środa, 10 lipca 2013

Poród rodzinny, czy nie rodzinny?

Już dawno nie pisałyśmy o stereotypach. Ale już tak mi się nie podobała poprzednia grafika, że odkładałam kolejny tekst do czasu znalezienia nowego obrazka. No i udało się! A tak serio, to Patrycji się udało (dziękuję!). Podoba Wam się?



A dziś będzie o porodach rodzinnych:

To naprawdę fantastycznie, że możemy w tej szczególnej dla nas chwili, jaką jest poród dziecka, mieć przy sobie męża, albo partnera. On może z nami przeżywać cud narodzin, a do tego wspierać, podtrzymywać na duchu i trzymać za rękę w najtrudniejszym momentach. A potem może być z nami w chwili, gdy po raz pierwszy ujrzymy na własne oczy nasze maleństwo… Z tą cudowną wizją biegniemy do naszej drugiej połówki, aby zaproponować mu poród rodzinny, a on… nagle robi się zielony i dowiadujemy się, że nasz wymarzony poród rodzinny wcale nie jest dla niego takim cudownym pomysłem. 

Nie wszyscy mężczyźni marzą o tym, aby być świadkami narodzin swoich dzieci. Nie wszyscy też się do tego nadają. Silna płeć też czasami ma swoje słabości. Niektórzy panowie mdleją na widok krwi, albo robi im się słabo na samą myśl odwiedzenia szpitala. Inni z kolei bywają tak nerwowi, że z góry wiadomo, że to ich trzeba będzie na sali porodowej uspokajać. Wśród położnych krążą anegdoty o tatusiach, którzy nie umieli się zachować, wszystkich pouczali, a dla rodzącej byli większym ciężarem niż wsparciem. 

Na szczęście dziś coraz częściej mówi się o tym, że ojciec nie musi być obecny w czasie porodu. Po fali zachwytów porodami rodzinnymi wreszcie dotarła do nas refleksja, że są one możliwe, ale nie obowiązkowe. Mężczyźni rozumieją, że czasem lepiej pozostać za drzwiami, a i kobiety powoli oswajają się z tym, że może lepiej nie zmuszać partnera do uczestniczenia w cudzie narodzin. Zresztą czasami wcale nie chcemy, aby ojciec dziecka był wtedy z nami. Nie mamy ochoty, aby oglądał nas w sytuacji skrajnego wyczerpania, kręcił film i zapamiętał nas właśnie w ten sposób. I na szczęście to czy weźmiemy go ze sobą, czy też nie jest naszą decyzją i on powinien ją uszanować. A jeżeli nie chcemy być same, zawsze możemy rozważyć wzięcie na salę przyjaciółkę, siostrę, czy mamę. 


P.S. A czy Wasz poród był porodem rodzinnym? Ciekawe jesteśmy Waszych doświadczeń z partnerami na porodówce:)

Justyna

16 komentarzy:

  1. Nie zdecydowałabym się na poród rodzinny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale dlatego, że Ty byś nie chciała? Czy ojciec Twojego dziecka należy do tych, którzy mdleją na porodówce?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na porodówce mdleją tylko w filmach. Mój mąż relacjonuje nasz poród tak: doktor się o mnie potknął i powiedział"pan tu nie może leżeć". Ale oczywiście to żart, spisał się wspaniale, poród tylko rodzinny wchodzi w grę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mojego męża miało nie być przy porodzie, ale jak już się zaczęło, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam, żeby przyjechał - psychicznie nie dałabym rady bez niego. I cieszę się bardzo, że był!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że zmieniłaś zdanie w ostatniej chwili jeśli go potrzebowałaś:) I, że udało się go ściągnąć! Chociaż myślę, że nawet Ci ojcowie, którzy nie planują być przy porodzie, i tak stoją za drzwiami i czekają aż będzie po wszystkim. Ciekawe kto jeszcze czeka w tej poczekalni. Rodzice? Przyjaciele? ściągałyście wszystkich do szpitala?

      Usuń
  5. Hmm. U mnie do takowego momentu jeszcze na pewno daleko, ale tak sobie myślę, że męża na porodówce bym nie chciała. Zaraz po - tak. W poczekalni obok - tak. Ale w trakcie? To raczej nieestetyczne widowisko i nie chciałabym żeby ktoś mnie oglądał w takim stanie. Chociaż w przyszłości nie będę mieć takiego problemu, gdyż i tak bym miała wskazanie do cesarki (duża wada wzroku) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważna jest świadomość, że ktoś bliski będzie tuż za ścianą i w każdej chwili może wejść. Decyzja zawsze należy do obojga partnerów. I myślę, że nie ma tu decyzji złych i dobrych.

      Usuń
  6. Mój mąż był ze mną. Był niesamowitym wsparciem dla mnie i mimo, że usłyszał nawet, że grozi mu abstynencja do końca życia za to co mi zrobił ;) wytrzymał do końca i podawał mi wodę, smarował usta pomadką, a na koniec przecinał pępowinę. Myśmy ustalili w trakcie ciąży jego obecność. Miało być tak, że jeśli będzie czuł, że nie chce być na porodówce z różnych powodów, opuści salę i poczeka na zewnątrz. Do niczego go nie zmuszałam ani nie namawiałam. To była jego decyzja o pozostaniu do końca. I nie ukrywam, że bardzo się z niej cieszę ;) Choć jeśli miałoby być inaczej na pewno nie miałabym pretensji do niego.
    P.S. mąż przydał się również do tego, żeby przypomnieć mi moje pierwsze słowa po wrzuceniu małej na brzuch ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielny facet, stanął na wysokości zadania :) Wspaniale, że podjęliście wspólnie taką decyzję i super, że mieliście wyjście awaryjne - wyjście z porodówki. Nie pomyślałam w sumie o tej zalecie obecności partnera, jaką jest wspólne późniejsze przeżywanie tych pierwszych chwil i emocji z nimi związanych.

      Usuń
  7. My planujemy poród rodzinny. Mąż sam zadeklarował taką chęć oczywiście zaznaczając, że nigdy w czymś takim nie uczestniczył i nie ma pojęcia, jak się zachowa w danym momencie. Oczywiście nie będę miała do niego pretensji, gdy zrobi mu się słabo lub będzie musiał chwilkę odpocząć za drzwiami. Marzę jednak o tym, aby był obecny przy samych narodzinach naszego synka. Położne twierdzą, że tatusiowie są bardzo pomocni na porodówce, pomagają swoim partnerkom pod prysznicem, podają wodę, wspierają, są jakby pośrednikiem w kontakcie między personelem a rodzącą. Oczywiście położna na szkole rodzenia i ta nasza własna do porodu kilka razy zaznaczała, że mąż ma się interesować tylko tym, co się dzieje od mojego pasa w górę. Od pasa w dół to strefa tylko i wyłącznie osoby przyjmującej poród. Nieraz koledzy P. "straszyli" go, jaki to jest nieprzyjemny widok - to po co tam patrzyli?
    Ogólnie dla tatusiów poród dziecka to niesamowite przeżycie, nawet mój tata polecał mojemu mężowi obecność przy porodzie.
    Ja bardzo chcę, żeby P. był ze mną - ufam mu i takiego zaufania wśród obcych osób i w obcym miejscu bardzo potrzebuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowe podejście do kwestii uczestnictwa jest najważniejsze. Jasne jest, że żadna z nas nie będzie mężowi wypominać do końca życia, jak zechce opuścić salę. Ale fakt, iż chce spróbować to już coś! Też uważam, że skupianie uwagi na kobiecie i dziecku już położonym na brzuszku jest wystarczające. Ja osobiście nigdy w szpitalu nie leżałam i wiem, że nowe i obce otoczenia może źle wpłynąć na moje samopoczucie i wspaniale będzie mieć obok kogoś tak bliskiego.

      Usuń
  8. Nie wyobrażam sobie, że męża miałoby nie być przy mnie podczas porodu. To jest tak ekstremalna sytuacja, że facet, który zostawia swoją - życzącą sobie jego obecności - kobietę samą mając możliwość (podkreślam - mając możliwość, bo różnie to bywa w życiu), to nie facet.Argument, że nie każdy się nadaje jest jak dla mnie bzdurny. Bo czy kobietom nie zdarza się mdleć na widok krwi? Ano zdarza się, ale nikt im wyboru nie daje ;)
    Bazując na naszych odczuciach mogę powiedzieć, że poród rodzinny to naprawdę niesamowite przeżycie dla obojga rodziców. Ładnie to powiedziała ostatnio jedna z ciężarnych celebrytek: "Każdy obecny przy poczęciu powinien być obecny przy porodzie" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej... jak konkretnie stawiasz sprawę... Ja bym nie odejmowała wszystkim z wyboru nieobecnym przy narodzinach facetom męskości. Każda z nas zna swojego partnera najlepiej i wie, z jakich pobudek tak na prawdę unika uczestnictwa w takim wydarzeniu. Gdyby mój mąż racjonalnie umotywował swoją decyzję, musiałabym to uszanować. Weź jeszcze pod uwagę, że niektórzy panowie mają ciężkie charaktery - wykłócają się z lekarzami, wszystko wiedzą lepiej. To olbrzymi stres dla kobiety musieć uspokajać jeszcze męża. Wszelkim podporom i wsparciu mówimy "tak" - kłótliwym marudom zdecydowanie dziękujemy :)

      Usuń
    2. Zgadzam się z tą wypowiedzią. Mężczyzna razem z kobietą podejmują decyzję o powiększeniu rodziny. Kobieta przez 9 miesięcy nosi dziecko pod sercem i jest to piękne, ale nie zapominajmy o tym co mniej przyjemne: mdłości, bóle itd. A mężczyzna w tym czasie może robić wiele rzeczy... Później kobieta rodzi i wcale to do przyjemności nie należy, więc przynajmniej mogą zobaczyć, że to wcale nie takie szybkie i łatwe jest (jak sobie wyobrażają, często mówiąc: dasz rade nie przesadzaj)

      Usuń
  9. Ja bardzo bym chciała aby mój luby był przy mnie przy narodzinach, i myślę że on też chętnie chciałby tam być :) Bardzo fajna sprawa z rodzinnym porodem. Siostra rodziła w obecności swojego partnera i bardzo sobie chwali.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz!