piątek, 31 stycznia 2014

"Dom bez książek jest jak plaża bez słońca"

Nasz pusty regał w dziecięcym pokoju powoli, powoli zaczyna się zapełniać :) I bardzo, ale to bardzo mnie cieszy, że przybywa na nim zwłaszcza książeczek, bo nie wytrzymam kolejnych piskliwych dźwięków i ryczących melodyjek z plastikowych zabawek w dziwacznych kształtach. Książka jest najlepszym prezentem jaki można dać i jaki można otrzymać. Mam nadzieję, że będą o tym pamiętać wszyscy goście odwiedzający dzieci, zanim sięgną po śpiewające słonie, tańczące małpki czy grające na bębenkach żyrafy... 
Wiadomo że nie wszystkie dzieci lubią czytać. Ale wydaję mi się, że miłość do książek można przynajmniej próbować maluchom zaszczepić. Bo głośne czytanie dziecku nie tylko bawi i uczy. Zaspokaja jego potrzeby emocjonalne : miłości, uwagi, stymulacji. Buduje mocną więź pomiędzy rodzicem i dzieckiem, wzmacnia poczucie własnej wartości, ćwiczy pamięć, rozwija wyobraźnię, poprawia koncentrację, ułatwia naukę, przygotowuje do samodzielnego czytania i pisania... Wymieniać dalej? :)
A teraz pytanie - co czytać? My zaczniemy naszą wspólną przygodę z dziecięcą lekturą od popularnych, kwadratowych książeczek ze sztywnymi kartkami, z krótkimi wierszykami i opowiastkami. Ale z czasem będziemy czytać inne książki : 

"Poczytaj mi, mamo" - nowe, zbiorcze wydanie książeczek z mojego dzieciństwa. Krótkie opowiastki różnych autorów, zabawne historyjki, śmieszne ilustracje. Moja ulubiona "Agnieszka opowiada bajkę" autorstwa Joanny Papuzińskiej. Nasza Księgarnia wydała już chyba pięć tomów! 

"Nieobliczalne owieczki" Martyny Skibińskiej - cudna książeczka na którą trafiłam przez przypadek. Jednocześnie wyliczanka i usypianka, a do tego kolorowanka. No i pełne uroku ilustracje Joanny Olech. Marzyłam o tym, by ściany pokoiku mojego Maleństwa zdobiły owieczki z tej książeczki... wszystko przed nami ;)

"Opowiastki dla małych uszu" Joanny Wachowiak - przyjemne i pouczające opowiadania o zwierzątkach. Śliczne duże ilustracje. Bardzo sympatyczna książeczka dla maluszka :) 

"Hop, siup, Stokrotko!" Claire Freedman - urocza historyjka o Króliczce, która pod okiem mamy uczy się skakać. Nie jest to łatwe, ale nie można się poddawać :) Śliczne ilustracje Gaby Hansen. 

"Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham" Sama McBratney'a - piękna i wzruszająca opowieść o tym, jak ciężko czasem wyrazić swoje uczucia. Przekonali się o tym Mały Brązowy Zajączek i Duży Brązowy Zając. Cudne ilustracje Anity Jeram. 

"Julek i Julka" Annie M.G. Schmidt - zabawne i proste opowiadania o dwójce dzieci mieszkających w sąsiedztwie. A do tego komiczne i proste ilustracje Fiep Westendorp - Julek w pasiastej koszulce i Julka w kusej sukience :)

"Opowiem ci mamo, co robią mrówki" Marcina Brykczyńskiego - na pierwszy rzut oka sympatyczna książeczka o życiu mrówek, z ilustracjami Katarzyny Bajerowicz. Ale jak przyjrzymy się bliżej... każda sztywna kartka tej książki usiana jest mnóstwem szczegółów! Można godzinami opowiadać co widać na obrazku, zadawać dziecku pytania, prosić o odnalezienie na stronie jakiegoś elementu. Wspaniała zabawa! A na stronie wydawnictwa Nasza Księgarnia można pobrać fragment książeczki : http://www.mrowisko.nk.com.pl/

"Dzielny Despero" Kate DiCamillo - cudna historia dzielnej myszki, napisana ślicznym i zabawnym językiem. Można przeczytać w jedne wieczór, bo nie sposób odłożyć książkę, gdy nie wiadomo co jeszcze czeka małego Despero. Polecam wydanie z oryginalnymi ilustracjami, stylowymi czarno-białymi ilustracjami Timothy Eringa. Niestety kreacja Despero stworzona przez Disney'a w ogóle nie przypadła mi do gustu...

"Mikołajek" Jean-Jacques Sempé, René Goscinny - tego chłopca nie trzeba chyba przedstawiać :) Ciekawe i zabawne perypetie małego Mikołajka rozbawią każdego. Sympatyczna pozycja nie tylko dla dzieci. No i te charakterystyczne ilustracje :)

"Kubuś Puchatek" i "Chatka Puchatka" Alana Alexandra Milne - no chyba nie ma na świecie dziecka, które nie zna Misia o bardzo małym rozumku... :) Ja uwielbiam ilustracje Ernesta Sheparda. Nad moim dziecięcym łóżkiem wisiał obrazek przedstawiający Krzysia trzymającego Puchatka za łapkę. 

książki Astrid Lindgren - "Dzieci z Bullerbyn", "Pipi Pończoszanka" "Mio, mój Mio", "Bracia Lwie Serce", "Emil ze Smalandii", "Madika z Czerwcowego Wzgórza", "Ronja, córka zbójnika" - wszystkie wyjątkowe, wszystkie urocze, zabawne, wzruszające. Lektura obowiązkowa! Wczoraj przeczytałam Emila po raz kolejny i nie mogę przestać się uśmiechać na myśl o tym, jak ten psotnik wsadził głowę do wazy na zupę...


A na początek zachęcam do pobrania ze strony http://www.calapolskaczytadzieciom.pl/pkmd Pierwszej Książki Mojego Dziecka - zbiór przyjemnych dla ucha wierszyków, prostych, zabawnych, z kolorowymi obrazkami :)

czwartek, 30 stycznia 2014

SAŁATKA Z INDYKIEM I CZERWONĄ FASOLĄ

Cóż zrobić z resztką indyka z obiadu z dnia poprzedniego? Wpakować ją do pożywnej i sycącej sałatki :) Dobór pozostałych składników przypadkowy. No i jogurt zamiast majonezu. Smakowite. Polecam :) W sumie taka solidna miska zastąpiła mi dwa obiady.


 
 
 Składniki :
- kawałek indyka / kurczaka ugotowanego albo usmażonego bez panierki i mocnych przypraw
- kilka brokułów
- puszka kukurydzy
- puszka czerwonej fasoli
- papryka czerwona albo każda inna (polecam białą i zieloną - same smakują kiepsko, ale w sałatkach nieźle)
- kilka łyżek jogurtu naturalnego albo majonezu
- sól i pieprz

Przygotowanie :
Ugotowane lub usmażone mięso kroimy na drobne paseczki. Brokuły gotujemy na parze lub w wodzie, lepsze troszkę twardsze niż rozgotowane. Dzielimy na mniejsze części. Paprykę kroimy w kostkę, dodajemy kukurydzę i fasolę. Wszystko przyprawiamy i mieszamy z jogurtem. No i zajadamy! Proste :)

środa, 29 stycznia 2014

Piętnasty tydzień w roli matki

Niecałe 6 kg! O rety... Małe słoniątko mamusi ;) Jeszcze daję radę Ją nosić na rękach i wnosić po schodach w gondoli. Jeszcze... A wybiegając w przyszłość (i to nie taką odległą...), zastanawiam się nad rozszerzaniem diety. Moje szefowe mnie potrzebują, pracy w firmie jest mnóstwo, a i ja chętnie bym się wyrwała z domu do ludzi ze dwa razy w tygodniu. Gdyby tak babcia zgodziła się posiedzieć z Małą kilka godzin... No ale warunek, że dziecko będzie jadło przynajmniej jeden posiłek nie z piersi. Butelka mleka modyfikowanego jako "obiadek" pod nieobecność mamy? Czy jakiś "pierwszy posiłek"? Oczywiście mam zamiar skonsultować to z pediatrą jak tylko Mała skończy 4 miesiące, ale zastanawiam się, jak to mogłoby wyglądać? Jabłkowa papka? Zupka przecierowa? Producenci słoiczków oferują dla dzieci 4 miesięcznych owocki, pierwsze jarzynki, zupki... Słoiczek na dzień dobry czy posiłek własnej produkcji?

 
Kiedyś całkiem spodobał mi się schemat z książki "Język niemowląt" Tracy Hogg. Autorka zaleca rozszerzanie diety 6 miesięcznego dziecka od jednego stałego pokarmu - jabłka. Proponuje podawać je przez dwa tygodnie dwa razy dziennie, rano i popołudniu, ale uzupełniając takie "śniadanko" i "kolacyjkę" pokarmem z piersi... A co z 4 miesięcznym maluchem? Hmm...

środa, 22 stycznia 2014

SAŁATKA JARZYNOWA

Klasyk. Można zrobić całe wiadro i zajadać się tygodniami. Mi wystrczy gigantyczna micha. Sekret udanej sałatki jarzynowej tkwi w pokrojeniu składników na podobnej wielkości kawałki i solidnym przyprawieniu. Trochę zabawy z tym jest, ale efekt super - przez tydzień jest co jeść na śniadania albo kolacje :)  
 
 
Składniki :
  • 4- 5 ziemniaków (lepiej ugotować ze dwa więcej, bo mogą okazać się brzydkie w środku - po dokładnym umyciu gotujemy w mundurkach około 20-25 minut, sprawdzamy widelcem)
  • marchew mrożona w kostkach (zgodnie z instrukcją na opakowaniu gotujemy około 9 minut, uwaga żeby nie rozgotować)
  • puszka zielonego groszku
  • puszka słodkiej kukurydzy
  • duże jabłko
  • ogórki kiszone w ilości równoważnej ziemniakom i jabłku
  • średnia cebula
  • 4-5 jajek ugotowanych na twardo
  • musztarda
  • sól
  • pieprz
  • olej

Przygotowanie :
 
Kroimy zimne ziemniaki, ogórki, jabłko i cebulę w drobną kostkę. Wrzucamy do dużej miski (łatwiej się miesza). Dodajemy musztardę (2-3 łyżki), troszkę oleju i dosyć mocno przyprawiamy. Mieszamy odwrotną stroną łyżki. Na sitku studzimy marchew, odcedzamy kukurydzę i groszek i wszystko razem dodajemy do wymieszanej i przyprawionej sałatki. Mieszamy delikatnie, żeby nie zrobić "ciapy". Jajka kroimy w grubszą kostkę i dokładamy na sam koniec. Delikatnie mieszamy wszystkie składniki. Ja nie dodaję majonezu. Sałatkę przekładam do dużego pojemnika i odstawiam do lodówki. Pychotka!

wtorek, 21 stycznia 2014

Czternasty tydzień w roli matki

Zimno! Brr... Gorąca kawa zbożowa z mlekiem owsianym już nie pomaga. Przerzuciłam się na herbatę z miodem i cytryną. Lepiej. W pogotowiu mam herbatę z lipy i sok malinowy. Nos zatkany, w gardle drapie. Oj, chciałoby się wskoczyć pod kocyk i zasnąć błogim, spokojnym, dłuuugim snem. Ale nic z tego! Nasza kochana córcia życzy sobie oglądać świat z wysoka, chce być zabawiana, kołysana, chce z nami "gadać"... a na sen nie ma ochoty. Nie zaśnie wcześniej niż o północy, w nocy trochę marudzi, a w ciągu dnia łapie ze dwie 20 minutowe drzemki. Jedyny spokojny i dłuższy bo aż 3-4 godzinny sen ma na spacerze i po powrocie do domu. Czekam na tą chwilę z utęsknieniem, a kiedy nadchodzi... nie wiem za co się zabrać! Obiecałam sobie że będę spać w tym czasie. Nic z tego. Obiad, zupa, naczynia, może ciasto. Pranie. Prasowanie. Zakupy w internecie. Może blog, może jakiś film. Nie, lepiej wezmę kąpiel...maseczka, balsam... O, ktoś dzwoni... O, Mała się budzi... o, gadałam dwie godziny...ups! ;)

Mocy przybywaj! - czyli rzecz o motywacji

Motywacja to bardzo dobra rzecz. Szczególnie jak pogoda za oknem marna i tak ciężko się zebrać do czegokolwiek. Nagle odkrywamy, że mieliśmy tyle planów, zainteresowań które chcieliśmy rozwijać, pomysłów... a wszystko zaginęło w natłoku codziennych spraw, obowiązków. I nawet nie chodzi o to, że zabrakło czasu. Zabrakło właśnie motywacji. Pozostaje więc pytanie: gdzie tej motywacji szukać.

Myślę, że najważniejsze to ustalić sobie priorytety. Jeżeli czegoś naprawdę chcemy to będzie nam na tym zależało na tyle mocno, że znajdziemy siłę, aby się tym zająć. Jeśli chcemy schudnąć i źle się czujemy w swojej skórze z powodu dodatkowych kilogramów, to zmobilizujemy się do diety i ćwiczeń. Jeżeli chudniemy tylko dlatego, że inni nam sugerują, że powinniśmy... No cóż. Może warto się zastanowić jaki same mamy do tego stosunek.

Jeśli już sobie postanowimy, co chcemy osiągnąć pozostaje znaleźć na to czas i siłę. Najlepiej byłoby zaplanować sobie konkretne godziny, które przeznaczamy na dany cel. Np. w czwartki 16-18 będę szydełkować, bo kocham to robić. Ale z dzieckiem nie zawsze można tak ładnie wszystko sobie zaplanować. Może więc warto bardzo elastycznie ustalić, że na szydełkowanie przeznaczam 2 godziny tygodniowo i kiedy tylko znajdę te 2 godziny (bo akurat dziecko zapadło w drzemkę) to zabieram się od razu do roboty. No i najważniejsze: nie odkładajmy niczego na później. Zaplanowałaś sobie ćwiczenia, a teraz ci się nie chce? Niestety nie masz gwarancji, że za godzinę będzie ci się chciało. Pewnie też nie. Ale jeżeli przypomnisz sobie, że masz cel, do którego dążysz, z pewnością uda ci się zmotywować. Kto jest silniejszy? Ty, czy Twoje lenistwo?

A jeżeli jest ci naprawdę ciężko zmotywować się do czegoś, pamiętaj aby na początku nie stawiać sobie za dużych wymagań. Lepiej powoli się rozkręcić i cieszyć małymi sukcesami niż dołować, że nie udało się zrealizować wielkiego planu. Dlatego najpierw 2 godziny tygodniowo, potem 4, 6 i tak dalej. Oczywiście w zależności od potrzeb. Warto też wykorzystać partnera, albo dziadków do opieki nad dzieckiem nie tylko wtedy kiedy wychodzimy z domu, ale również po to żebyśmy w tym domu mogły usiąść do rozpoczętej skrzyneczki decoupage, poćwiczyć na macie czy posegregować dziecięce ubranka.

Pozostaje życzyć powodzenia i motywacji w realizacji waszych celów! Na zachętę powiem, że podobno to właśnie młode mamy są mistrzyniami w organizacji czasu i robieniu kilku rzeczy na raz. Dlatego kto jak kto, ale wy na pewno dacie radę!


KILKA SŁÓW DO PANÓW: Jeżeli chcecie pomóc swoim partnerkom w znalezieniu motywacji do ćwiczeń, albo zabiegów pielęgnacyjnych to ciągłe przypominanie im, że mają duży brzuszek, albo porównywanie z sąsiadkami, które ZAWSZE mają pomalowane paznokcie - jest naprawdę złą drogą. Lepiej zaoferujcie, że zajmiecie się dzieckiem, kiedy panie będą ćwiczyć. A po tygodniu ćwiczeń powiedźcie, że wyglądają super. Doceńcie ładną fryzurę, nowy ciuch i biżuterię dobraną do stroju. Tekst „kochanie jak pięknie dziś wyglądasz” naprawdę może zdziałać cuda. A to przecież takie proste…

środa, 15 stycznia 2014

Muzyka klasyczna - moja propozycja dla Mam

Chyba każdy z nas słyszał, że rozwój dziecka wspomaga muzyka klasyczna. Mówi się, że już w ciąży warto w ten sposób umuzykalniać dziecko, a tym bardziej kiedy przyjdzie już na świat. Dlatego powstało tak wiele kołysankowych płyt, które zawierają wybór spokojnych utworów wielkich kompozytorów. Ja zawsze miałam problem z muzyką klasyczną, bo choć uznaję jej ogromną wartość i kunszt, to najczęściej zwyczajnie mi się ona nie podoba (może z paroma wyjątkami). Lubię słuchać muzyki jako tła do różnych czynności: sprzątania, gotowania, jazdy samochodem. Klasyki wydają mi się mało energetyczne, a czasem wręcz zbyt mocne i agresywne. 

Ale jakiś czas temu odkryłam grupę Piano Guys, która robi najpiękniejszą muzykę ever! (przynajmniej moim zdaniem). Wykonują utwory znanych kompozytorów, a także tworzą wiele własnych aranżacji kawałków popularnych, oczywiście wszystko na fortepian i wiolonczelę. Do tego przeurocze filmiki z pięknymi widokami, albo śmiesznymi scenkami. Uwielbiam!

Niech to będzie moja propozycja dla Wszystkich Mam:) A poniżej przykład:










wtorek, 14 stycznia 2014

Trzynasty tydzień w roli matki

Moja córeczka skończyła już 3 miesiące. Jest zdrowym i pogodnym dzieckiem. Uśmiecha się szeroko i świadomie. Gada już po swojemu. Raz nawet w pogoni za uciekającym smoczkiem odwróciła się z pleców na brzuszek. Innym razem chwyciła mocno wiszącą nad Nią zabawkę i ciągnęła z radością. Ale niestety te cudne i sielankowe chwile znów psują problemy z jedzeniem i snem... Mała od urodzenia je przez kapturki. Nie miała problemu ze złapaniem ich i ładnym ssaniem. Próby łapania samej piersi są nieskuteczne, męczące dla Niej i dla mnie. Kobieta od laktacji powiedziała, że jedzenie w ten sposób nie wpływa na ilość przepływającego pokarmu, wiele kobiet karmi tak dzieci, więc nie widzę sensu męczenia się usilnym przystawianiem do gołej piersi. Aż tu nagle znów przyszły dni, kiedy Mała zaczyna krzyczeć już gdy tylko układam Ją na poduszce do karmienia. Łapie pierś z kapturkiem i jeśli się przyssa, to pije nieźle jakieś 3-5 minut. Potem się odrywa, by w ciągu sekundy znów szukać cyca, łyknąć kilka razy i znów puścić i płakać w poszukiwaniu piersi. I taka "zabawa" trwa 10-15 minut, po czym gdy nie chce Jej się wyciągać słabiej lecącego mleka przekładam Ją do drugiej piersi, przy której sytuacja się powtarza. I nie wiem, czy opróżnia jedną pierś do końca, czy się leni i nie chce więcej, ale w większości przypadków gdy ja naciskam pierś to też nic nie leci albo niewiele. Jedzenie kończy marudna. Nie wiem czy najedzona czy nie. Ale jak dostanie smoczka i zajmie się Ją czymś, to nie płacze że chce jeszcze. W ciągu dnia to nie problem, bo jak zapłacze za dwi godzinki o znów podam Jej pierś, ale w nocy... Kiedyś zasypiała o 22 i potrafiła spać do 6 czy 7 rano. Teraz przed północą nie zaśnie, a budzi się już o 5 czasem 4. Zje i zasypia na trzy godziny, żeby rozpocząć dzień około 9. Gdy miała gorszą noc odsypia w ciągu dnia. Po spacerze mogłaby spać po 7 godzin! I nawet jak Ją wybudzę, to za godzinę marudzi i jest senna. To wygląda trochę jak by Jej się dzień z nocą pomieszały. Tylko jak tu naprawić sytuację, jeśli nie da się Jej przetrzymać żeby nie zasnęła, ani zmusić do zasypiania przed północą? Jest kąpiel, przygaszone światło, cisza i spokój, ja kładę się spać obok, dostaje pierś i butlę z mlekiem modyfikowanym - wszystko jak zwykle. I co, kilka dni temu wystarczało Jej to do przespania nocy? Pediatra ze wzglęu na kiepskie wypróżnianie się kazał odstawić sztuczne mleko. Próbowałam położyć Ją wieczorem spać po samej piersi, to owszem zasnęła bardzo ładnie, ale na 15 minut. Wrrrrr..... ja też potrzebuję snu! Ah, dodam, że Mała waży 5,5 kg. No zwariować można.
A teraz kiedy to piszę, drzemka Małej (obudziła się i najadła około 9), przeciąga się od godziny 10.30 do 13.00!!! A gdzie spacer? Biorę dwa głębokie oddechy i pozwalam Jej spać dalej, tłumacząc sobie nocne rozdrażnienie i poranne odsypianie wczorajszymi podróżami po lekarzach (kontrola u pediatry i babci ortopedy). Zobaczymy co będzie dalej...

piątek, 10 stycznia 2014

ZUPA KREM Z DYNI I MARCHWI

Pozostajemy w klimacie zup :) Idealnych na taką paskudną pogodę. Gorących i sycących. Ta nie jest już tak szybka jak ta z cukinii, ale warto spróbować.  Ja kupiłam mrożoną dynię w kostkach, bo takiej świeżej już chyba nie ma w sklepach. Dodałam też opakowanie mrożonej marchewki w kostkach. Wrzuciłam je do garnka, podlałam wodą i dodałam dwie łyżki masła. Dodałam posiekaną cebulę. W kubku rozrobiłam łyżkę bulionu wegetariańskiego (staram się nie używać klasycznych kostek rosołowych), dolałam do warzyw. Doprawiłam solą i słodką papryką. Gotowałam do miękkości i po ostudzeniu zblendowałam na kremową konsystencję. Słonecznik miałam uprażyć, ale zabrakło mi czasu, więc do zupy (do miseczki) trafił taki prosto z opakowania. Pyszne! Można jeszcze dodać imbir, jeśli ktoś lubi. Efekt rozgrzewający murowany :) 

czwartek, 9 stycznia 2014

Harvard dla dzieci? Przesada!

Witajcie!

Jakiś czas temu, spacerując po Warszawie znalazłam baner reklamujący przedszkole o znaczącej nazwie Mini Harvard. Oczywiście początkowo rozbawiło mnie to skojarzenie, bo gdzież maluchom do studentów renomowanej uczelni. A niedawno odkopałam zdjęcie na komputerze i trochę się przestraszyłam. Wiem, że nazwa przedszkola miała przede wszystkim intrygować, pokazywać wysokość standardów i przyciągać wzrok, ale czy nie jest to za dużo? Czy nie przesadzamy z edukowaniem naszych dzieci od najmłodszych lat? Zapisywaniem ich na miliony wyczerpujących zajęć, języków, warsztatów i lekcji? Pewnie, że chcemy dla nich jak najlepszą przyszłość, dobrą pracę i wysoki status życia. Ale wydaje mi się, że w świecie, gdzie znaczna część absolwentów studiów jest bezrobotna, łączenie edukacji z karierą zawodową nie jest już wcale oczywiste. Liczą się inne rzeczy. Zdolności interpersonalne, umiejętność komunikacji, pewność siebie i wewnętrzna siła przebicia. A tego dzieci uczą się w rodzinie i od rodziców, czerpiąc wzorce z ich przykładów. No i jeszcze jedno, może najważniejsze pytanie: gdzie się podziało beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo? 

zaintrygowana i trochę przestraszona tym do czego zmierza świat - Justyna




wtorek, 7 stycznia 2014

Dwunasty tydzień w roli matki

To był cudowny rok. Bardzo trudny, ale naprawdę wyjątkowy. Dziewięć miesięcy noszenia dziecka pod sercem, a teraz kolejne dni pełne wrażen, gdy Mała jest już z nami. Przed Nią i przed nami kolejne lata. I tylko od nas samych zależy, jakie to będą dni... Po tych prawie trzech miesiącach spędzonych wspólnie z dzieckiem mogę powiedzieć jedno - dzieci są dla odważnych i szalenie cierpliwych. I można przeczytać stertę poradników, a życie i tak wszystko weryfikuje. Niektóre mamy piszą, że ich życie wywróciło się do góry nogami. Ja staram się mieć czas na prawie wszystko co robiłam do tej pory. Problem jest tylko z energią i ochotą. Szeroko rozumiana opieka nad dzieckiem wysysa czasem wszelkie siły witalne. Niezliczone ilości razy gdy podaję Jej ciągle wypadającego z buzi smoka, gdy budzę się w nocy żeby przykryć ją kołderką, gdy siedzę zdrętwiała nad łóżeczkiem i głaszczę Ją po policzku, a ona wcale nie chce zasnąć, albo noszę na rękach rozhisteryzowaną powtarzając w kółko "ciiiiii..." i "szsz...." - to wszystko sprawia, że mam ochotę drzemać całymi dniami i mogłabym kłaść się spać po dobranocce. No i jak tu "ładować akumukatory" ? Przecież tyle jeszcze przed nami... Jak na razie pomagają długie spacery na świeżym powietrzu i pilates, na który mój mąż wyrzuca mnie z domu dwa razy w tygodniu... bo zebrać się na takie wyjście strrrrasznie ciężko :) 

sobota, 4 stycznia 2014

Najważniejsze to nie planować

Wczoraj, na babskim spotkaniu, koleżanka, która ma półrocznego synka, podzieliła się z nami bardzo ciekawym spostrzeżeniem. Na pytanie jak sobie radzi z dzieckiem i byciem mamą odpowiedziała:

Najważniejsze to nie planować. Jak sobie zaplanuję mnóstwo rzeczy, które danego dnia mam zrobić, czy załatwić to najprawdopodobniej nic z tego nie wyjdzie. Okaże się, że dziecko nie chce jeść wtedy kiedy miało, na spacerze marudzi, albo w ogóle nie udaje się z nim wyjść, a co dopiero zrobić zakupy, czy odwiedzić pocztę. Pod koniec takiego dnia jestem zmęczona i sfrustrowana kładę się spać z poczuciem, że straciłam cały dzień i nic mi się nie udało zrobić. Ale jeżeli będę elastyczna i nie zaplanuję wszystkiego co do minuty, to nagle okazuje się, że w czasie drzemki małego mogę zrobić pranie, ugotować obiad, podczas spaceru zrobić zakupy i pogadać z kumpelą przez telefon, a po powrocie poczytać książkę, obejrzeć film, czy nawet wziąć relaksującą kąpiel. Po prostu dostosowuję się do bieżących potrzeb dziecka i nagle się okazuje, że między karmieniami  mam mnóstwo czasu dla siebie i udaje mi się naprawdę efektywnie go wykorzystać".

Czy Wy też tak macie?  

piątek, 3 stycznia 2014

ZUPA KREM Z CUKINII

Tym razem coś dla tych, którzy nie powstrzymali się w Święta przed obżarstwem i marzą teraz o lekkich przekąskach, czyli dla nas wszystkich :) A nawet dla tych, którym stres pomógł zrzucić kilka kilogramów... Wybieramy dwie cukinie, dokładnie je myjemy, odkrajamy końcówki, kroimy na małe kawałki (razem ze skórką i miąższem), wrzucamy do małego garnka i zalewamy wodą. dodajemy łyżkę masła (albo masła klarowanego), szczyptę soli i szczyptę tymianku. Gotujemy 5-10 minut, do miękkości. Mieszamy, studzimy i blendujemy na kremową konsystencję. Prawda że proste? Taką zupę popijam sobie w ciągu dnia w kubku zamiast herbaty. Pyszna, sycąca i rozgrzewająca. Polecam!