Jak tylko przyjechaliśmy z Małą do domu, następnego dnia z rana udałam się do osiedlowej przychodni zapisać dziecko. Wybrałam lekarza sugerując się opiniami innych mam (internetowymi i nie tylko). Zgłosiłam chęć wizyty położnej środowiskowej. Sama zapisałam się do tej przychodni mniejwięcej miesiąc przed porodem. Wtedy też wybrałam swoją położną. Otrzymałam informację, że pani pojawi się u nas w ciągu kilku dni. Ale ponieważ Mała miała problemy z jedzeniem i baliśmy się spadku jej wagi, to następnego dnia zadzwoniłam do przychodni z pytaniem, czy moglibyśmy sami wcześniej pojawić się na wizycie i przy okazji zważyć dziecko. Nie było problemu. Trafiliśmy do innej, bardzo sympatycznej pani, która obejrzała Małą. Zważyła ją (niewielki spadek wagi był...), prosiła żeby pokazać jak ją karmię. Obejrzała także i mnie. Poopowiadała o tym co i jak robić przy dziecku i zaleciła dokarmianie przez dzień czy dwa mlekiem modyfikowanym w związku z nasilającą się żółtaczką i późniejszą kontrolę wagi. Po powrocie do domu udało nam się zapisać do przyszpitalnej poradni laktacyjnej i przez tydzień jeżdziliśmy uczyć się karmić i jeść, a przy okazji Małą badał neonatolog i sprawdzał poziom bilirubiny. Udało nam się uniknąć naświetlania, poziom bilirubiny zdecydowanie spadł. Mauczyła się ssać pierś (przez kapturek, ale zawsze to moje mleko), ja umiem ją dobrze przystawiać. Zdawaliśmy relacje z wizyt u położnej laktacyjnej naszej położnej środowiskowej, która zapowiedziała się jeszcze na trzy kolejne wizyty. Wszytkie przebiegły podobnie. Pani zaczynała od wypełniania papierków... Potem oglądała Małą, oceniała zażółcenie skóry, przemywała pępek. Radziła jak wyciszać i usypiać dziecko (m.in. polecała kangurowanie), jak pomagać gdy męczą je gazy (masaż brzuszka i delikatne dociskanie zgiętych nóżek do brzuszka ułatwiające uwalnianie gazów). Wyraziła swoją pinię odnośnie smoczka i karmienia przez kapturki (pominę milczeniem - nie będę się denerwować). No i badała mój brzuch, sprawdzająć czy macica się obkurcza. Byłam przekonana, że oceni też szwy... ale cóż... Poopowiadała na koniec o tym, że mogę już delikatnie ćwiczyć brzuch i mięśnie Kegla. Całe szczęście nie czepiała się warunków mieszkaniowych (bałaganu, niepozmywanych naczyń, ustawienia łóżeczka w okolicy okna i kaloryfera itp.). Słyszałam, że trafiają się takie nadgorliwe kobiety, które z notesem w ręku zaglądają w każdy kąt, pytają o sytuację materialną, relacje z mężem itd.
I tyle - każda wizyta nie trwała dłużej niż 20 minut, z czego połowa czasu na papierki. Ale i tak cieszę się, że pani do nas dotarła. Na ostatniej wizycie powiedziała, że jest do naszej dyspozycji i zawsze możemy się do niej zwrócić w razie kłopotów czy wątliwości.
Ah, zapomniałam wspomnieć, że na pierwszej wizycie dostaliśmy całą siatkę gadżetów, próbek kosmetyków, butelkę antykolkową Aventu, mnóstwo książeczek i poradników. Także polecam - nigdy nie wiadomo kiedy pomoc takiej pani może się przydać. Warto także pamiętać, że zawsze w razie jakichkolwiek wątpliwości, można wrócić z dzieckiem do szpitala w którym się rodziło. W nasym przypadku odbyło się to zadziwiająco sprawnie - w niedzielę przyjechaliśmy do poczekalni szpitala, pan z szatni zadzwonił na oddział i oddał mi słuchawkę, powiedziałam że mamy tu noworodka, który ma niepokojąco żółtą skórę. W ciągu kilku minut pojawiła się na dole pielęgniarka z bilirubinometrem, zabrała nas do gabinetu, zbadała, zważyła, a zaraz po niej zeszła do nas pani neonatolog i rozwiała nasze wątpliwości. Podobno można wracać do szpitala do trzeciego tygodnia życia dziecka, ale i w czwartym pani doktor nie robiła problemów, podobnie jak położna laktacyjna, która porad telefonicznych udzielała jeszcze dużo później.
Super, że mogliście liczyć na taką pomoc. Chyba nie zawsze są tak przyjaźnie nastawieni.
OdpowiedzUsuńwszystko zależy od człowieka i jego podejścia do swojej pracy - jeśli traktują ją jak przykry obowiązek, to nie ma co liczyć na wsparcie...
UsuńPatrycja
Zazdroszczę poradni laktacyjnej. To pewnie wielka pomoc :-)
OdpowiedzUsuńna stronie mlekomamy.pl jest lista poradni w całej Polsce, a także infolinia "Położna radzi"
UsuńPatrycja
my sobie radzimy bez poradni laktacyjnej ale milo by bylo jak mogli bysmy na poczatku z takiej skozystac
OdpowiedzUsuńto super że sobie poradziliście, możecie być z siebie dumni :) oby tak dalej!
Usuńmożesz zerknąć na stronę mlekomamy.pl i poszukać poradni w Twojej okolicy - może podpowiesz innym znajomym mamom, gdzie mogą szukać pomocy
Patrycja
Przydatny post ;) fajnie, że Wam opieka udała się w porządku, oby więcej takich.
OdpowiedzUsuńhttp://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
dzięki :) oby przybywało takich osób, świadomych tego jak ważna jest ich opieka, wsparcie i pomoc mamie i dziecku
UsuńPatrycja
Karmieniem przez kapturki się nie przejmuj, ja tak karmiłam dwa miesiące starszego zanim moje płaskie sutki się lekko wyciągnęły i mały nauczył się je łapać
OdpowiedzUsuńojej, jak miło wiedzieć że nie jestem sama! mnie cisną, żeby próbować odstawić te kapturki i zmuszać Małą do "nauki" ssania gołej piersi... ale nie mam serca - Mała bardzo się denerwuje, nie umie złapać brodawki i otoczki, stres, płacz i w efekcie głodne dziecko. Zastanawiam się nad negatywnymi skutkami karmienia przez kapturki...
UsuńPatrycja
ja nie wspominam wizyt poloznej z usmiechem na twarzy :) fajnie ze u ciebie jest inaczej
OdpowiedzUsuńoj, nie pytam nawet dlaczego... mam nadzieję, że jeśli nie pomogła, to przynajmniej niczego nie popsuła swoim podejściem...
UsuńPatrycja