piątek, 28 lutego 2014

Szafa mojego Malucha

Chciałam napisać że pęka w szwach, ale... my nie mamy Hanusiowej szafy :( Mamy same szuflady i te owszem - są przeładowane. Otwieram je czasem gdy Mała śpi i oglądam sobie te cudeńka. No i bardzo bym chciała móc je powiesić na takich maluśkich dziecięcych wieszaczkach... Oj, chyba zaraz poszperam w necie i może zaszaleję i kupię jakąś szafę ;) 

A to wszystko przez moje zamiłowanie do robienia zakupów. Przed ciążą byłam przekonana, że kupowanie czegokolwiek sprawia mi radość, ale okazało się, że dopiero oglądanie i kupowanie dziecięcych ubranek to prawdziwa przyjemność :) A szperanie na ciuchach, wygrzebywanie perełek i kupowanie ich za grosze to dopiero frajda ;) Smutno mi tylko, że dzieci tak szybko z nich wyrastają... to jeden z powodów dla których warto zastanowić się nad kolejnym dzieckiem ;) 
Chwalę się - na zdjęciach to, co udało mi się ostatnio wyszperać.

Cudna biała wełniana czapeczka przypadkiem do kompletu z rękawiczkami (kupione w dwóch różnych sklepach). Firma NEXT, cena około 10 zł.
Milutkie i ocieplane sztruksowe ogrodniczki nieznanej mi firmy, a do tego body dwupak w delikatne kropki i gwiazdeczki ZARA. Cena kompletu około 10 zł.
Śliczny biały sweterek z kapturkiem. Z wierzchu dzianina, pod spodem milutka bawełna. Zupełnie nowy, jeszcze z metką JASPER KONRAN, cena 7 zł.
Bluza z Myszką Miki DISNEY i spodnie jeansowe DENIM. Cudne! Cena zestawu około 12 zł.
Bawełniana bluzeczka z wróżką, a w zasadzie tułowiem wróżki - głową będzie główka dziecka. Super pomysł :) A do tego miękkie sztruksy podszyte bawełną, w kolorze liliowym, z uroczymi guziczkami na nogawkach. NEXT, cena zestawy około 15 zł.
No i na koniec zestaw ku radości tatusia - bluzeczka z krótkim rękawkiem i jeansy z wywijanymi nogawkami, a na nogawkach różowe filiżanki :) Zestaw za około 10 zł. 








No i jak tu nie kochać ciuszków z drugiej ręki?! :)

czwartek, 27 lutego 2014

PĄCZKI ZWIERZACZKI

Moja mama zafundowała mi dziś powrót do dzieciństwa. Pączki z serka homogenizowanego, które po wrzuceniu na gorący olej przybierają przeróżne kształty. Uwielbiałam zgadywać jakie zwierzątko przypomina pączek. Ale chyba się starzeję... tym razem było ciężko. Moja wyobraźnia kuleje. Starałam się, ale widziałam raczej spasione koty z jedną grubą nogą i kawałek krokodyla bez głowy.

Na szczęście ostatni pączuszek mnie uratował - cudny, mały wróbelek :) Uff... moja mama też widzi wróbelka ;) 






Składniki :
  • 1 i 1/2 szklanki mąki
  • 3 jajka
  • 1 duży serek homogenizowany waniliowy (ok 200 g)
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
  • cała butelka oleju


Przygotowanie :
Wlewamy olej do garnka i podgrzewamy. Składniki wymieszać w misce i łyżką kłaść na bardzo gorący olej. Widać kiedy są gotowe :) Można wyciągnąć jeden i sprawdzić czy w środku nie jest surowy. Wykładać najlepiej na jakiś papierowy ręczniczek, żeby wsiąknął nadmiar oleju. Posypać cukrem pudrem i... ZGADYWAĆ I ZAJADAĆ! Najlepsze są świeże, jeszcze ciepłe :) 

środa, 26 lutego 2014

Polityka rodzinna na tapecie - wreszcie!

W zeszłym tygodniu dopadła nas burza wywołana przez informację o statystykach dzietności Polek rodzących dzieci w naszym kraju i tych, które wyemigrowały do Wielkiej Brytanii. Na wyspach wskaźnik ten wynosi 2,31 dziecka na kobietę, podczas gdy w Polsce jest to zaledwie 1,3. Różnica kolosalna! Media szybko obaliły mit tego fenomenu tłumacząc, że dane są zniekształcone, bo przecież do Wielkiej Brytanii wyjeżdżają głównie młode kobiety w wieku rozrodczym, więc ich stosunek do reszty społeczeństwa Polaków na wyspach jest zdecydowanie większy niż w naszym kraju. Niemniej jednak informacja ta wywołała burzę, a we mnie osobiście radość. Bo ktoś dostrzegł problem i wreszcie polityka rodzinna w Polsce dostała się na tablicę informacji dnia. 

Tyle mówimy o problemach systemu emerytalnego, o słabej sytuacji naszej gospodarki, o tym, że podatników jest coraz mniej. A jakoś temat polityki rodzinnej wciąż jest mało popularny. Jakoś nikt nie mówi o tym, że w Polsce po prostu ciężko jest urodzić dziecko. 

  1. Po pierwsze brakuje poczucia bezpieczeństwa kobiety wynikającego z pewności zatrudnienia. Na umowach śmieciowych dziś pracujesz, a jutro nie. Młodym kobietom rzadko kiedy proponuje się umowę o pracę, a mężatkom to już w ogóle raczej nie. Bo przecież zaraz ucieknie na macierzyński. Pewnie tak. Ale bez pewności tego macierzyńskiego nie oczekujmy od kobiet ze będą rodziły nam dzieci! Mają rzucić pracę i przez ileś lat na utrzymaniu męża wychowywać przyszłych obywateli? Sory, ale aż tak naiwne to nie jesteśmy. 
  2. Po drugie – brak pewności pracy po powrocie z urlopu. Tyle można się nasłuchać o tym, że po macierzyńskim kobiety nie mają do czego wracać. Że ich stanowiska są polikwidowane (podobno jak stanowisko uległo likwidacji to można zgodnie z prawem pracy zwolnić kobietę w pierwszym dniu po powrocie z macierzyńskiego), albo znaleźli się inni na ich miejsce. Zostaje fucha podrzędna, zastępcza, jeśli w ogóle jakaś!
  3. Po trzecie – brak przedszkoli, żłobków, albo możliwości elastycznego czasu pracy umożliwiającego opiekę nad dzieckiem. Niestety nie wszystkie posiadamy rodziców na emeryturze, którzy z radością zaopiekują się wnukami. Czasami ci rodzice nadal pracują (szczególnie po przedłużeniu wieku emerytalnego) i nie mogą zapewnić całodziennej opieki. Przedszkola i żłobki pękają w szwach, a pracodawca kręci nosem na każde zwolnienie na opiekę nad chorym dzieckiem. I jak młode matki mają ten problem rozwiązać?

No i jeszcze jedna konkluzja na koniec. Żadne pieniądze w postaci becikowych, czy wyprawek dla dzieci nie rozwiązują tych problemów, które dla mnie z punktu widzenia przyszłej matki są kluczowe do podjęcia decyzji o macierzyństwie. Dlatego radzę zacząć od podstaw, a dodatkowe wsparcie pieniężne przeznaczyć dla tych, którzy wydadzą je na jedzenie, albo ogrzewanie zimą. Ja mogę co najwyżej dołożyć tą kasę do nowego laptopa. 

P.S. Mam nadzieję, że mój zjadliwy ton Was nie uraził, a jedynie sprowokował do buntu przeciwko beznadziejnej sytuacji matek w Polsce. Jeśli macie ochotę przeczytać artykuł, o którym wspomniałam na początku, to wklejam link: http://wyborcza.pl/1,75477,15413232,Polki_na_Wyspach_chetniej_rodza_dzieci_niz_w_kraju_.html



Justyna

wtorek, 25 lutego 2014

Dziewiętnasty tydzień w roli matki

Ratunku! Gdzie są moje włosy! A właściwie nie gdzie, tylko dlaczego? Na podłodze, na dywanie, na kanapie, na ubraniach, w wannie... dlaczego nie są tam gdzie powinny być?! Czytałam, że może się to zdarzyć, ale w takich ilościach?! Az tak nie muszę się solidaryzować z moim prawie łysym dzieciątkiem...
I co tu począć - łykanie suplementów odpada, zdrowe żywienie bogate w bla, bla, bla nie bardzo realne, a cudotwórczych specyfików na rynku zatrzęsienie. 
No i przez tą wiosenną atmosferę jakoś tak się zrobiło dziwnie, że człowiek zadbałby o siebie... fryzjera odwiedził jak będzie z czym, paznokcie sobie strzelił, no i w jakąś kieckę się wbił. No właśnie... a mimo że ten człowiek do grubasów nie należy i nawet nieźle czuje się z obecną wagą, to ten człowiek w kieckę się jednak nie wbije. No i ten człowiek bardzo, ale to bardzo lubi kawę i słodycze, no i bardzo ale to bardzo nie lubi zajęć fitness - ani w domu ani w klubie. Stado sapiących bab, rozradowana chuda jak patyk prowadząca, patrząca z zachwytem w swe odbicie. A do tego ten człowiek jest leniem. No jest no i już. No i nie zmotywuje się, chociaż wie, że powinien. I w sumie ten człowiek nie wie skąd ta autokrytyka i liczy na to, że teraz nie spłynie na niego lawina dobrych rad i nie będzie więcej smsów od zgrabnych ludzi o treści "polecam Ci ćwiczenia z... są super!" ;) 

sobota, 22 lutego 2014

Konkurs dla kreatywnych


Przyszła pora na kolejne rozdanie na naszym blogu :) Tym razem coś wyjątkowego, dla wszystkich pomysłowych, kreatywnych mam i chętnych do zajęć plastycznych dzieci :) Mamy dla Was zestaw różności! Koszyczek pełen koralików do nawlekania, piórek, kolorowych wstążek, naklejek, muszelek z dziurkami, drewnianych przedmiotów do ozdobienia, cudnych ozdóbek, a nawet kredek do kąpieli, bo przecież tworzyć można nawet w wannie! A dla mam, na wzór kilka bransoletek (z prawdziwych minerałów) i kilka par drewnianych kolczyków - do noszenia albo do ozdobienia po swojemu :) Liczymy na to, że pochwalicie się później efektem Waszych artystycznych zmagań :) Gorąco zachęcamy do wspólnej zabawy! 






Aby wziąć udział w naszym konkursie wystarczy zgłosić chęć udziału i napisać krótko jaki macie pomysł na kreatywną zabawę z dzieckiem :) Wśród wszystkich zgłoszeń wylosujemy szczęśliwca, do którego wyślemy nasz kreatywny upominek.

Oczywiście będzie nam bardzo miło, jak dołączycie do naszych obserwatorów (jeśli jeszcze Was tam nie ma). Osobom, które na swoich blogach wkleją banerek naszego konkursu damy podwójną szansę wygranej w postaci dwóch losów. Pamiętajcie tylko, aby wkleić nam linka do miejsca, gdzie banerek wisi. No i oczywiście jeśli bierzecie udział anonimowo, to podajcie jakiś kontakt do siebie, najlepiej adres mailowy. 

Żeby wszystko było jasne, jak zwykle wklejamy regulamin.

Regulamin:

  1. Rozdanie jest prowadzone na blogu Mama na karuzeli, organizatorkami są właścielki bloga.
  2. Wysyłka naszego prezentu tylko na terenie Polski.
  3. Przy wyborze zwycięzcy będą brane pod uwagę jedynie te osoby które spełniły warunki konkursu.
  4. Osoby, które umieszczą baner konkursu na swoim blogu dostaną dwa losy, czyli podwójną szansę na wygraną.
  5. Udział w rozdaniu jest równoznaczny z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych w celach związanych z organizacją rozdania.
  6. Zgłoszenie udziału w rozdaniu jest jednoznaczne z przyjęciem warunków niniejszego regulaminu.
  7. Jako organizatorki zastrzegamy sobie prawo do dokonywania zmian w regulaminie.

Zapisy trwają od dziś (22 lutego) do 7 marca (do 23:59)

Losowanie nagrody 8 marca i wkrótce po nim ogłoszenie wyników.

Czekamy na Wasze zgłoszenia!

czwartek, 20 lutego 2014

4 MIESIĄCE Z DZIECKIEM - podsumowanie...

Każdy poradnik dla ciężarnych powinien zaczynać się słowami : "Zostaniesz mama? Gratulacje! A teraz biegiem do najbliższego sklepu meblowego po największe łoże małżeńskie jakie mają na stanie i po gigantyczny stół kuchenny." To dwa najbardziej przydatne sprzęty! Zapomnijcie o łóżeczku dziecięcym, które jest tylko podręcznym "pudłem" na drobiazgi. Na tym wielkim łóżku będziecie nie tylko spać we trójkę, ale bawić się, turlać, karmić, przewijać, przebierać, czytać, oglądać filmy na laptopie, składać pranie... A na kuchennym stole będziecie trzymać wszystko co nie zmieści się na łóżku - butelki, smoczki, pieluszki, zabawki, kocyki, pieluchy, telefony, notes, długopis, książkę, gazetę, chusteczki, przekąski... Zapomnijcie więc o białym obrusie. W ogóle zapomnijcie o obrusie. 
Bujaczek, cokolwiek bujanego, najlepiej jak buja się samo, albo można bujać nogą. Pałąk z zabawkami - żadne grzechotki, piszczałki, pluszaki, piłeczki, jeszcze nie na tym etapie. Trzy wiszące nad główką zwierzaczki, grzechoczące, szeleszczące w końcu zostaną złapane i wepchnięte do buzi. Pałąk można przypiąć w każdym miejscu. Kreatywni rodzice mogą się wykazać. Cudo o nazwie "panel muzyczny" - cokolwiek co gra delikatne melodyjki dłużej niż 10 minut, świeci się delikatnie. Podkreślam d e l i k a t n i e. Nam udało się znaleźć prawie idealny sprzęt - świeci się za intensywnie (zakleiłam lampkę taśmą izolacyjną) i po włączeniu wydaje wściekły dźwięk ostrzegawczy. Ale gra sobie milutko 15 minut! W sam raz na szybki prysznic, herbatę, kanapkę, maila... Pozytywka odpada. Gra sobie ładnie, ale nic a nic się nie świeci. Karuzelka bawi tylko przez chwilę (a nasza do tego skrzypi, piszczy i absolutnie nie wycisza, o usypianiu już nie wspominając).
Bardzo przydatna dla maluszka jest kołderka rożek do spania, a później śpiworek. No i ciepły miły kocyk. Nasza córka zasypia najchętniej mocno opatulona. Hitem ostatnich dni jest przytulanka szmatka z supełkami i głową króliczka - Hania zasypia ze szmatką na twarzy...
Sprawdziły się pieluszki Dada, chusteczki Huggies Pure i Linomag do pupy. Krem na mrozy taki z wyższej półki. Po kremie Happy firmy Bella zmarzły policzki. Pomógł Avene Pediatril. Do kąpieli nic. Do mycia nic. Do smarowania nic. Aspirator do nosa - męczarnia dla dziecka, ale skuteczna i ułatwiająca oddychanie. Dwie butelki - do mleka i soku jabłkowego (Lovi Medical +). Wodzie i herbatkom nasza córka podziękowała. Poduszka do karmienia - umiemy się karmić tylko na klasycznej fasolce (czasami na leżąco). Jeśli chodzi o ubranka to sprawdzają się tylko body i rajstopki. W mieszkaniu gdzie są ciepłe kaloryfery to w zupełności wystarczy. A na wizyty gości jeansowe ogrodniczki. 
Ah, no i kwestia poradników. Czytanie o tym co się dzieje z dzieckiem w łonie matki to czysta abstrakcja i chwilowa przyjemność. Zdecydowanie żałuję, że nie przeczytałam w ciąży książek o opiece nad noworodkiem i rozwoju malucha w pierwszych miesiącach życia. 
Telefon z dostępem do netu i porządnym pakietem darmowych minut, no i koniecznie zestaw słuchawkowy ;)

Ps. a kto zgadnie jak zrobiłyśmy odcisk dłoni i stópki ? :)

wtorek, 18 lutego 2014

Bajeczki dla Haneczki

Bajeczka o królewnie i księciu i żabie i białym koniu


Dawno, dawno temu, w czasach gdy książęta jeździli na białych koniach, a księżniczki na skocznych żabach, żyli sobie… no właśnie książę i księżniczka. Byli rodzeństwem i wspólnie władali malutkim państewkiem, które nazywało się Siostrobrat. W tym uroczym kraju to właśnie dzieci miały najwięcej do powiedzenia, a dorośli musieli się ich słuchać. Wszędzie można było znaleźć fantastyczne zabawki, z głośników grała urocza dziecięca muzyka, a do tego od świtu do nocy jadano bitą śmietanę z lodami czekoladowymi. Pewnie dlatego większość dzieci przypominała turlające się kuleczki z czarnymi ząbkami. A ponieważ turlać się nie jest zbyt wygodnie (wiadomo: kręci się w głowie, a po dużej porcji lodów czekoladowych z bitą śmietaną to jeszcze w brzuchu może się zakręcić), to wszystkie dzieci podróżowały na białych koniach i skocznych żabach. Królewna i książę również mieli swoje wierzchowce i codziennie urządzali wyścigi w dwóch kategoriach: konkurs szybkości i konkurs skoków. Oczywiście konkurs skoków zawsze wygrywała królewna i jej skoczna żaba, a laureatem konkursu szybkości nieustannie zostawał książę na białym koniu. Aż dnia pewnego wszystko się odmieniło. Do zamku Siostrobratu sprowadził się rycerz ZdrowyTrybŻycia. Już samo jego imię wywoływało pogrom wśród ludu, tym bardziej, że rycerz wyznawał niecodzienne zwyczaje. Nie wyglądał jak kulka, ale był szczupłym młodzieńcem z jasną cerą i zadbanym uzębieniem. Do tego kategorycznie odmawiał jedzenia lodów czekoladowych z bitą śmietaną. Już pierwszego dnia na śniadanie przygotował sobie tosty z żółtym serem i pomidorami, których zapach ściągnął pod kuchenne okna połowę dzieciaków z królestwa. Obiadem: zupą pomidorową i kotletami z surówką rycerz ZdrowyTrybŻycia musiał się już podzielić ze wszystkimi w zamku. Królewna i książę byli przerażeni! Ani chybi wszystko to wróżyło przewrót państwowy. Należało raz a dobrze unieszkodliwić rycerza i jego dziwne poglądy. Ogłoszono więc konkurs. Oczywiście były to wyścigi. Tym razem jednak zaproponowano, aby ścigać się w konkurencji jedzenia na czas lodów z bitą śmietaną. Rycerz ZdrowyTrybŻycia jako nie-obywatel mógł wziąć udział w zawodach pod jednym warunkiem. Przegrana oznaczała dla niego wygnanie z państwa. ZdrowyTrybŻycia zgodził się na te warunki, ale postawił również własne. Skoro przegrana miała oznaczać dla niego wygnanie, to wygrana zgodnie z zasadą sprawiedliwości winna powodować wygnanie królewny i księcia oraz ich wierzchowców: skocznej żaby i białego konia, a jemu ofiarować tron Siostrobratu. Królewna i książę długo zastanawiali się nad tą propozycją. Postanowili w końcu, że przechytrzą ZdrowyTrybŻycia. Zgodnie z prawem Na tronie Siostrobratu mogło zasiadać jedynie rodzeństwo, tak więc ZdrowyTrybŻycia nawet w razie wygranej nie zdobędzie korony! Rozpoczęły się zawody. Trzeba przyznać, że królewna i książę dzielnie stawali w szrankach. Jednak zjedli tego dnia już mnóstwo lodów czekoladowych z bitą śmietaną i w końcu zaczęło ich mdlić od nadmiaru słodyczy. Rycerz ZdrowyTrybŻycia posiadał więc znaczną przewagę i wkrótce zwyciężył. Wtedy to zażądał, aby Królewna i Książę opuścili państwo, gdyż od teraz on będzie władcą. Na nieszczęście dla nich okazało się, że ZdrowyTrybŻycia posiada siostrę, a jest nią malutka Hania. I tak oto, królewna i książę wyjechali z Siostrobratu na skocznej żabie i białym koniu, a Hania i jej brat ZdrowyTrybŻycia zajęli ich miejsce. I od tej pory w królestwie zapanował ład i dobrobyt. Wszystkie dzieci odżywiały się zdrowo i szybko schudły. Rozwinęła się również branża dentystyczna, która leczyła czarne ząbki małym pacjentom. Każdy bowiem chciał mieć taki piękny uśmiech jak królewna Hania. 



niedziela, 16 lutego 2014

Osiemnasty tydzień w roli matki

I tak oto za nami cztery miesiące ciężkie i niesamowite jednocześnie :) Pierwsza gorączka, pierwsze jabłuszko, chwytanie zabawek, głośny śmiech... stresu co nie miara, radości jeszcze więcej. 
Pediatra stanowczo kazała mi zostać przy samym karmieniu piersią do szóstego miesiąca. Sok z jabłek i ewentualnie starte jabłuszko muszą wystarczyć (mam tylko obserwować kupki, żeby nie były za rzadkie przy takiej ilości jabłka). Cóż... jeśli nie muszę Małej z nikim zostawiać, to może damy radę, dopóki mam mleko :) A to mleko to rzeczywiście skarb. Przy pierwszej gorączce nie miała apetytu i cały dzień marudziła. Głowa ciepła, krzyki i płacz wieczorem. Udało mi się przystawić Ją do piersi, ładnie zjadła, zasnęła i obudziła się w dużo lepszym nastroju. Zrobiła kupę i gorączka zdecydowanie zelżała. Może zbyt optymistycznie to pojmuję i nie do końca to zasługa mleka, ale ważne że się polepszyło. Z rana dziewczątko takie radosne się obudziło... Uwielbiam jak po przebudzeniu wita mnie takim cudnym, szerokim uśmiechem. Potem leży sobie, ogląda wszystko dookoła, patrzy na swoje rączki, czasem złapie moją dłoń, bawi się nią i próbuje wsadzić sobie do buzi. A przy tym gada, gada i gada. Pytam "co się dziecku śniło?", a Ona opowiada po swojemu. Czasem piszczy tak głośno, to proszę żeby piszczała jeszcze głośniej i obudziła tatę. A tata na to, że Mała piszczy jak te kobitki z zespołu Mazowsze i jak tylko nauczy się chodzić, to trzeba nauczyć ją przytupu i zapisać do zespołu. 
Ah, no i coraz częściej życzy sobie oglądać świat z pozycji naszych ramion. Mało to wygodne, ręce bolą (6,2 kg w końcu). Zastanawiamy się nad kupnem nosidełka, bo chusty do nas nie przemawiają. Nie takiego turystycznego ze stelażem, ale jakiegoś takiego z pasem biodrowym, żeby można było pochodzić z nim nie tylko po mieszkaniu, ale i na jakiś spacer. Na razie nie wiemy co wybrać, nie możemy się zdecydować... A trzeba dobrać wagowo, trochę na wyrost żeby posłużyło, najlepiej żeby można było nosić dziecko przodem i tyłem do rodzica, żeby łatwo się szkraba wsadzało... Baby Bjorn Original Classic ? Maxi Cosi Easia ? Lascale M1 ? Jejku... 
Oczywiście to nie tak, że cały czas u nas tak miło i kolorowo. Złośnica i histeryczka nam rośnie. Drze się na widok cyca, wygina, pręży, krzyczy, a jak już go złapie to marudzi z cycem w buzi (w dzień, bo nocą przeważnie udaje się jeść). Zasypianie w dzień to tragedia. Kiedy robi się śpiąca, ziewa, trze oczka, przymyka je, kładziemy Ją do bujaczka (gdzie zwykle ładnie zasypiała) i jest wrzask. Płacz, krzyk, krztusi się. Nie pomaga bujanie, kołysanie, pieluszka, tulenie, śpiewanie, szeptanie... nic. Po 30 minutach usypia z wyczerpania i łka jeszcze przez sen. Kiedyś przysypiała przy cycu, teraz nie ma mowy. Nocą zasypia przy butli, już około 22. Budzi się z krzykiem po 1. Macha głową, nie otwiera oczu, płacze, piszczy, krzyczy. Jak uda mi się Ją nakarmić to przyśnie na chwilę i znów to samo. Uśnie po półgodzinnej albo dłuższej histerii. Po to, żeby znów obudzić się o 4 i powtórka z rozrywki. Kolejna pobudka około 7 - już lepsza, bo tak się zaczyna Jej dzień. A o 9 już jest zmęczona. Zabawa od nowa zaczyna się w bujaczku... Wrrrr....!!! Znów skok rozwojowy? Czego ten Maluch chce? Czemu tak się zachowuje? Czasami ręce opadają... 

piątek, 14 lutego 2014

WALENTYNKOWY UPOMINEK OD LOSU

Dotychczas Walentynki były dla mnie nic nie znaczącym dniem, kojarzącym się jedynie z kolejkami w kwiaciarniach, cukierniach i perfumeriach. W ubiegłym roku nabrały magicznego wymiaru. Dokładnie rok temu postanowiłam od tak zrobić sobie test ciążowy. Staraliśmy się o dziecko dopiero od niedawna i byłam pewna że trzeba będzie jeszcze poczekać. Aż tu proszę - dwie kreski! No jak nic dwie - grube i wyraźne. Usiadłam z wrażenia. To dopiero niespodzianka dla nas obojga :) Mój mąż oszalał z radości! Od razu zaczął wymieniać wszystkich którym musi przekazać tą nowinę. Chodził i powtarzał "no kochana, będziemy rodzicami!". Oczywiście musiałam się upewnić i jeszcze tego samego dnia zrobiłam sobie test z krwi. Nie myliłam się. I tak oto od roku jesteśmy szczęśliwymi rodzicami, a od 4 miesięcy możemy nasz prezent walentynkowy tulić w ramionach :) 

wtorek, 11 lutego 2014

Czas na dziecko – czy później znaczy lepiej?


Jakiś czas temu, kiedy pisywałam jeszcze teksty do miesięcznika "M jak mama", popełniłam artykuł (bardzo śmieszy mnie to sformułowanie, bo od razu kojarzy mi się z popełnieniem gafy, albo błędu - nie za szczęśliwa myśl w odniesieniu do tekstu) na temat podejmowaniu decyzji o macierzyństwie. Tekst za dobry chyba nie był, bo z tego co pamiętam nigdy nie ukazał się w druku. Za to pozostał po nim ślad na moim komputerze. Ślad, który teraz przez przypadek odnalazłam. 

„Decyzja o ciąży pociąga za sobą wiele konsekwencji – całkowitą zmianę trybu życia, czasową przerwę w karierze i co najważniejsze, pojawienie się nowej osoby w rodzinie. Dlatego wiele kobiet się jej boi i przekonuje same siebie, że kiedyś będzie lepszy czas na dziecko. Tylko czy na pewno?”

I to jest właśnie to pytanie, nad którym zastanawiałam się wtedy i który dręczy mnie aż do dzisiaj. Czy istnieje coś takiego jak „idealny czas na posiadanie dziecka”. Wiemy już, że biologicznie jest to 20-25 lat, ale patrząc pod kątem kulturowym i społecznym – mało która kobieta w tym wieku decyduje się na macierzyństwo. Większość z nas wtedy studiuje, ewentualnie rozpoczyna karierę, pracuje, bawi się, uczy i robi wszystko poza myśleniem o rodzinie. A jeśli nawet jakaś dwudziestolatka znalazła już partnera, z którym chce spędzić resztę życia i założyć rodzinę, to najczęściej ta rodzina nie ma jeszcze gdzie mieszkać. Jej „głowa” nieustannie szuka swojego miejsca na rynku pracy, a „szyja” walczy o umowę na czas nieokreślony, żeby mieć prawo do jakiegokolwiek urlopu macierzyńskiego i szansę na powrót do życia zawodowego po odchowaniu dziecka. Z taką perspektywą każdy przyszły czas wydaje się lepszy! Niestety istnieje niebezpieczeństwo wpadnięcia w pułapkę ciągłego poszukiwania tej odpowiedniej chwili. A ona może nigdy nie nadejść. Bo czy kiedykolwiek będziemy gotowe na to, żeby przewrócić swoje życie do góry nogami, poświęcić się dla kogoś w 100%, zrezygnować z własnych potrzeb, planów, może niektórych marzeń?

Kiedy jest najlepszy czas na dziecko? Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie i obawiam się, że nigdy nie poznam. Pewnie też nigdy nie będę w pełni gotowa i dojrzała do podjęcia takiej decyzji. Po prostu trzeba będzie zaryzykować. Jak to mówią: no risk no fun:) i chyba w przypadku macierzyństwa jest w tym trochę prawdy. 


Justyna

poniedziałek, 10 lutego 2014

Szesnasty i siedemnasty tydzień w roli matki

Jejku, jak ten czas leci! Momentami zapominam jaki dzień tygodnia mamy... I niby rutyna - dni do siebie podobne, a jednak dzieje się tyle, że na nic nie ma czasu. Nie wyjaśniła się kwestia rozszerzania diety w 4 miesiącu. Nie ma już takiej potrzeby. W końcu nie po to mam rok urlopu, żeby kosztem czasu spędzonego z dzieckiem wracać do pracy... Dadzą sobie radę beze mnie. Łatwiej mi, bo szefowa zapewniła mnie, że na mnie czekają :) A do tego moja mama, jedyna osoba z którą zostawiłabym moją córcię, będzie miała operację ręki i to raczej mamie będzie potrzebna nasza pomoc...
Nie jestem też pewna, czy wrócę na pełen etat... ale to jeszcze odległa sprawa i wiele może się zmienić. Na razie staram się tak organizować czas sobie i dziecku, żebyśmy obie były zadowolone. Staram się polubić ćwiczenia w domu, nie objadać się ciastem i czekoladą, od czasu do czasu jakiś peeling czy maseczka, delikatny makijaż albo chociaż same rzęsy, spódnice i sukienki... Mam poczucie, że z dnia na dzień coraz lepiej rozumiem potrzeby mojej córki. Nie przeraża mnie już jej krzyk, płacz, piski, wrzaski - przeważnie wiem co jest przyczyną takiego zachowania, czasem zgaduję, a czasem z bezsilności podaję jej pierś i się uspokaja. Nawet pobudki o 5 rano już mnie nie denerwują. Wiem, że o 7 znów zaśnie, a ja wtedy usiądę z kubkiem kawy do komputera :) Czekam na wiosnę i lato, na długie spacery, na te nieszczęsne szczepienia, na wakacje w Bieszczadach, na weekendy na działce, na przejażdżki tramwajami i autobusami, na wizyty u znajomych, na zakupy nie przez internet... Przed nami jeszcze planowanie chrztu i szukanie nowego mieszkania :) 
Mam obsesję na punkcie dziecięcych ubranek, second handów, sprzedawania i kupowania na allegro. Jakie cuuuuda można wygrzebać!!! Ostatnio doszłam do wniosku, że zdecydowałabym się na drugie dziecko chociażby tylko z chęci ubierania maluszka w te miniaturowe cudeńka :) 

A rozszerzanie diety zaczniemy od jabłuszka. Mam zamiar zakupić szklaną tarkę - podobno najlepsza, no i jakieś łyżeczki, bo do karmienia malucha takimi klasycznymi metalowymi nie jestem przekonana.

środa, 5 lutego 2014

Bajeczki dla Haneczki - WSTĘP

Była sobie kiedyś bajeczka. Taka sobie zwykła opowiastka o tym i owym. Trochę ciekawa, trochę intrygująca i trochę banalna. Niczego nie traktowała na serio i niczego nie miała zmieniać. Wiecie zapewne, że są takie ogromne opowieści, które mają odwrócić bieg całego świata, a przynajmniej czyjegoś życia. Są też takie bardzo inteligentne i tak w swojej mądrości zawiłe, że mało kto może je zrozumieć. Ta bajeczka była prosta. I chyba trochę smutno jej było z tego powodu, że nie należy ani do tych wielkich, ani tych inteligentnych, ani nawet do tych zawiłych. A tak by chciała czymś się wyróżniać. Jeśli nie oryginalnym wątkiem głównym, to chociaż ciekawą narracją, albo bohaterami, którzy nie mieli swoich poprzedników w historii literatury. Niestety, nic z tego. Bajeczka była zwyczajna i musiała się z tym pogodzić. Pewnie łatwiej by jej to przyszło, gdyby chociaż została napisana z myślą o kimś wyjątkowym. I dlatego pewnego dnia autorka postanowiła ją pocieszyć i zadedykować konkretnej osobie. A właściwie małej dziewczynce, która miała na imię Hania. I od tej chwili bajeczka nie czuła się już taka zwyczajna i o niczym. Bo miała dla kogo stawać się wyjątkową. Rozwinęła więc skrzydła i zaczęła się snuć łącząc w sobie najróżniejsze historyjki, które tylko fantazja zdołała jej podsunąć. I na końcu zrobiła się z niej bajka niezwykła, a na dodatek pokaźnych rozmiarów.

- Cóż za bzdura! – obruszyła się Hipopotamica Pięknica wisząca na szczebelkach dziecięcego łożeczka. – Przecież bajka nie może mieć pokaźnych rozmiarów. Nie może być mała, ani duża. Bajki mogą być co najwyżej krótkie, albo długie. Małe i duże są na przykład hipopotamy. 

- Hipopotamy to akurat są tylko duże – zaćwierkał motylek z szeleszczącymi skrzydełkami. 

- A motylki nie ćwierkają! – odburknęła rozzłoszczona Hipopotamica Pięknica. 

- Tak, mądralo? Nie ćwierkają? To co w takim razie robią zamiast ćwierkania?

- No właśnie nic nie robią i dlatego nie powinny mieć prawa głosu!

W powietrzu zaszeleściły skrzydełka rozzłoszczonego motylka, który choć nie za bardzo potrafił latać, głównie z powodu lęku wysokości, to akurat mówić lubił bardzo. I nie podobał mu się pomysł z odebraniem głosu wszystkim motylom. Już zamierzał zaprotestować, kiedy nagle coś za nim poruszyło się i zakwiliło. Z kołdrzanego kokona wychynęło niebieskie oko i jaśniutka czuprynka. Hipopotamica Pięknica z wrażenia wstrzymała oddech, a motylek od razu uspokoił się i znieruchomiał. 

- Siedź cicho, bo ją obudzimy – szepnęła kącikiem ust Hipopotamica. Przerażony motylek zaczął nucić senną melodyjkę i niebieskie oko powoli zaczęło się zamykać i po chwili dziecko spało w najlepsze. 

- Uf, aż mi się gorąco zrobiło z tego stresu! Co to za życie, wisieć tylko na szczebelkach dziecięcego łóżeczka i cały czas usypiać niemowlaka. 

- Kto to widział tak marudnego motyla – powiedziała Hipopotamica i pokręciła głową z niesmakiem. – Naprawdę autorka powinna zastanowić się nad pozbawieniem cię głosu. Takie bzdury wygadywać. 

- W ogóle mogłaby sobie wymyślić lepszą bajkę zamiast pisać o niemowlęcych Przytulankach. 

- A to racja! Zgłaszamy protest! Nie wolno wykorzystywać naszych zacnych osób w żadnych amatorskich bajkach. Nie zgadzamy się. Następnym razem proszę pisać o czymś innym!

Hipoptamica krzyknęła tak głośno, że dziecko z przestrachem zakwiliło. 

-Widzisz co narobiłaś – szepnął motyl z wyrzutem. 

- Lepiej pomóż mi ją uspokoić, zamiast obwiniać. No już, Haniu cichutko… Nie płacz, nie płacz. Wiemy, że nie podoba ci się taka marna bajka, ale nie martw się. Następnym razem będzie lepsza. Taka prawdziwa bajeczka o królewnie i księciu i żabie i białym koniu. Obiecujemy!

Hania najwyraźniej usatysfakcjonowana obietnicą, przestała płakać i już po chwili spała dalej w najlepsze.