynia, 09.04 - Gdańsk, 09.05 - Białystok, 16.05 - Sosnowiec, 19.05 - Kraków, 20.05 - Katowice, 21.05 - Bielsko - Biała, 22.05 - Wrocław, 26.05 - Szczecin, 27.05 - Gorzów Wielkopolski, 28.05 - Poznań, 29.05 - Łódź

Szczegółowe informacje i formularz rejestracyjny na stronie organizatora :http://babyonline.pl/mamo-to-ja-warsztaty.html

3. WARSZTATY "PLANETA DZIECKO"
Cykl bezpłatnych spotkań dla przyszłych i obecnych rodziców. Pogadanki o prawidłowym i zrównoważonym rozwoju dzieci poprzez pielęgnację, zdrowe odżywianie i psychologię rozwojową. Spotkania ze specjalistami z zakresu pielęgnacji i rozwoju dziecka (wykwalifikowana położna, doradca laktacyjny), z zakresu zdrowego odżywiania rodziców i ich pociech (dietetyk), a także z psychologiem dziecięcym. Na każdym spotkaniu bardzo dużo niespodzianek dla rodziców, a każdy uczestnik warsztatów otrzyma upominki od firm wspierających kampanię PLANETA DZIECKO.

Rejestracja na warsztaty rusza dopiero w kwietniu! Szczegóły na stronie http://www.planeta-dziecko.pl/. W ubiegłym roku spotkania odbyły się w Bełchatowie, Częstochowie, Kaliszu, Piotrkowie Trybunalskim, Płocku, Sieradzu, Skierniewicach i Włocławku. 

W tych warsztatach uczestniczyłyśmy i szczerze polecamy. Nasza relacja - http://mamanakaruzeli.blogspot.com/2013/05/warsztaty-planeta-dziecko-czyli-nasza.html

4. WARSZTATY "MAMA WIE!"
MAMA WIE to nowy projekt, skierowany do kobiet w ciąży oraz przyszłych i obecnych rodziców. Spotkania mają charakter wykładów i warsztatów połączonych z prezentacjami. Cenne porady i wskazówki, a także losowanie nagród. Od 2012r. organizator warsztatów wydaje na terenie Warszawy i okolic bezpłatny magazyn aktywnej mamy DaDa www.magazyndada.pl  

Terminy i miejsca spotkań :
15.03 – Nowy Dwór Mazowiecki (godz. 15:30-18:30)
16.03 – Wołomin/Zielonka (godz. 10:30-13:30)
21.03 – Sochaczew (godz. 17:00-20:00)
22.03 – Żyrardów (godz. 10:30-13:30)
31.03 – Grodzisk Mazowiecki (godz. 17:00-20:00)
05.04 – Mińsk Mazowiecki (godz. 15:30-18:30)
06.04 – Otwock (godz. 10:30-13:30)
12.04 – Płock (godz. 15:30-18:30)
13.04 – Pruszków (godz. 10:30-13:30)

Szczegóły i formularz rejestracyjny na stronie http://www.mama-wie.pl/

5. TARGI RODZINNE 
Na odwiedzających czekają niecodzienne atrakcje :
warsztaty poświęcone dawnej modzie, warsztaty z kaligrafii, interaktywne zabawy rękodzielnictwem, tor do gry w kręgle, a także indywidualne konsultacje z położną, porady ratownika medycznego, możliwość uczestniczenia w szkoleniu z pierwszej pomocy, degustacje mleka bezglutenowego i czekolady bez cukru,
konsultacje podologiczne (badanie stóp i kolan) wykonywane przez fizjoterapeutę – rehabilitanta, bezpłatne konsultacje z dietetykiem wraz z pomiarami zawartości tłuszczu i wody metabolicznej w organizmie. Ponad 20 przygotowanych konkursów z atrakcyjnymi nagrodami w tym vouchery na wspólne wakacje. Szczegóły na stronie http://www.targi-rodzinne.pl/aktualnosci.html

Terminy i miejsca targów :
15-16 marca STADION NARODOWY w Warszawie 
26-27 kwietnia hala AWF w Gdańsku 
17-18 maja EXPO w Łodzi 
13-14 września EXPO w Krakowie 
20-21 września HSW w Gdyni.

O jakich warsztatach i targach jeszcze słyszeliście? W jakich uczestniczyliście albo zamierzacie brać udział? Piszcie! 






wtorek, 11 marca 2014

Konkurs dla kreatywnych WYNIKI

Drogie Mamy i Drodzy Tatusiowie, 

Ogłaszamy wyniki Konkursu dla kreatywnych. Przypominamy, że do wygrania był zestaw różności, które mogą się przydać do kreatywnych zabaw z dzieckiem i nie tylko:) 



Losowanie po raz pierwszy (ale na pewno nie ostatni) odbyło się z pomocą naszej Sierotki - Hani. 








Zwyciężczynią została Marta Górecka (zobaczcie koniecznie blog Marty:) i to do niej powędruje nasz zestaw. Bardzo się cieszymy ze wszystkich zgłoszeń i tego, że zechcieliście podzielić się z nami pomysłami na kreatywne zabawy. Serdecznie gratulujemy i zapraszamy do naszych następnych zabaw, które pojawią się wkrótce:)

Patrycja i Justyna

niedziela, 9 marca 2014

Dwudziesty i dwudziesty pierwszy tydzień w roli matki

Nasze mieszkanie miejscami przypomina plac zabaw, a tam gdzie akurat nie ma nic grającego, świecącego, piszczącego i tak wygląda jak by przeszło tamtędy małe tornado... Suszarka z praniem rozłożona non stop. Kosz z brudnym praniem, kosz z czystym, skarpetki trzeba już wąchać, bo nie wiadomo z którego kosza wypadły. Mokre śliniaczki, suche śliniaczki, coś na kaloryferze, więcej "cosiów" pod kaloryferem. Poduszki, kocyki, pieluszki, mata edukacyjna, pałąk z zabawkami... Turlające się wszędzie piłeczki, grzechotki na stole, parapecie, półce, szafie, pralce. Stos naczyń w zlewie. Butelki do mycia albo już te umyte na suszarce. I ciągle to samo pytanie "gdzie jest smoczek?!". No i zaczynają się poszukiwania... O! Kolczyk który zgubiłam kilka miesięcy temu! O! Moja rękawiczka! Co ona robi pod łóżkiem? 
A najbardziej lubię te momenty, gdy wreszcie uda mi się uśpić Małą, a wychodząc z sypialni na palcach nadepnę na jakąś piszczałkę albo zrzucę z łóżka coś grającego... wrrrr! 
Boję się pomyśleć co nas czeka, gdy zacznie się raczkowanie, jedzenie marchewki i tym podobnych łyżeczką z miski, a dziecko nauczy się obsługiwać wszystkie te paskudne grające i świecące zabawki no i pluć jedzeniem na wszystkie strony. 
Ale rodzice wybaczą wszystko i zniosą wszystko, bo jak tu się gniewać i denerwować, jeśli taki szkrab cały czas się pięknie uśmiecha, albo z taką czułością dotyka rączką maminej buzi :) Porządki nie zając, nie uciekną ;) 
I jeszcze coś - nasza córcia nauczyła się ciągnąć głowę i obracać z pleców na brzuch. Uskutecznia te nowo nabyte umiejętności nawet przez sen. Szkoda tylko, że nie umie spać na brzuchu i jak już się przekręci, to przeważnie się budzi. Chyba że mama szybko zareaguje, bo tata... tata chrapie gdzieś tam na drugim końcu łóżka,  z ręką na lampie i nogą na stoliku :)

sobota, 8 marca 2014

Równouprawnienie w wychowaniu

Wczoraj wpadła mi w ręce gazetka manifowa wydrukowana przez Porozumienie Kobiet 8 Marca z okazji Dnia Kobiet i organizowanej co roku demonstracji feministycznej „Manify”. Z reguły staram się szerokim kołem omijać feministki, nie dlatego że się z nimi nie zgadzam, ale dlatego, że przeraża mnie odrobinę ich radykalizm wymagający ode mnie całkowitej samodzielności, na którą po prostu chyba nie jestem gotowa. Gazetkę jednak przeczytałam i muszę przyznać, że niektóre artykuły pobudziły mnie do myślenia i uświadomiły jak wiele ma wychowanie do równouprawnienia. 

Choć na gruncie politycznym i prawnym dziś nie obserwujemy już wykluczenia i dyskryminacji kobiet (pewnie można się o to spierać, aczkolwiek uważam, że formalnie zostało już niewiele aspektów, do których można się przyczepić), to jednak na gruncie społecznym jest ono nadal widoczne. Wynika przede wszystkim z wychowania. A że w Polsce nadal kobiety poświęcają więcej czasu na wychowanie dzieci, no to drogie Panie - same sobie to robimy. A jeśli nawet nie sobie to swoim córkom. 

źródło: Gazeta Manifowa

Dziewczynki i chłopców traktuje się inaczej już od małego. I nie chodzi tu tylko o sposób ubierania i różne zabawki. Chłopcom więcej wolno, więcej się im wybacza. Mogą być bardziej bezczelni, zadziorni, niegrzeczni, podczas gdy od dziewczynek wymagamy nienagannego zachowania i wzorowych ocen. Uwaga z zachowania przyniesiona przez chłopca wywoła mniejsze oburzenie niż ta przyniesiona przez dziewczynkę. Chłopcom wypada wrócić z podwórka w podartych spodniach. Dziewczynki muszą być porządne i schludne, za to pozwalamy im czasem na płacz i niekontrolowanie emocji. Chłopców uczymy zupełnie czego innego. Płakać nie wolno, bo to przecież babskie. Rozklejać też się nie wypada. Chłopcom mówimy, że są odważni, dzielni, silni, no i oczywiście mądrzy. Dziewczynki są przede wszystkim ładne i grzeczne. Powiedziałyście swoim córkom kiedyś, że jesteście z nich dumne, bo są silne? Bo stawiły czoła przeciwnością i z uporem wywalczyły swoje? 

Myślę, że Dzień Kobiet jest dobrą okazją, aby przemyśleć co wpajamy w wychowaniu małym kobietkom. I kiedy następnym razem będziemy głaskać po główkach i czesać włoski naszym córeczkom zastanówmy się jakiej przyszłości dla nich chcemy. Czy naprawdę życzymy im, aby były pięknymi księżniczkami, czekającymi na księcia z bajki, który zarobi na ich utrzymanie? Czy może widzimy w nich silne i pewne siebie biznes women? Budujmy ich poczucie własnej wartości już teraz, aby któregoś dnia mogły zawalczyć o to, o czym marzą, a nie tylko realizować utarte schematy, które tradycja dla nich przygotowała. 

Justyna




piątek, 7 marca 2014

Konkurs dla kreatywnych do DZIŚ!

Drodzy Kreatywni,

Przypominamy, że dziś upływa termin zgłaszania się do konkursu, w którym można wygrać zestaw do kreatywnych zabaw z dzieckiem. Jeśli jeszcze się nie zgłosiłyście/zgłosiliście to dziś są ostatnie chwile!

A link w banerku po prawej i poniżej:





SAŁATKA Z GRILLOWANYM INDYKIEM

Lekka, pyszna, sycąca. Idealna zamiast obiadu czy kolacji. Indyka (albo kurczaka) można też ugotować, jeśli akurat nie dysponuje się patelnią na której można smażyć, grillować bez tłuszczu. A wywar na którym ugotuje się takie mięsko można użyć jeszcze jako bulion do zupy (wrzucając do niego gotową mieszankę warzywną, doprawić i zblendować na krem). Nic się nie marnuje ;) 

Składniki : 


  • sałata masłowa albo lodowa (pół główki)
  • pomidory (2 większe lub kilka koktajlowych)
  • papryka (1 sztuka, polecam też białą i zieloną)
  • czerwona cebula (jedna mała wystarczy)
  • grillowany indyk lub kurczak 
  • cytryna
  • sól ziołowa
  • oliwa z oliwek


Przygotowanie : 
Mięso przyprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny i grillujemy na patelni bez tłuszczu. Kroimy a właściwie rwiemy sałatę na kawałki, kroimy pomidora, paprykę i czerwoną cebulę (w pióra), a także przestudzonego indyka.


W szklance mieszamy kila łyżek oliwy, tyle samo łyżek wody, sok z cytryny i mieszankę ziół z solą. Polewamy sałatkę sosem i dobrze mieszamy.


Smacznego! 

środa, 5 marca 2014

Matka Polka, czyli blogowe inspiracje

Jest wiele naprawdę wspaniałych parentingowych blogów, na których rodzice publikują świetne teksty. Takie, które popychają do refleksji i budzą chęć wypowiedzenia się. Warto je znajdywać, czytać i inspirować się nimi i pokazywać swoim czytelnikom. Dlatego czasem będziemy powoływać się na inne blogi (oczywiście zawsze z podaniem źródła!) i zachęcamy Was również do dzielenia się jeżeli znajdziecie w Internecie coś ciekawego i godnego polecenia. 

Niedawno odkryłam bloga Potwory Wózkowe (klik) i tekst, który mnie zachwycił: Syndrom Matki Polki. Bardzo, ale to bardzo podobało mi się dokopanie do źródła tego sformułowania, które dziś oznacza zupełnie coś innego, niż kiedyś. Dowiedziałam się, że wszechstronność kobiet wynikała przede wszystkim z tego, że często pozostawione były same sobie, podczas gdy ich mężowie walczyli o niepodległość, siedzieli w więzieniach, albo przebywali na wygnaniu. Matka Polka musiała więc zająć się domem i dziećmi, gotować, prać, zarabiać, wychowywać, przemycać mężowi ważne informacje, a często też angażować się w działania konspiracyjne. 

Dziś żyjemy już w innej rzeczywistości i żadna z nas nie jest zmuszona to tak całkowitego poświęcenia dla rodziny i Ojczyzny. A jednak stereotyp Matki Polki został w naszym wychowaniu i naszych głowach. Dlatego często czujemy wyrzuty sumienia, gdy nie podamy mężowi pysznego obiadu, albo pójdziemy na zakupy zostawiając dziecko z opiekunką. Robimy to, ale co z tego jeżeli potem czujemy się winne. Chcemy partnerskiego podziału zadań, a zanim facet weźmie szczotkę, zamiatamy całe mieszkanie. Bo przecież zrobimy to lepiej, szybciej i sprawniej. A potem narzekamy, że on nic nie robi w domu. Takie z nas Matki Polki, choć oczywiście każda jest inna i nie wszystkich to dotyczy. I takim kobietom szczerze zazdroszczę:)

Justyna



piątek, 28 lutego 2014

Szafa mojego Malucha

Chciałam napisać że pęka w szwach, ale... my nie mamy Hanusiowej szafy :( Mamy same szuflady i te owszem - są przeładowane. Otwieram je czasem gdy Mała śpi i oglądam sobie te cudeńka. No i bardzo bym chciała móc je powiesić na takich maluśkich dziecięcych wieszaczkach... Oj, chyba zaraz poszperam w necie i może zaszaleję i kupię jakąś szafę ;) 

A to wszystko przez moje zamiłowanie do robienia zakupów. Przed ciążą byłam przekonana, że kupowanie czegokolwiek sprawia mi radość, ale okazało się, że dopiero oglądanie i kupowanie dziecięcych ubranek to prawdziwa przyjemność :) A szperanie na ciuchach, wygrzebywanie perełek i kupowanie ich za grosze to dopiero frajda ;) Smutno mi tylko, że dzieci tak szybko z nich wyrastają... to jeden z powodów dla których warto zastanowić się nad kolejnym dzieckiem ;) 
Chwalę się - na zdjęciach to, co udało mi się ostatnio wyszperać.

Cudna biała wełniana czapeczka przypadkiem do kompletu z rękawiczkami (kupione w dwóch różnych sklepach). Firma NEXT, cena około 10 zł.
Milutkie i ocieplane sztruksowe ogrodniczki nieznanej mi firmy, a do tego body dwupak w delikatne kropki i gwiazdeczki ZARA. Cena kompletu około 10 zł.
Śliczny biały sweterek z kapturkiem. Z wierzchu dzianina, pod spodem milutka bawełna. Zupełnie nowy, jeszcze z metką JASPER KONRAN, cena 7 zł.
Bluza z Myszką Miki DISNEY i spodnie jeansowe DENIM. Cudne! Cena zestawu około 12 zł.
Bawełniana bluzeczka z wróżką, a w zasadzie tułowiem wróżki - głową będzie główka dziecka. Super pomysł :) A do tego miękkie sztruksy podszyte bawełną, w kolorze liliowym, z uroczymi guziczkami na nogawkach. NEXT, cena zestawy około 15 zł.
No i na koniec zestaw ku radości tatusia - bluzeczka z krótkim rękawkiem i jeansy z wywijanymi nogawkami, a na nogawkach różowe filiżanki :) Zestaw za około 10 zł. 








No i jak tu nie kochać ciuszków z drugiej ręki?! :)