piątek, 31 maja 2013

MURZYNEK

Po prawie całym tygodniu ciężkiej pracy, różnorakich stresów i zmęczenia, nie sposób odmówić sobie chwili relaksu z dobra książką i czymś słodkim :) A jeśli przez przypadek trafiło się w necie na artykuł wychwalający właściwości gorzkiego kakao, nie mogłabym zasnąć nie kombinując, co pysznego można przyrządzić wykorzystując tak cenną informację. Kakao jest źródłem magnezu, wapnia, chromu, żelaza, manganu, cynku... a do tego redukuje stres i wyczerpanie! Wspaniale - pieczemy zatem murzynka. Moje ulubione ciasto z dzieciństwa. Obowiązkowo na stole w każde święta. A ponieważ dopiero co mieliśmy święto mamy, a przed nami święto dziecka, więc pozostając w tym klimacie zabieramy się za pyszne, proste i co najważniejsze SŁODKIE ciasto :) Moje dziecko z pewnością będzie łasuchem tak jak mama - już wierci się i kopie jak tylko mama naje się słodkości :) 


Składniki : 


1/2 kostki margaryny (kiedyś obowiązkowo PALMA, teraz jakoś na półce w sklepie nie znalazłam...)

1 i 1/2 łyżki gorzkiego kakao (najlepsze niezmiennie od lat wedlowskie)

1 szklanka cukru

1/3 szklanki wody

1 szklanka mąki

1 łyżeczka proszku do pieczenia

2 całe jajka

mały olejek, aromat migdałowy

pół szklanki drobnych rodzynek 


Polewa : 

1/3 kostki masła rozpuszczamy w rondelku, dodajemy 4 łyżki cukru, 1 łyżkę kakao, 1 łyżkę wody i mieszamy do zagotowania, do uzyskania jednolitej, kremowej konsystencji

Przygotowanie : 

Margarynę rozpuszczamy na wolnym ogniu w średniej wielkości garnuszku, rondelku. 
Dodajemy kakao, cukier i wodę - mieszamy intensywnie, do uzyskania jednolitej masy i do zagotowania. 


Zdejmujemy z ognia i dodajemy powoli mąkę (wymieszaną wcześniej z proszkiem do pieczenia), jajka i olejek. 


Cały czas mieszamy nasze pięknie pachnące ciasto. Rodzynki zalewamy wrzątkiem. Sparzone wrzucamy do ciasta, mieszamy i wlewamy do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia. 

Moja mama zawsze piekła murzynka w prodiżu, gdzie temperatura i kształt formy są niezmienne. Ja znalazłam kwadratową, niewysoką foremkę. Wcześniej korzystałam z niewielkiej keksówki. Wstawiamy blaszkę z ciastem do piekarnika (nie musi być nagrzany) i pieczemy ok 30-40 minut w temperaturze 180 stopni. 
Sprawdzamy patyczkiem czy ciasto jest już dobre - patyczek powinien być suchy, ciasto nie powinno się przyklejać). Jeśli nie planujemy robić czekoladowej polewy, odczekajmy aż ciasto wystygnie zanim je wyjmiemy z formy.
Polewą traktujemy ciepłe ciasto. Ja polewy tym razem nie robiłam. Ostudzone ciasto posypałam cukrem pudrem i malinową posypką zrobiłam serduszko. 


Pięknie, prawda?? :)

Wcześniejsze przepisy na weekendowe słodkości możecie znaleźć TUTAJ:)

wtorek, 28 maja 2013

Pamiętajmy o Mamach!

Kiedyś miałam taki sen. Że jestem w szpitalu i rodzę. Wszystko przebiega dobrze, otacza mnie mnóstwo bliskich osób, którzy mnie wspierają, podtrzymują na duchu i dodają otuchy. Aż wreszcie maleństwo przychodzi na świat. Położna zabiera bobasa, myje, oddaje na ręce taty, którego już otacza cała rodzina, znajomi i bliscy. Pochylają się nad kwilącym dzieckiem, cieszą i płaczą na przemian. A ja leżę zupełnie sama. I nikt już o mnie nie pamięta…



Najwyraźniej byłam straszną egoistką w tym śnie, skoro tak bardzo dopominałam się uwagiJ ale potem dotknęło mnie jak często tak właśnie się dzieje (w przenośni oczywiście). Kobieta w ciąży jest oczkiem w głowie wszystkich. Troszczą się o nią, martwią i pomagają jak tylko się da. A potem na świat przychodzi maluszek i nagle to on jest w centrum uwagi, a o mamie tak trochę się zapomina. Oczywiście to normalne, ale nie wiem czy wiecie, że ten nagły spadek zainteresowania otoczenia może być szczególnie odczuwalny przez kobietę w postaci depresji poporodowej. I nic dziwnego. Przyzwyczajamy się do tej troski i nagły jej brak wywołuje pustkę. 

Co możemy z tym zrobić? Po prostu pamiętajmy Mamach! Nie tylko tych naszych, ale również tych w naszym otoczeniu. Jeśli nie możemy odwiedzić to zadzwońmy. Zgłośmy się czasem do pomocy przy opiece nad dzieckiem, albo po prostu wybierzmy na wspólny spacer. Zamiast cały czas wypytywać o maleństwo zapytajmy czasem jak Mama się czuje. Zaprośmy ją na wieczór Spa, na którym będzie mogła być przede wszystkim kobietą (a nie tylko Matką). Kiedy idziemy w odwiedziny i kupujemy prezent dla maluszka to kupmy też dla Mamy (i niech nie będą to kolejne pieluchy, ale coś faktycznie dla Niej). Pozwólmy jej się czasem wypłakać, popodziwiajmy trochę, pochwalmy, doceńmy, pocieszmy…

Justyna

niedziela, 26 maja 2013

Pamiętnik Okruszka - dwudziesty tydzień

Obudziliśmy się dziś z samego rana. Wyspani i uśmiechnięci :) Mamusia sypia już coraz lepiej. Ciężko jej było odzwyczaić się od spania na brzuchu i na wznak. Na brzuchu to wiadomo - żeby mnie nie cisnąć, ale na wznak? Rodzice wyczytali, że cały ciężar macicy opiera się wtedy na kręgosłupie, jelitach, aorcie i żyle głównej. I taka pozycja powoduje ból pleców, utrudnia oddychanie i przeszkadza w prawidłowym krążeniu krwi. Dlatego całe szczęście, że mamusia nauczyła się spać na lewym boku z poduszką między nogami. I ja każdego ranka przesuwam się na lewą stronę :) Zanim mama wstanie i znów ulokuję się w centrum brzuszka, może intensywniej poczuć moje ruchy i kopnięcia. Ale dziś starałem się być bardzo grzeczny. Bo dziś jest dzień wyjątkowy. Dziś moja mamusia i wszystkie inne mamusie mają swoje święto. Moja mamusia po raz pierwszy obchodzi dziś Dzień Matki! Były kwiatki i buziaczki i życzenia. Muszę się dowiedzieć czym są laurki i jak się je robi, bo podobno takie prezenciki mamusie bardzo lubią :) 
Ale to nie tylko nasz dzień! Mamusia i wujek Kamil przygotowali kilka niespodzianek dla babci Ani (to moja babcia od szarlotki i śpiochów w tygrysy). Będzie pyszny obiadek i kolorowy deserek, a wieczorem kino! Wujek postara się o piękny bukiet kwiatów, więc będzie nie tylko pysznie ale i pachnąco :) Ja to mam szczęście, że mogę być uczestnikiem wszystkich tych wydarzeń. Muszę tyle zapamiętać i tak dużo się jeszcze nauczyć! Rosnę i przybieram na wadze, ale jeszcze trochę czasu minie, zanim wszystkiego zacznę doświadczać sam. Ważę już ok 325 gramów i jestem już za duży, żeby mierzyć mnie od głowy do pupy. Teraz lekarz zapewne zmierzy średnicę główki, powierzchnię brzuszka i długość kości udowej. Jutro kolejna wizyta u naszej pani doktor. Badanie krwi, moczu, mierzenie, ważenie... Dopytamy o to i owo. Już mamusia przygotuje pani listę pytań :) W przyszłym tygodniu czeka nas kolejne USG. Tego badanie rodzice nie mogą doczekać się najbardziej. Wszyscy wciąż dopytują - syn czy córka? Zobaczymy :) Postaram się ułożyć tak, żeby wszystko było widać. chociaż to odrobinę krępujące... 
A tymczasem biegiem do kuchni! Ziemniaczki nam się przypalają! 

Wyniki CANDY!

Drogie KOBITKI, MAMY, BLOGERKI, uczestniczki naszego konkursu!

Nasz konkurs dobiegł końca i mamy zaszczyt ogłosić wyniki. W drodze sprawiedliwego losowania wyłoniłyśmy zwyciężczynię. 






Została nią : Dzieciństwo Panny M

Serdecznie gratulujemy!!! Do Szczęściary wysyłamy maila z prośbą o podanie adresu, pod który powędruje paczuszka z nagrodą. 


Wszystkim pozostałym uczestniczkom serdecznie dziękujemy za udział w zabawie i cenne wypowiedzi dotyczące karmienia piersią w miejscach publicznych. 

Jednocześnie informujemy, że to nie ostatnie rozdanie na naszym blogu :) Zaglądajcie do nas! 

A przy okazji, w tym naprawdę wyjątkowym dniu życzymy WSZYSTKIM MAMOM, tym które już mają małe i większe szkraby i tym które dopiero spodziewają się malucha, wszystkiego co najlepsze, optymizmu, dobrego samopoczucia, wytrwałości w codziennych zmaganiach i samych uśmiechów i radości z pierwszych kroków, pierwszych cenzurek, pierwszych balów maturalnych... Oby każda z Was czerpała wielką radość i satysfakcję z macierzyństwa i nigdy nie zapominała, że jest wspaniałą kobietą! 

Justyna i Patrycja

piątek, 24 maja 2013

KRAKERSY SEZAMOWE

Tym razem do kącika słodkości trafiła słona przekąska - krakersy. Nie ukrywam, że chętniej sięgam teraz po słone niż po słodkie. A na weekend planuję mały seans filmowy (babski, z mamą z okazji naszego święta) więc krakersy do pochrupania sprawdzą się idealnie! Uzupełnimy menu jakimiś dipami do krakersów i lemoniadą domowej roboty do popicia. Już nie mogę się doczekać :) Zachęcam do inspirowania się nie tylko pomysłami kulinarnymi - może także macie ochotę na kino domowe w gronie rodziny, przyjaciół lub samotnie rozkoszując się wolną chwilą (nie polecam tylko horrorów, bo nie zaśniecie). Zdradzę Wam, na jaki pomysł wpadłam jakiś czas temu. Wymyśliłam (albo podejrzałam gdzieś) filmowy alfabet - oglądamy filmy których tytuły rozpoczynają się na kolejne litery alfabetu. Każde spotkanie sponsoruje inna literka. A do tego, każdy przynosi jakąś potrawę, przekąskę na tą właśnie literę. I tak zaczęliśmy od wspaniałego filmu "August Rush" i amarantusowych ciasteczek. Nie pamiętam już co było na "B" (ale na pewno coś brzoskwiniowego i bananowego). Na literę "C" była przepyszna zupa cebulowa i "Chicago". Najlepiej, gdy każdy z wieczorów organizuje kto inny, udostępniając ekran swojego laptopa czy plazmy, wygodne poduszki i kawałek kuchni :) Naszą kolejną literką jest litera "F" :)

Składniki :

1,5 szklanki mąki
0,5 szklanki sezamu (tą porcję, niecałą, dodamy do ciasta, więc przyda się trochę więcej ziarenek, do obsypania krakersów)
4 łyżki oleju
2 jajka (jedno w całości dodamy do ciasta, drugie roztrzepane posłuży do smarowania krakersów przed posypaniem ich sezamem)
4 łyżki śmietany
1 łyżeczka proszku do pieczenia
0,5 łyżeczki soli
1 łyżeczka masła (do posmarowania blaszki - ja preferuję papier do pieczenia)

Przygotowanie :
Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia. Wsypujemy do miski, dodajemy sól i większość sezamu. Dodajemy jajko, śmietanę i olej.

Ciasto zagniatamy. Rozwałkowujemy je bardzo cieniutko - czym cieniej, tym lepiej. Oczywiście bez przesady, bo nie zdejmiemy krakersów z blatu... Wycinamy kółka szklanką albo foremką.


Drugie jajko roztrzepujemy widelcem i najlepiej jakimś pędzelkiem (albo palcem) smarujemy każde kółeczko i posypujemy sezamem.
Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy kilkanaście minut na złoty kolor. 

Niestety sezam się trochę obsypuje, więc uwaga przy wyciąganiu i wykładaniu na tacy czy talerzu. 

Nasze małe łasuchy muszą poczekać, aż krakersy przestygną. A maluchy lepiej niech zjedzą je przy stole albo nad talerzykiem, no chyba, że macie ochotę zbierać ziarenka sezamu z dywanu czy podłogi w salonie... 

Smacznego i miłego weekendu!!!

środa, 22 maja 2013

Warsztaty Planeta Dziecko, czyli nasza wycieczka:)

Zachęcone opiniami w internecie zapragnęłyśmy wziąć udział w bezpłatnych warsztatach dla przyszłych i obecnych rodziców organizowanych przez Planeta Dziecko (www.planeta-dziecko.pl). A ponieważ projekt organizowany jest głównie w miastach województwa łódzkiego, zgłosiłyśmy się na warsztaty do Skierniewic, które odbyły się w dniu wczorajszym. Nie obyło się bez przygód :) Zmylone mapką wydrukowaną z internetu byłyśmy pewne, że sala w której odbywała się impreza jest oddalona od pięknego dworca kolejowego zaledwie kilka kroków. Dlatego też zwiedziłyśmy skierniewicki dworzec, rynek, zjadłyśmy pyszne lody, a nawet zakupiłyśmy dla Okruszka urocze ciuszki. Na dworcowym peronie odnalazłyśmy nawet posąg Wokulskiego. Cóż on tam robi? Jeżeli uważnie przeczytałyście „Lalkę”, to wiecie, że gdy Wokulski jechał do Krakowa ze swoją wybranką i zobaczył jak ona flirtuje z innym, to wysiadł na pierwszej lepszej stacji. Były to właśnie Skierniewice. Tam położył się na torach i chciał umrzeć, ale nie pozwolił na to zaradny kolejarz. Itd.:) 

Wokulski na peronie w Skierniewicach


Skierniewicki dworzec kolejowy

My udałyśmy się w wiadomym kierunku. Szłyśmy, szłyśmy, szukając numeru 20, a tu dopiero numer 4. Chodnik dawno się skończył, ścieżka się skończyła, Skierniewice też, a my szłyśmy dalej. Salę znalazłyśmy kawał drogi od centrum na wylotówce na Radom. Na szczęście warsztaty zaczęły się z opóźnieniem więc nic nas nie ominęło.

Rynek w Skierniewicach i ławeczka profesora Pieniążka, który podobno podarował Skierniewicom jabłka:)

No prawie nic. Zacznę może od minusów, bo odległość sali od centrum miasta to nie jedyne niedopatrzenie organizatorów... Wystarczy sobie wyobrazić, że nie każda ciężarna mama czy mama z małym dzieckiem wyposażone są w samochód, którym komfortowo mogłyby dojechać na warsztaty. Nie każda z kobiet zabiera ze sobą picie i prowiant na spotkania tego typu, a niestety zabrakło wody do picia. Sponsor pokusił się na bardzo małą ilość butelek wody. Nigdzie nie było żadnego bufetu czy sklepu, a przez te trzy, cztery godziny każdemu chciałoby się napić. Organizatorzy o tym nie poinformowali, a kwestia jest niezwykle istotna. 

Sporym plusem warsztatów, były dość ciekawe i zwięzłe wypowiedzi zaproszonych gości, sponsorów. Dietetyk, psycholog, bardzo sympatyczna położna, ratownik medyczny, a także dystrybutorzy naturalnych kosmetyków dla małych dzieci oraz mleka modyfikowanego. Poruszone zostały takie zagadnienia jak dieta przyszłej mamy, prawidłowe odżywianie w okresie karmienia piersią, pielęgnacja problemowej i podrażnionej skóry malucha, wskazówki i rady dla rodziców niemowląt i dwulatków, a także pierwsza pomoc w nagłych wypadkach. Najcenniejszą wskazówki przekazała pani położna ze skierniewickiego szpitala, pokazując z bobasem na ręku jak przykładać dziecko do piersi, jak uskutecznić prawidłowe ssanie mleka przez malucha, jak zadbać o wygodę mamy i dziecka podczas karmienia, a także kiedy i jak odstawiać stopniowo dziecko od piersi. Zdecydowanie przydałoby się więcej praktyki jak na prawdziwe warsztaty przystało. 
Ja osobiście zachwyciłam się preparatami do pielęgnacji problemowej skóry maluchów. Firma Cutis Help Mimi zaprezentowała serię preparatów z olejem z nasion konopi, przeznaczoną dla dzieci już od pierwszych chwil życia. Emulsja, balsam i kremy przyspieszają gojenie i regenerację skóry delikatnej, wrażliwej, atopowej, alergicznej. Miałam okazję spróbować niektórych preparatów na własnej skórze (też atopowej) i muszę przyznać, że byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Dostałam kilka próbek emulsji do kąpieli do przetestowania i bardzo chętnie sprawdzę jej działanie. 

Emolienty Cutis Help Mimi - ulotka i próbki


Próbki i prezenty, które otrzymałyśmy na warsztatach:)

Każdy uczestnik otrzymał drobne upominki od sponsorów. Odbyło się także losowanie większych i cenniejszych nagród. Miło było popatrzeć na uśmiechnięte buzie przyszłych mam, które wylosowały laktator, poduszkę do karmienia, czy dumnego taty, któremu poszczęściło się ze specjalnym materacem dla noworodka. 
Sympatyczna atmosfera, kompetentni specjaliści, liczni sponsorzy. Warsztaty godne polecenia. 

Może któraś z Was uczestniczyła w takich lub podobnych warsztatach i zechciałaby się podzielić wrażeniami i opiniami? Czekamy z niecierpliwością :)

wtorek, 21 maja 2013

Zabierzcie ze sobą uśmiech na resztę dnia!

Jakoś zimą tego roku, kiedy któregoś dnia stałam na przystanku autobusowym i marzłam niemiłosiernie, znalazłam kartkę. A raczej ogłoszenie:



Muszę przyznać, że po przeczytaniu zrobiło mi się cieplej i jakoś tak radośniej. Wątpię, żeby poszukujący faktycznie znalazł dziewczynę (choć może się mylę), ale na pewno rozweselił i rozgrzał wielu przechodniów. A to już duże osiągnięcie. Oby takich akcji było jak najwięcej! Choć ogłoszenie już nieaktualne, to może i u Was wywoła uśmiech, który zabierzecie na resztę dnia:)

A my dziś wybieramy się na warsztaty Planeta Dziecko do Skierniewic, także w najbliższym czasie podzielimy się z Wami tym, co tam zobaczymy:)

niedziela, 19 maja 2013

Pamiętnik Okruszka - dziewiętnasty tydzień

Wczoraj ukołysała nas do snu piękna piosenka. Nie wiedziałem, że śpiewają o mnie tak ładnie : "Kiedyś tam,będziesz miał dorosłą duszę, ale dziś jest mały jak okruszek". Bardzo, ale to bardzo lubię tą kołysankę. Spało mi się tak dobrze i spokojnie. Rano obudziły mnie trzy ręce na brzuchu. Tak, własnie trzy - dwie rączki mamy i jedna taty. Czekali na moje harce, więc trzeba było wziąć się do roboty. Żeby rodzice mogli poczuć moje kopniaczki, mama kładzie się na lewym boku i rodzice cierpliwie czekają. Ależ się cieszą jak coś poczują! I wieczorem to samo. Mama zjada coś słodkiego, kładą się i czekają. Ja oczywiście po dawce słodkości robię się aktywny i mocno się wiercę. Ale czasami niestety rodzice nie czują zbyt wiele. Pomimo, iż mam już 15 centymetrów i ważę około 200 gram, moja stópka ma nie więcej niż 2 centymetry. W każdym razie staram się - moja malutka rączka zaciska się w pięść i uderza o ścianki macicy. Cierpliwości kochani! Jeszcze będziecie mnie prosić, żebym się uspokoił :) To nie będzie łatwe, biorąc pod uwagę jaki przykład daje mi mama. Całą sobotę spędziliśmy na działce u babci. Wyrywaliśmy chwasty, podlewaliśmy roślinki, a nawet naprawialiśmy płot. Tak, tak... Wieczorem mama z babcia narzekały, że bolą je nogi i ręce. To ciekawe, że nie buzie i języki, bo cały dzień gadały, śmiały się, plotkowały, mały człowiek spać nie mógł! Ale mama wróciła do domu tak radosna i pozytywnie zmęczona, że w sumie cieszę się razem z nią. A dziś powtórka z rozrywki - impreza na działce u pradziadków. Czy Wy wiecie, że mój pradziadek, dziadek mojego tatusia kończy dziś 86 lat! Niedawno moja prababcia, babcia mojej mamy skończyła 90 lat! Byliśmy na imprezie w rodzinnym mieście mamusi, Malborku, śpiewaliśmy 150 lat i więcej, jedliśmy tort, a prababcia płakała. Zjechała się prawie cała rodzina. Było super! Pytali się o mnie, mówili mamie, że na pewno będę chłopcem, bo mama tak ślicznie wygląda, a podobno dziewczynki odbierają mamom urodę... No zobaczymy czy się sprawdzi. Ja nic nie mówię, nie będę psuł rodzicom niespodzianki. Ciekawe jakie teorie dziś wysnują pradziadkowie :) Pogoda piękna, słońce świeci, mamusia się pakuje, smaruje kremem, ubiera przewiewną sukienkę, wygodne buty - możemy ruszać na grilla!!!

Wcześniejsze wpisy możecie znaleźć w zakładce Pamiętnik Okruszka.

sobota, 18 maja 2013

CIASTO BEZ MLEKA I GLUTENU

Mam znajomych, którzy od kilku lat dzielnie trwają na diecie bezglutenowej i diecie bez laktozy. Każdy kto miał styczność z taką nietolerancją, zdaje sobie sprawę, jak ciężko jest dobierać dozwolone produkty. Każdy kto stosował taką dietę, wie także, jak pozytywnie wpływa na organizm. Ja mam nietolerancję laktozy. Ale cierpię także na przewlekłą niekonsekwencję żywieniową i na zaawansowane łakomstwo. Jedyne co udało mi się wdrożyć z życie, to znaczne ograniczenie spożywania produktów zawierających laktozę. Teraz, kiedy jem za dwoje, staram się przede wszystkim jeść zdrowe i wartościowe produkty, ale podkreślam słowo STARAM SIĘ :) Dostałam ciekawy i prosty przepis na ciasto. Robiłam je już kilka razy, zarówno w wersji bez mleka i bez glutenu, jak i w tej tradycyjnej z masłem i mąką pszenną. Przyznam, że ciasto robi się wyjątkowo szybko i w obu wersjach smakuje znakomicie, chociaż zastąpienie mąki pszennej mąką ziemniaczaną jest ciekawym dla podniebienia eksperymentem... Ja tym razem dodałam zwykłą mąkę i zwykłe masło. To z lenistwa, nie chciało mi się robić zakupów, a pozostałe składniki miałam w domu :) 

Składniki : 
  • kostka bezmlecznego tłuszczu roślinnego (ja użyłam Planty) albo kostka zwykłego masła 
  • 2 szklanki mąki ziemniaczanej albo zwykłej mąki pszennej 
  • szklanka cukru
  • łyżeczka proszku do pieczenia lub niepełna łyżeczka sody oczyszczonej 
  • łyżeczka cukru waniliowego 
  • łyżeczka gorzkiego kakao 
  • 4 jaja kurze 
  • szczypta soli

Przygotowanie : 
Do miski wbijamy jajka, dodajemy odrobinę soli i całość miksujemy. 

Wsypujemy cukier i dalej miksujemy na gładka masę. Wsypujemy cukier waniliowy oraz mąkę wymieszaną wcześniej z proszkiem do pieczenia. 



Przygotowujemy foremkę lub foremki do pieczenia. Ja mam w domu dwie tzw. keksówki o wymiarach 30 x 12 cm i sprawdzają się idealnie. Kiedyś robiłam w jednej większej formie i tez się udało :) Tym razem wykorzystałam okrągłą tortownicę. Proponuję wyłożyć je papierem do pieczenia. To dużo wygodniejsze niż późniejsze mycie foremek. Ja oczywiście papieru do pieczenia też nie kupiłam, więc klasycznie posmarowałam foremkę masłem i wysypałam bułką tartą. 
Włączamy piekarnik na ok 75 stopni. Tłuszcz roztapiamy w rondelku. Gdy będzie już bardzo gorący wlewamy go powoli do ciasta. Powinien sparzyć mąką, pieniąc się przy kontakcie z masą. Ale nie zawsze się tak dzieje... 

Miksujemy, aż ciasto będzie jednolite i wlewamy je do foremki. 
Zostawiamy na dnie miski kilka łyżek ciasta i dodajemy gorzkie kakao. Mieszamy i dolewamy do foremek. 



Pieczemy w temperaturze 150 stopni ok 20-30 minut, aż ciasto wyrośnie. 
Sprawdzamy patyczkiem, czy ciasto jest upieczone. Najlepiej smakuje jeszcze ciepłe :) 

Niestety szybko się zsycha, więc proponuje od razu pokroić i przełożyć do pojemnika. No to smacznego! ja jutro zabieram ciasto na grilla do dziadków. Mam nadzieję, że zasmakuje...