poniedziałek, 15 lipca 2013

Moja szkoła rodzenia - lekcja druga

Kolejna ciekawa lekcja za nami. Grono uczestników powiększyło się do 10 par. Wszyscy chłonni wiedzy. I nie dziwię się. Sama byłam zaskoczona wieloma informacjami. Spotkanie rozpoczęło się pogadanką specjalistki od laktacji. Pani poinformowała przyszłych rodziców, jak wygląda opieka nad kobietą i dzieckiem podczas porodu i pobytu w szpitalu. Spędzimy tam dwie doby, nauczymy się przystawiać dziecko do piersi, a maleństwu zostaną przeprowadzone wszelkie niezbędne badania (wykluczające mukowiscydozę, fenyloketonurię i wrodzoną niedoczynność tarczycy, podaje się witaminę K domięśniowo i szczepi przeciwko gruźlicy), aby można było zabrać pociechę do domu. Brzmi bardzo optymistycznie... Ale niestety w szpitalu pod obserwacją można zostać trochę dłużej, gdy np. pojawi się żółtaczka fizjologiczna. Wiele niepokojących spraw może się także pojawić dopiero po powrocie do domu (żółtaczka, niebezpieczny spadek wagi, infekcje kikuta pępowiny). Podobno do trzech tygodni po porodzie można spokojnie zwrócić się jeszcze do szpitala i położnych (tylko "nie z każdą głupotą"). Później zostaje już tylko przychodnia i położna środowiskowa, która powinna przyjść do domu po porodzie (i po tym, jak zgłosimy noworodka do przychodni) i zbadać, jak goi się pępek u dziecka, zbadać jego skórę, sprawdzić, czy nie ma odparzeń, jak wygląda ciemiączko noworodka, czy dziecko ma prawidłowe odruchy neurologiczne. Przyznam, że kwestie te zostały omówione dość pobieżnie i wywołały tylko nasz niepokój o to, czy damy radę wszystko zaobserwować i zapobiec. 

Z samym przystawianiem dziecka do piersi poszło lepiej. Pani pokazała jak trzymać dziecko (posługując się lalką i sztuczną piersią), jak "zablokować" rączki malucha, żeby nie wsadzał ich do buzi i nie przeszkadzał podczas karmienia. Każda para wybrała sobie lalkę, mamy ćwiczyły karmienie, a tatusiowie nauczyli się jak trzymać dziecko w kąpieli. Pani zalecała kąpiel codziennie, zwłaszcza jak dziecku się ulewa, albo mleko podczas karmienia wpłynie gdzieś w fałdy szyjki albo pod pachy. Przewijanie też poszło sprawnie. Pani sugerowała mycie pupy pod bieżącą wodą pod kranem, trzymając dziecko pod brzuszkiem, tak, aby głowa swobodnie zwisała (zwisać do przodu główka może, podtrzymujemy ją za każdym razem, gdy podnosimy dziecko z leżenia na pleckach). Kilka cennych rad - nie przegrzewamy dziecka, ubieramy mu jedną warstwę więcej niż my sami, do łóżeczka nie wkładamy żadnej poduszeczki, oczka przemywamy wacikiem i solą fizjologiczną od zewnętrznych kącików do wewnątrz, jak pogoda pozwoli to na pierwszy półgodzinny spacer wychodzimy już w czwartej, piątej dobie... :)

Za to zachwyciła nas pani, która opowiadała o rozwoju psychomotorycznym dziecka. Wielokrotnie podkreślała, jak ważne jest układanie maleństwa na brzuchu już od piątej doby życia, jeśli tylko się odważymy. Sześć razy dziennie po minucie. Dziecko będzie płakać i "dziobać" główką, więc trzeba je będzie podnieść, przytulić i uspokoić. To nie jest łatwe, ale ma olbrzymi wpływ na dalszy rozwój. Do 3-go miesiąca dziecko powinno stabilnie trzymać główkę, do 4-go - przewracać się z boku na bok, a do 6-go z plecków na brzuch. Do 8-go miesiąca podnosi się z leżenia na brzuchu do pozycji klęku podpartego i zaczyna czworakowanie - bardzo ważny etap. 9-ty miesiąc wstawanie i siadanie, 11-sty wstawanie i chodzenie bokiem, np. przy meblach. 14-16 miesięcy chodzenie w konkretnym celu, np. do mamy. Buty zakładamy dziecku najpóźniej jak można, lepsze są skarpetki z podeszwą antypoślizgową. 

Kwestia nosidełka... tzw. fasolka, gdzie maluch leży w pozycji embrionalnej - tylko do 6 tygodnia życia. Zbyt długie trzymanie w chuście w pozycji pionowej powoduje ucisk głowy na kręgosłup. Leżaczkom także mówimy nie - lepiej kłaśc dziecko na podłodze, na macie edukacyjnej, gdzie dziecko aby zobaczyć rodzica będzie podnosiło głowę do góry, będzie próbowało się obracać i zadzierać do góry nóżki. Ciekawostka - najlepsza byłaby mata edukacyjna czarno-biało-czerwona, gdyż maluch najlepiej widzi kontrasty, ale podobno takiej jeszcze nie wymyślili... W łazience możemy położyć dziecko nawet na dywaniku na podłodze, a w kuchni np. na krzesełku do karmienia, które ma funkcję rozkładania na płasko (przyznam, że zerknęłam do internetu w poszukiwaniu takiego krzesełka i niestety jeszcze nie znalazłam...). Dziecko źle znosi intensywne zapachy. Dobrze, gdy mama używa tych samych kosmetyków do mycia, które stosuje u dziecka. Warto wspomnieć o tym dziadkom, którzy wylewają na siebie litry wody po goleniu i nachylaja się nad łóżkiem wnuczka, a wnuczek w krzyk. 

Oprócz tzw. motoryki dużej (dźwiganie główki, unoszenie się itp.), jest jeszcze kwestia rozwoju tzw. motoryki małej. Wspomóc nas w tym może kilka "drobiazgów"... dla 7-8 miesięcznego malucha przydadzą się drewniane puzzle z takimi drobnymi uchwytami - maluch łapie każdy element za ten uchwyt (tzw. chwyt pęsetowy) i przenosi z miejsca na miejsce (ułożenia puzzli we właściwe miejsca możemy spodziewać się dopiero około drugiego roku życia... Można też rozdrobnić chrupki kukurydziane i dziecko będzie każdy z okruszków chwytało w dwa paluszki i wsadzało do buzi. Dopiero około 9-go miesiąca wykształca się tzw. chwyt obcęgowy. Duża, dmuchana piłka przyda nam się już w czasie ciąży, ale 6-8 tygodniowe dziecko możemy już kołysać na takiej piłce. Pierwszym zmysłem dziecka, który rozwija się już w życiu płodowym jest zmysł równowagi (dlatego też, jeżeli u dziecka w brzuchu obserwujemy konkretne pory aktywności, to po porodzie najprawdopodobniej dziecko będzie aktywne dokładnie w tym samym czasie). Przyda nam się także huśtawka. Dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na zamontowanie na suficie w salonie haków, Pani polecała huśtawkę w kształcie obręczy z naciągniętym materiałem, na której noworodek może być bujany już od pierwszych dni (huśtawka zachwycają się podobno także sami rodzice, gdyż spokojnie wytrzyma ciężar dorosłego, tyle że... ja znów nie znalazłam takie huśtawki w internecie). Idealnym prezentem na pierwsze urodziny dziecka jest klasyczna, drewniana huśtawka, montowana w futrynie drzwiowej. Podobno idealnie sprawdza się połączenie bujania z bodźcem pobudzającym inny zmysł, np. słuchanie muzyki (Mozart podobno już nie działa, teraz najlepszy wpływ na dziecko ma blues). Można także podczas bujania pokazywać dziecku obrazki np. zwierząt i wydawać dźwięki jakie wydaje dane stworzonko (pokazujemy obrazek kota i mówimy "miauuu"). Logopedzi będą nam za to wdzięczni :) 

Ostatnią część zajęć stanowił instruktarz dla przyszłych tatusiów, prowadzony przez doświadczonego masażystę. Pan uczył naszych partnerów, jak mają nam ulżyć w bólu pleców, karku, nóg, stóp... Nie tylko podczas ciąży, ale i podczas samego porodu. Nie sposób opisać te ćwiczenia, ale myślę, że wystarczy odrobina wyobraźni i delikatne głaskanie zbolałych okolic kręgosłupa, aby taki "masaż" relaksacyjny pomógł ukochanej ciężarnej :) Mój mąż dzielnie podpatrywał, sprawdzimy czego się nauczył ;) 




4 komentarze:

  1. oj u nas szkoła rodzenia nie dała nam tylu fajnych informacji. a szkoda bo widzę że U was jest ciekawie.
    Lubię do was zaglądać i was czytać dlatego zapraszam po nominację http://dziecinstwopannym.blogspot.com/2013/07/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. my też jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni przekazywanymi informacjami :) obyśmy tylko umieli uzyskaną wiedzę wykorzystać we właściwym czasie... dobrze, że spisałam to wszystko na blogu, bo takie informacje umykają :)

      ale patrząc na Waszą uśmiechniętą i zdrową Pannę M., to chyba instynkty macierzyński i tacierzyński i tak podpowiadały co robić, żeby dobrze opiekować się takim szkrabem :)

      Patrycja

      Usuń
  2. Genialny wpis, ja zaczynam szkołę rodzenia od września, wszyscy ją chwalą (gorzowska szkoła rodzenia przy szpitalu), więc już nie mogę się doczekać. Martwi mnie jednak, że mój K nie będzie mógł być na wszystkich zajęciach, bo odbywają się akurat gdy ma pracę. Czy do Twojej szkoły chodzą same pary??? Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://zyciewpakiecie.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :) oby mieli rację ci co chwalą... zadawaj mnóstwo pytań, nawet tych najdziwniejszych i koniecznie obejrzyjcie sale porodowe itp. (jeśli chcesz rodzić w tym szpitalu). nie przejmuj się nieobecnością Twojego K. To głównie są najcenniejsze informacje dla Ciebie - nauczysz Go później jak zmieniać pieluchy i kąpać maleństwo. A oddychać przy porodzie i karmić będziesz Ty sama ;) Moim zdaniem nieobecność partnera na szkole rodzenia to nie problem, w momencie gdy przejawia on troskę i zainteresowanie nadchodzącymi wydarzeniami i rzeczywiście nie uczestniczy w zajęciach dlatego bo nie może, a nie dlatego że nie chce mu się... Opowiadaj swojemu K. najwięcej jak będziesz mogła. U nas na zajęciach jest kilka mam, które raz przychodzą same, raz z kimś. Nie ma z tym problemu. Nawet na instruktażu masażu dla ciężarnych była pani bez partnera i prowadzący zajęcia kazał jej tylko przekazać mężowi to co zapamiętała :)

      a tak swoją drogą, zastanawiam się, jak by wyglądały te zajęcia, gdyby przychodziły na nie same kobitki, siadały sobie na wygodnych poduchach, popijały soczki i koktajle, nie miały ograniczeń czasowych i czułyby się na tyle swobodnie by gadać o wszystkim... gadać, gadać i gadać... śmiać się i płakać... przyjazna szkoła rodzenia otwarta 24 h / 7 dni ??? pomysł na biznes ??? :) :) :)

      Patrycja

      Usuń

Dziękujemy za komentarz!