piątek, 30 sierpnia 2013

BATONIKI CZEKOLADOWE Z ORZESZKAMI

Od kilku dni poszukuję w internecie przepisu na cudowny przysmak, który kiedyś przygotowałam, prawie cały zjadłam sama, a na myśl o nim aż mi ślinka cieknie... Mnóstwo orzeszków ziemnych, kilka łyżek miodu, który je połączył, warstwa białej czekolady na spód i ciemnej na wierzch... albo odwrotnie... tak to jakoś było. Nie pamiętam co jeszcze dodawałam, ale smakowało trochę jak snickers. I już miałam się poddać, ale z pomocą łasuchowi przyszedł przepis Nigelli Lawson. Miało być słodko, czekoladowo i orzeszkowo, no i jest! A do tego delikatny słony posmak... Całkiem ciekawe i bardzo smaczne połączenie. A przede wszystkim szybka i prosta słodko-słona przekąska :) Spróbowałam i... mniam :) Dla zwolenników słodkich smaków polecam zastąpienie solonych orzeszków tymi bez soli oraz odwrotne proporcje czekolady gorzkiej i mlecznej.

Składniki :
 

  • dwie tabliczki czekolady gorzkiej (200 g)
  • jedna tabliczka czekolady mlecznej (100 g)
  • pół kostki masła lub margaryny (100 g)
  • trzy łyżki miodu
  • solone orzeszki ziemne (200 g)
  • granola np. Sante (50 g) orzechowa albo czekoladowa

Przygotowanie :
Czekoladę łamiemy na kostki i roztapiamy w kąpieli wodnej (większy rondelek z wrzącą wodą i mniejszy z czekoladą). 


Do czekolady dodajemy masło, miód i mieszamy do całkowitego rozpuszczenia.

 
Do pachnącej czekoladowej masy dodajemy orzeszki wymieszane z granolą. Ja rozbiłam orzeszki na drobniejsze. 


 
Blaszkę do pieczenia wykładamy folią aluminiową. Przekładamy do niej masę, wyrównując powierzchnię łyżką. 


 
Wkładamy do lodówki na 3-4 godziny, aż masa całkowicie stwardnieje. 


 
Wyjmujemy z blachy i folii, kroimy na wąskie prostokąty, przypominające batoniki i... zajadamy! 

Smacznego!

czwartek, 29 sierpnia 2013

WYPRAWKA DO SZPITALA

Akcesoria dla mamy i malucha gromadzone w domu to połowa sukcesu. Sprytne spakowanie toreb do szpitala dla obojga, to dopiero wyzwanie... Walizka? Miękka torba? Jedna wspólna torba, a może dwie oddzielne? Walizki nie trzeba nosić, ale z drugiej strony torba wydaje się poręczniejsza i łatwiejsza do wypchania :) Dwie mniejsze torby też mogą okazać się przydatne... tatusiowi łatwiej będzie ogarnąć co gdzie jest i podawać rzeczy mi i położnej. 
Moje pakowanie zapewne będzie wyglądało tak, jak każde inne pakowanie na wyjazdy - z listą w ręku zgromadzę wszystko na łóżku i dopiero wtedy oszacuję wielkość i ilość toreb, a także zasadność zabierania wszystkich gadżetów...

DO SZPITALA DLA MAMY : 
Dokumenty i wyniki badań, dowód osobisty
Koszula do porodu
Koszule do karmienia 2 szt.
Staniki do karmienia 2 szt.
Szlafrok
Skarpetki 2 pary
Ręczniki - dwie sztuki, mniejszy do twarzy i większy, jak najciemniejszy
Klapki / kapcie – biorę jedną parę, takie basenowe – pod prysznic i do chodzenia
Majtki jednorazowe, siateczkowe

Podkłady poporodowe
Podpaski
Wkładki laktacyjne
Maść na sutki Woda termalna do twarzy - chyba jednak zbędna... może zwykły, mokry ręcznik na kark i czoło...Opaska, gumka i grzebień do włosów
Pomadka do ust
Szczoteczka i pasta do zębów
Antyperspirant – mały, w kulce
Szare mydło i duże gaziki – podobno najlepsze do higieny intymnej
Tantum Rosa – kilka saszetek, na wszelki wypadek
Talerz, kubek, sztućce – nie wiem czy będą potrzebne 
Ręczniki papierowe – według szpitalnej listy mamy ze sobą zabrać
Woda mineralna albo sok z winogron
Przekąska 
Telefon i ładowarka
Aparat i baterie
Długopis i notes
Podkłady jednorazowe na toaletę – kilka sztuk
Poduszka / jasiek – do spania i do karmienia
Ubranie na wyjście ze szpitala
Kapcie i wygodne ubranie dla taty
 
DO SZPITALA DLA DZIECKA :

pieluszki i chusteczki (Huggies)
krem pod pieluszkę (miniaturki produktów)
płyn do mycia i balsam do ciała (miniaturki produktów)
ręcznik z kapturkiem
pieluszki tetrowe 2 sztuki i jedna flanelowa
podkład na przewijak (chyba, że wystarczą pieluchy tetrowe) 
kocyk polarowy grubszy
becik / rożek (ewentualnie)
body 4 szt. (2 z krótkim, 2 z długim, )
kaftaniki 4 szt. (2 grubsze welurowe, 2 bawełniane, rozpinane)
śpiochy 2 szt. (welurowe i bawełniane)
pajace 3 szt. (3 różne rozmiary)
cienka czapeczka bawełniana 2 szt.
łapki niedrapki 2 pary
skarpetki 2 pary
na wyjście ze szpitala :
- fotelik z ochraniaczem na nóżki,
- grubsza czapeczka i rękawiczki,
- kombinezon welurowy 



Moim zdaniem ubranek na start jest chyba za dużo na dwie doby w szpitalu... Zostawię chyba w domu kilka spakowanych ubranek, które najwyżej mąż dowiezie w razie potrzeby.
Moja mama widząc dziecięcy fotelik z pasami, podpowiedziała mi, że ciężko będzie opatulić w nim dziecko i bawić się w przypinanie pasami w samochodzie. Mamy niecałe 10 minut do domu... może lepiej wziąć gondolę, położyć ją (może jakoś przypiąć) na tylnym siedzeniu i kontrolować temperaturę dziecka rozchylając kocyk albo opatulając dziecko bardziej... Co o tym myślicie? Jak ubierałyście i transportowałyście swoje pociechy do domu?  W październiku może być jeszcze całkiem ciepło, tak samo jak może być już zimno i śnieżnie... :)


wtorek, 27 sierpnia 2013

WYPRAWKA DLA DZIECKA I MAMY

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak trudno jest skompletować wyprawkę dla dziecka i zebrać wszelkie niezbędne akcesoria. Te najlepsze, najcieplejsze, najzdrowsze, najwygodniejsze, najmilsze, najdelikatniejsze… Na samym początku ciąży byłam przekonana, że to łatwe i przyjemne. Dostałam listę z wyprawką do szpitala, przeczytałam mnóstwo artykułów w gazetach i Internecie, zaglądałam na blogi innych mam i… wcale mi to nie ułatwiło sprawy. Każda z nas ma inną wizję rzeczy niezbędnych i tych kompletnie nieprzydatnych. Mamy, które już urodziły, wiedzą, co w ich przypadku się nie sprawdziło. Z każdej strony słyszę, że nie ma co przesadzać z ilością gadżetów, no ale jakieś podstawowe akcesoria to obowiązkowe minimum. Dlatego też na podstawie własnych obserwacji i Waszych wypowiedzi konkursowych stworzyłam własną listę rzeczy potrzebnych od pierwszych dni życia mojego Maleństwa. Oczywiście czas ją zweryfikuje… Od razu mówię, że znajdują się na niej rzeczy zbędne, ale to moja lista i ja bym chciała w miarę możliwości wszystkie je skompletować. 

Łóżeczko – klasyczne, drewniane, sosnowe, z kilkustopniową regulacją wysokości i dwoma wyjmowanymi szczebelkami (mamy takie upatrzone) 
Pojemnik pod łóżeczko – wymiarem do standardowych łóżeczek pasuje zamykany pojemnik na pościel z IKEI (plastikowy albo z materiału), ale muszę go zobaczyć na żywo, żeby zdecydować, czy w ogóle będzie przydatny 
Materacyk – nie zdecydowałam jeszcze jaki… zdania i opinie są podzielone (zwykły piankowy, kokosowy, gryczany…) 
Podkład higieniczny na materac – na wszelki wypadek, oby znaleźć taki, który nie jest ceratą nieprzepuszczającą powietrza… 
Prześcieradełka z gumką – 2-3 sztuki, frotte, bawełniane, welurowe… 
Pościel (kołdra i poduszka) – na razie nie planuję kupować, w zimę jest u nas dosyć gorąco, więc liczę, że damy radę z kocykami i becikiem / rożkiem 
Poszewki na kołdrę i poduszkę – jedną zmianę mam, flanelową, można przykryć dziecko samą poszewką albo kocykiem w poszewce, więcej na razie nie planuję kupować 
Ochraniacz na szczebelki łóżeczka – nie jestem jego zwolenniczką, jeden taki dostałam i planuję rozwiesić go tylko wzdłuż boku łóżeczka, który będzie dotykał ściany 
Becik / rożek – dostałam, nie jest najpiękniejszy, ale jest miły w dotyku i jestem pewna, że się przyda (nie jest bardzo gruby, a po rozłożeniu może służyć jako kołderka lub podręczny materacyk) 
Kocyki – mam kilka : dwa z polaru (mniejszy i większy) i jeden taki tkany, duży i ciepły 
Poduszka / fasolka do karmienia – dopiszemy taką fasolkę do listy prezentów np. na Baby Shower 
Przewijak – nakładany na łóżeczko, z zabezpieczeniem przed zsuwaniem się 
Podkład na przewijak / pokrowiec frotte na przewijak – albo zwykła pieluszka, żeby dziecko nie leżało na gołej ceracie przewijaka, do szpitala kupię na wszelki wypadek dwie sztuki 
Organizer na łóżeczko – mam torbę bawełnianą na pieluchy (do kompletu z ochraniaczem na szczebelki) i planuję zakup plastikowych, białych pojemników z IKEI, zawieszanych na łóżeczku, całkiem sprytnych i bardzo wygodnych 
Karuzela / pozytywka / zabawki / grzechotki – to także wpiszemy na listę prezentów… mamy jedną karuzelkę z pozytywką, ale jest tak solidna i ogromna, że bałabym się ją zawiesić nad łóżeczkiem (w IKEI jest delikatna i niedroga, podobnie jak pluszowa pozytywka), kilka niewielkich, miękkich i cienkich pluszaków już mamy 

A do tego obowiązkowo komoda w zasięgu ręki (cztery szuflady na najbardziej podstawowe akcesoria i ubranka), delikatna, mała lampka nocna, wygodny fotel do karmienia, odtwarzacz CD do kołysanek i innych spokojnych melodii. Z zadań dla taty – zamontować karnisz i zasłonki w sypialni, sprawić, by drzwi nie skrzypiały, zakupić porządną ściereczkę do kurzu albo opakowanie jednorazowych ściereczek do mebli w komplecie z antystatycznym płynem do mycia podłóg. 

Pieluchy tetrowe – mam 10 sztuk klasycznych 60 x 80 cm, 3 sztuki większych i podwójnie tkanych, 3 sztuki z kolorowymi nadrukami 
Pieluchy flanelowe – mam 5 sztuk kolorowych i mięciutkich 
Pieluchy jednorazowe – na start Huggies NewBorn z wycięciem na pępek, ale z polecanych i sprawdzonych Dada z Biedronki i Baby Dream z Rossmanna (przetestujemy i będziemy się wypowiadać) 
Chusteczki nawilżane – na start Huggies (Natural Care albo Pure), później Baby Dream (Extrasensitive), jak na razie testowane na dzieciach znajomych i na sobie 
Zwykłe chusteczki – duże opakowanie klasycznych jednorazowych chusteczek i opakowanie małych chusteczek, do torebki 
Waciki – paczka okrągłych i opakowanie większych, prostokątnych 
Patyczki do uszu – niekoniecznie… ale zobaczymy, wydatek niewielki (można nimi osuszyć pępek jak delikatnie się zamoczy) 
Gaziki – kilka rozmiarów (w tym największe dla mnie), kilka opakowań 
Aspirator do nosa – mamy Marimer, zobaczymy czy się sprawdzi 
Woda morska do nosa – chociaż czytałam, że strumień dozowników jest zbyt silny i z powodzeniem można zamiast wody morskiej stosować sól fizjologiczną 
Sól fizjologiczna – m.in. do pielęgnacji oczu 
Octenisept – specyfik stosowany zamiast spirytusu do przemywania pępka, polecany przez położne, opinie w necie są różne, my chyba spróbujemy 
Krem pod pieluszkę – najchętniej kupiłabym klasyczny Linomag, ale zawiera lanolinę, na która ja jestem uczulona, skłaniam się ku linii Curtis Help mimi i ich produktom z olejem konopnym 
Płyn do mycia ciała i włosów i balsam do ciała – spodziewam się, że moje dziecko tak jak ja będzie alergikiem (atopowe zapalenie skóry), przetestowałam na sobie produkty Curtis Help mimi i mam w domu sporo próbek, jak się sprawdzą, kupię pełnowartościowe produkty 
Nożyczki / cążki do paznokci – nie miałam jeszcze okazji poczytać co jest lepsze, ja zawsze używałam nożyczek 
Wanienka – klasyczna, dostaniemy 
Termometr do wody – dostaniemy w komplecie z wanienką 
Ręczniczek – mamy dwa typowo niemowlęce z kapturkami i kilka delikatnych, zwykłych 
Myjka – była w komplecie z ręczniczkiem, ale wątpię żeby się przydała 
Czapeczka po kąpieli – mamy kilka bawełnianych 
Łapki niedrapki – mamy kilka bawełnianych, mamy też kilka pajacyków z wywijanymi łapkami na rękawkach 
Termometr – do ucha lub czoła, nie porównywałam jeszcze producentów i cen 
Smoczek uspokajający – mamy zwykły smoczek, więc na razie waham się, czy kupować kolejny… 
Nawilżacz powietrza – w zimę przy kaloryferach rzeczywiście może być ciężko oddychać, ale najpierw spróbujemy rozkładania mokrych ręczników 
Butelka – na wszelki wypadek, myślałam o Madela Calm, ale jest bardzo droga i nie wiem czy będzie w ogóle potrzebna, więc na start zaopatrzymy się w jakąś tańszą 
Laktator – dostanę od przyjaciółki do przetestowania ręczny i wtedy się zastanowię czy i jaki kupić 
Śliniaczek – zbędny kompletnie na początku, zwykła pielucha tetrowa wystarczy 
Krem na dwór na zimę – jakiś delikatny i dla atopików (to i mama skorzysta), jeszcze nie wybrałam 
Preparat na kolki – do kupienia, jak pojawią się kolki (zastanawiałam się nad kroplami BioGaia) 
Lek na gorączkę – Paracetamol w czopkach, można kupić wcześniej na wszelki wypadek 
Fotelik samochodowy - dostaniemy :) i to z okryciem na nóżki 
Nosidełko fasolka – dostaliśmy, zobaczymy jak się sprawdzi 
Wózek – długo szukaliśmy, wygrał Baby Jogger + gondola, lekki i sprytny, drogi, ale cóż poradzić… 
Zabawki do wózka – przydadzą się, grające, grzechoczące, wpisujemy na listę prezentów 
Folia do wózka – w zestawie z wózkiem, zarówno do wersji głębokiej jak i spacerowej 
Śpiworek do wózka – do gondoli mamy kocyki i inne otulaczki, a na kolejną zimę być może zakupimy taki pod wymiar, do spacerówki 
Ciepła czapeczka i rękawiczki – czapeczki mamy dwie, nie wiem czy trafiliśmy z rozmiarem, za to wywijane łapki są już przy kombinezonach 
Kombinezon – mamy trzy zdobyczne na 56, 62, 68 cm… na start najmniejszy welurowy, później polarowy, a za jakiś czas jeansowy 
Poduszeczka do wózka – nie wiem czy jest potrzebna… typowej do wózka nie mamy, ale w razie czego są inne, małe, powinny pasować 
Torba do wózka – przydałaby się… w naszym wózku nie ma torby na wyposażeniu, może kupimy gdzieś używaną torbę albo wykorzystamy inną 
Torba do szpitala - dla mamy i dziecka, byle nie walizka i nie plecak, poszukamy, coś powinno się znaleźć, ewentualnie można od kogoś pożyczyć 
Przenośny przewijak – nie jest niezbędny, pewnie przydatny na lato, na razie darujemy sobie 
Kosz na bieliznę (dziecięce ubranka) – wygodny, bo dziecięce ubranka i tak będą prane oddzielnie, w innym proszku, mamy bawełniany worek, będzie wisiał na wieszaku w łazience 
Proszek / płyn / płatki mydlane do prania dziecięcych ubranek – dostaliśmy płyn Bobini, jeszcze nie zabrałam się za pranie, ale wypróbuję na części ubranek i najwyżej zmienimy na inny, może na płatki mydlane Barwy 

Album do zdjęć – na taki duży, płócienny album, do wklejania zdjęć po prostu się uparłam, zakupiłam też przylepce do zdjęć, sama planuję wklejać fotki i pamiątki, no i muszę uprzedzić rodzinkę i znajomych, żeby nie kupowali tzw. albumów naszego dziecka itp. 
Kinkiet w kształcie słoneczka do pokoju dziecięcego – na taki gadżet też się uparłam, pokój dziecka ma zieloną wykładzinę, na której leży się jak na łące, więc słoneczko na suficie obowiązkowo, a że przypadkiem znalazłam takie w IKEI… dopisuję do listy prezentów 
Pluszak z bijącym sercem – jak skończą się pomysły na prezenty, to komuś podsunę taki, tyle że nie wiem czy warto, to taki miły upominek, ale czy potrzebny… 
Termofor z pestek wiśni – ciekawy wynalazek, bezpieczny dla dziecka, zmrożony chłodzi, podgrzany rozgrzewa, podobno sprawdza się też na bóle krzyża, chcemy i dopisujemy do listy prezentów, np. na Baby Shower 
Organizer na zabawki i inne – mamy taką zieloną, wiszącą siatkę z przegródkami 

A z rzeczy dla mamy dodajemy do listy : 

Wkładki laktacyjne – potrzebne chyba każdej mamie, nie wybrałam marki
Maść na sutki – Maltan, na początek małą tubkę 10 ml, może w ogóle nie będzie potrzebna (początkowo myślałam o kremie Purelan, ale ma w składzie lanolinę, która mnie uczula),
Staniki do karmienia – 2-3 sztuki takich miękkich, ewentualnie jeden z usztywnianymi miseczkami
Koszule do karmienia – 2-3 sztuki rozpinanych, klasycznych koszul
Koszula do porodu – tu zdecydowanie przyda się któraś z moich starych koszul
Bluzki do karmienia – planuję zakupić kilka luźniejszych, wygodnych i rozpinanych bluzek
Szare mydło – podobno najlepsze do higieny intymnej po porodzie, przemywanie dużym wacikiem

Majtki – mam kilka jednorazowych, siateczkowych (nie wiem jak z rozmiarem, bo może będę musiała dokupić kilka większych, luźniejszych) 
Podkłady poporodowe – kupiłam na próbę Bella Mamma, ale są strasznie grube… obecnie szukam cieńszych, jeszcze paczki albo dwóch
Podpaski – alternatywa dla podkładów, z podpaskami bawełnianymi może da się chodzić…
Tantum Rosa – saszetki, na wypadek jakiego zapalenia albo po prostu do higieny podczas połogu
Osłonki na piersi – silikonowe mają chronić brodawki przed podrażnieniem i pękaniem podczas karmienia, a te żelowe łagodzić powstałe podrażnienia, zmniejszać dyskomfort… Nie wiem czy w ogóle będą potrzebne, ale rozejrzę się, żeby wiedzieć gdzie i po co ewentualnie wysłać męża
Krem na rozstępy – sprawdzony i używany od połowy ciąży - Tołpa Mum, można go stosować także w okresie połogu, więc jak tylko mi się skończy zakupię kolejny
Krem do biustu – podobnie jak z kremem na rozstępy - Tołpa Mum, można stosować także po porodzie
Olejek do masażu krocza - migdałowy albo z wiesiołka, planuję zakupić i stosować
Herbatka z liści malin – planuję zakupić, ciekawe jak smakuje…
Nospa albo Nospa Forte - na skurcze okołoporodowe, jedno opakowanie
Paracetamol - na bolesne dolegliwości po porodzie i wysoką temperaturę, jedno opakowanie


I to by było na tyle. Wiem, wiem, sporo tych gadżetów. Jednorazowy zakup wszystkiego nadwyrężył by porządnie psychikę i portfele rodziców. Ale stopniowo, szukając czasem rzeczy używanych czy promocyjnych opakowań... damy radę :) Ja taką listę noszę przy sobie i skreślam to co uda mi się kupić, dostać, albo z czego rezygnujemy. Czekam na Wasze opinie i komentarze. Może zapomniałam o czymś ważnym?

Wkrótce lista z wyprawką do szpitala dla mamy i dziecka. 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Trzydziesty trzeci tydzień

O jak dobrze... jak miło i chłodno :) Upały chyba odeszły na dobre. Mamusia jest przeszczęśliwa. Schowała już nasz wielki wentylator na stryszku. Oby tego lata już nie był potrzebny :) Możemy teraz spać spokojnie. A wypoczęta mama, to uśmiechnięta mama. Już nie potyka się i nie oblewa sokiem. Częściej sobie spacerujemy. Babcia wróciła z wakacji, więc spędzamy wspólnie mnóstwo czasu. Babcia opowiada mamie jak to było, kiedy nosiła mamę pod sercem, jak wyglądał poród i pierwsze dni z małą dziecinką. Zastanawiają się wspólnie w co mnie ubierać, jak karmić i pielęgnować. Oczywiście nie obyło się bez prezentów dla mnie :) Kolejne miluśkie śpiochy, pluszowa owieczka poduszeczka... wszystko to na mnie czeka! Na razie mogę tylko powiedzieć, że czekoladowe krówki które dostała mamusia mnie także bardzo smakowały. Szkoda, że było ich tak mało...
Dziś z samego rana byłyśmy na wizycie kontrolnej u lekarza. Wszystkie wyniki badań prawidłowe, bicie mojego serducha podsłuchane, waga i ciśnienie mamy zmierzone. Zdrowe z nas dziewczyny! Żelazo łykamy dalej. No i jakieś witaminy i minerały. Kolejna wizyta za niecałe dwa tygodnie, a ostatnie USG pod koniec września. Ja tam już się niecierpliwię. Miejsca mam tu coraz mniej, nie mogę się już bawić tak jak bym chciała... kopię mamę mocniej i wypycham raz nogę, raz piąstkę, bo tylko wtedy zlatuje się cała rodzina i można posłuchać jak się zachwycają i piszczą, mówią do mnie czule i proszą, żebym nie dokuczała mamie. Zastanawiają się jak się ułożyłam i jaką część ciała wypycham. Dobra zabawa :) Tylko tatuś mi śpiewa na dobranoc. Coś o kotkach... Nie jest źle, ale zasnąć się przy tym nie da. To już wolę te piosenki o statkach, kapitanach i morskich przygodach, szanty czy jakoś tak. Ale lepiej, żeby rodzice uaktywnili swoje zdolności organizatorskie niż artystyczne. Nadal nie ma wózka i łóżeczka, torby do szpitala nie spakowane, a czas leci! Babciu, pogoń rodziców!

piątek, 23 sierpnia 2013

NALEŚNIKI Z WIŚNIAMI

Jakie to wspaniałe uczucie otworzyć zamrażalnik i znaleźć w nim mnóstwo skarbów! Mrożone owoce i warzywa! Całe szczęście, że kiedyś chciało mi się przygotować takie porcje... W ten sposób znalazłam woreczek zamrożonych wiśni bez pestek i zrodził się pomysł na naleśniki. Zwykle dodawałam do nich truskawki. Jak się okazało wiśnie to dopiero pyszna odmiana!

Składniki na ciasto do naleśników :

  • 2 jajka,
  • 2 szklanki wody lub mleka (ja mleka unikam)
  • 2 łyżki oleju,
  • mąka (ilość potrzebna do uzyskania pożądanej konsystencji)
Nadzienie :
  • dowolne owoce, świeże lub mrożone (ja wybrałam wiśnie)
  • cukier
  • gęsty jogurt naturalny kilka kostek gorzkiej czekolady

Przygotowanie :

Jajka, olej i wodę wlewamy do miski. Dosypujemy mąkę. Ciasto nie może być zbyt gęste. Trzeba też dobrze rozmieszać grudki.
Ciasto wlewamy na rozgrzaną patelnię. Ja już nie dodaję oleju na patelnię. Smażymy z dwóch stron. Odkładamy na talerz.
Rozmrożone wiśnie możemy posłodzić i mieszamy je z jogurtem. Ja mam takie urządzonko rozdrabniające i mieszające.


Zostawiłam więc kilka wisienek do dekoracji. Odłożyłam także kilka łyżeczek jogurtu, a resztę wymieszałam. Taki wiśniowym jogurtem posmarowałam naleśniki i złożyłam je w ćwiartki.
Udekorowałam jogurtem, całymi wiśniami i tartą gorzką czekoladą. 

Nie zdążyłam zabrać się za smarowanie drugiego naleśnika, kiedy pierwszy zniknął mi z talerza... Łasuchy!!!
 
Przypomniała mi się filozoficzna bajka Leszka Kołakowskiego… Poniżej fragment :)

Naleśniki z konfiturą mają przeważnie niedobry charakter. Zachowują się tchórzliwie, a zarazem podstępnie i dla głębszych spraw nie mają zrozumienia. Często płaczą (a wiadomo, że nie ma nic gorszego, jak płaczący naleśnik), a gdy się tylko odwrócić — śmieją się złośliwie. Robią też wiele nieoczekiwanych psot, które ludziom psują humor.
Dlatego Ditto z pewną ulgą obserwował, jak naleśniki, ura­żone jego niechętną miną, zerwały się z półmiska i po kolei wy­szły z pokoju. Jednakże po chwili weszła Lina i ujrzawszy pusty półmisek zdziwiła się nieprzyjemnie.
— Ditto — powiedziała - dlaczego zjadłeś wszystkie naleśni­ki i nic mi nie zostawiłeś?
— Nie zjadłem ani jednego - odparł Ditto.
— Więc co? Chcesz mi może powiedzieć, że naleśniki posz­ły sobie na spacer?
— Tak, właśnie to chcę ci powiedzieć.
— Że tak sobie zeszły z półmiska i wyszły?
— Tak, po prostu zabrały się z półmiska i wyszły.
— Jesteś wstrętnym łakomczuchem, Ditto - powiedziała Li­na z płaczem. — Przez ciebie nie będę jadła obiadu.
— Ależ, Lino, zastanów się, ja też nie jadłem obiadu.
— Nie jadłeś, nie jadłeś! A gdzie naleśniki?
— Przecież wyszły, powtarzam ci.
— No to idź i przyprowadź je z powrotem!
Ditto wybiegł z domu w pogoni za naleśnikami. Nie trwało to nawet długo, bo naleśniki, jak wiadomo, chodzą niezbyt szyb­ko; udało się więc dogonić je w niewielkiej odległości do domu. Ditto zdyszany rzucił się na nie, chcąc je zebrać i zanieść z po­wrotem do domu. Naleśniki z piskiem wymykały mu się z rąk i rozbiegały się na wszystkie strony, a Ditto nie wiedział, którego gonić.


Jak chcecie wiedzieć co było dalej, sięgnijcie do „13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych – Wojna z rzeczami”

środa, 21 sierpnia 2013

Tata na wychowawczym

Mężczyzna z wózkiem to dziś nadal widok rzadki, ale jednak nie wywołujący już takiego zaskoczenia jak jeszcze parę lat temu. Wiadomo, że współcześni ojcowie są coraz bardziej zaangażowani w wychowanie dzieci. Czasem to zaangażowanie odzwierciedla się w urlopach wychowawczych branych również przez ojców. Z różnych przyczyn. Zwykle finansowych – bo mama zarabia więcej i zwyczajniej tak się bardziej opłaca. Ale również dlatego, że niektórzy tatusiowie CHCĄ spędzić pierwsze lata życia dziecka przy nim. I oczywiście pochwalamy takich tatusiów bardzo, zazdrościmy innym kobietom takich mężów i same byśmy chciały takich ojców dla naszych dzieci. Albo przynajmniej w teorii chciałybyśmy, bo może się okazać, że jak przyjdzie co do czego, to wcale nie mamy ochoty rezygnować z przywileju urlopu wychowawczego na rzecz naszego partnera. 

Równouprawnienie jest oczywiście w modzie, ale jednak istnieją takie momenty w życiu, kiedy wygodnie jest się do niego nie odwoływać. Oczywiście są matki, które z utęsknieniem wyczekują powrotu do pracy i chętnie pozostawią męża z dzieckiem. Ale są również takie, które same wolą doglądać swoich pociech, nawet kosztem czasowego wyłączenia z kariery zawodowej. Cieszą się tym, że mogą zostać w domu, dbać o rozwój malucha i obserwować jak się rozwija. Nie stresować się nawałem obowiązków w pracy, i co najważniejsze, mieć dużo czasu dla swoich dzieci. Chodzić z nimi na spacery i place zabaw, obserwować jak stawiają pierwsze kroki i wypowiadają coraz dłuższe zdania. Być przy tych wszystkich ważnych momentach, a nie tylko słyszeć o nich z ust partnera.

Ja chyba nie oddałabym tego przywileju swojemu partnerowi. Zwyczajnie za bardzo bym mu zazdrościła. A Wy? Są wśród Was mamy, które urlop wychowawczy pozostawiły swoim partnerom?


Justyna

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Trzydziesty drugi tydzień

Gorąco... duszno... ciężko... Biedna mamusia. Rosnę jak na drożdżach, brzuszek coraz większy. Na schodach zadyszka, spacery krótsze, zakupy lżejsze, wizyty w toalecie częstsze. A do tego ta mamina niezdarność. Dwa szklane dzbanki w kuchni mniej. Rozlany sok, zachlapana sukienka. No i marudzenie... Raz mama jest głodna, innym razem chce jej się pić, za chwilę zjadłaby coś słodkiego, potem kwaśne jabłko, idzie poczytać książkę, wraca za chwilę i chce oglądać film, w końcu bierze się za zamiatanie albo mycie wanny i jak nie uderzy się o coś, to potknie albo czymś upaćka. Tatuś tuli mamusię i mówi, że to minie, że jeszcze trochę. No ja mam nadzieję, że minie... Wolałam uśmiechniętą i aktywna mamę od niezdarnej mamy marudy :)
Humor poprawiły nam zakupy. Rodzice wybrali wózek :) Oczywiście tylko model wózka, bo kolor to już grubsza sprawa... tatuś chce zielony, mama czerwony, a ciocia Justyna podpowiada że niebieski. Oczywiście wolałabym jakiś żółty albo pomarańczowy, no ale cóż ja mam do gadania. I tak pewnie opatulą mnie w te koce i śpiworki, tak że świata widzieć nie będę... Dostaliśmy też mnóstwo ubranek! Mama je składa i rozkłada, rozpina, zapina i mówi do taty "Spójrz, jakie to śliczne!", "A ten kaftanik Ci się podoba?", "Prawda że uroczy", "No powiedz, że jest piękny!". Na co tatuś podnosi głowę znad książki i mówi "Tak kochanie, tak samo piękny i milutki jak dwadzieścia minut temu i jak dwie godziny temu" :) Ja nie wiem jak ta mama nas spakuje do szpitala... Nie mamy chyba takiej wielkiej walizki! Ciągle coś dopisuje do listy, a niczego nie wykreśla. A w szpitalu spędzimy standardowo zaledwie dwie doby! Zobaczysz mamo, wszystko pójdzie tak szybko, że ani się obejrzycie, a będzie targać na to czwarte piętro mnie w foteliku i tą wielką walizkę nieprzydatnych dupereli... :)

piątek, 16 sierpnia 2013

CIASTECZKA DYNIOWE

Od razu jak tylko przygarnęłam malutką dynię z babcinej działki, wiedziałam do czego ją wykorzystam. W sezonie, z większej dyni pewnie zrobiłabym zupę krem dyniowy, z imbirem... mniam :) Ale tym razem wybór padł na ciasteczka. Moje ulubione ciasteczka :) Nigdy nie robiłam ich o tej porze roku... Z racji dodatku przypraw korzennych, kojarzą mi się z chłodnymi, jesiennymi i zimowymi wieczorami, z kubkiem gorącej herbaty... A tu okazuje się, że w sierpniu smakują tak samo dobrze :) Moje dziecko przyjdzie na świat w okresie dyniowym - jak już będę siedziała w domu w oczekiwaniu na poród, zamierzam kupić kilka dyń i przerobić je na mus. Zamrozić go w małych pojemnikach albo torebkach (do jednej porcji ciastek potrzebna jest szklanka musu) i wyciągać taki gotowy mus kiedy tylko zagości w nas ciasteczkowy potwór :) Oczywiście do obróbki takiej dyni bardzo przydaje się pomoc jakiegoś silnego mężczyzny... Skóra dyni jest koszmarnie gruba i ciężko ją obrać. Ale warto się trochę pomęczyć, dynia jest naprawdę pyszna! Ostatnio wyczytałam nawet, że gotowaną i przetartą dynię można podawać niemowlakom już w 5-6 miesiącu zamiast marchewki, gdyż dynia nie gromadzi - jak marchew - szkodliwych azotynów pochodzących z gleby. 

Składniki (ich ilość może przerazić...ale większość z nich to przyprawy) :
  • 8 łyżek masła (byłam pewna, że to więcej niż jedna kostka, ale okazuje się, że jedna spokojnie wystarczy)
  • 1 szklanka cukru
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego 
  • 1 duże jajko
  • 1 szklanka musu dyniowego
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 1/2 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
  • 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
  • 1/8 łyżeczki pieprzu
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 i 1/2 łyżeczki sody
  • 2 szklanki mąki
  • 1/4 szklanki suszonej żurawiny
  • 1/4 szklanki rodzynek 

Przygotowanie : 
Najlepiej zacząć od przygotowania musu dyniowego. Dynię obieramy ze skóry, wybieramy miąższ ze środka (z dojrzałej dyni można wybrać pestki).
Kroimy dynię na małe kawałki i wkładamy do garnka z grubszym dnem, podlewając odrobinę wody.

Gotujemy, dusimy do miękkości. Odsączmy nadmiar wody i zostawiamy do przestygnięcia.

Do jednej porcji ciastek potrzebujemy tylko jednej szklanki musu, resztę (najlepiej poporcjowaną) można zamrozić.
W jednej misce miksujemy masło z cukrem.
Dodajemy jajko, cukier waniliowy i mus dyniowy.


W drugiej misce mieszamy mąkę z sodą, solą i przyprawami. Sypkie składniki dodajemy do masy dyniowej. Mieszamy, aż wszystkie składniki się połączą.
Dodajemy żurawinę i rodzynki.

Zbyt duże bakalie można posiekać. Ciasto nakładamy łyżką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Pieczemy około 15 minut w temperaturze 200 stopni.
Ostrzegam - w kuchni tak pięknie pachnie aromatycznymi przyprawami korzennymi, że nie umknie to uwadze domowników, a być może i sąsiadów... :)


Smacznego!