Ostatnia wizyta w poradni laktacyjnej zakończona sukcesem. Mała je już tak ładnie, że wystarczy jej samo ssanie piersi. Udoskonaliłyśmy pozycję do karmienia – poduszka fasolka i zdecydowany chwyt za kark (brzmi brutalnie, ale to po prostu właściwe ustawienie główki, nos się nie zatyka, broda nie jest przyciśnięta do klatki piersiowej i Mała może swobodnie przełykać). I słyszę jak przełyka! I płaczę z radości. A za chwilę płaczę, bo co z tego że ładnie je, jak nie robi kupy... Siedzę więc z tym paskudnym laktatorem i męczę moje i tak już wymęczone piersi. Ściągam te 40 ml pokarmu i podaję Małej dodatkowo na ostatni posiłek około pierwszej w nocy, żeby najedzona spała smacznie do piątej rano. Nie znoszę zabawy z laktatorem. Jestem zmęczona, rozdrażniona, a mleko słabo leci. Mam świadomość, że koło się zamyka – gorzej śpię i się stresuję, to mleka jest mniej. A jak jest go mniej, to się denerwuję i płaczę. Hormony szaleją.
No i dziecko moje kochane pożałowało matki, chcąc ulżyć jej cierpieniu posrytało się po uszy! Pielucha, body, pajac, kocyk, kołderka... Wow! A mama znów w płacz. Tym razem z radości. Przymusowa kąpiel. Krzyk nieziemski. Drgawki, kaszel, drżący podbródek. Palec uspokajacz i kołysanie tym razem pomogły... Uff... Moja radość z kupy miesza się z obawą przed tym, czy poradzę sobie z kolejną histerią. Całe szczęście, że jeszcze w tym tygodniu mój mąż jest z nami. Ja nie wiem skąd on czerpie siłę. Chwyta Małą pewną ręką, wspaniale sobie radzi z przewijaniem, kąpaniem, przebieraniem, pielęgnacją pępka i ze wszystkim innym. Patrzy na Małą trzeźwym okiem, potrafi w mgnieniu oka ocenić sytuację i podjąć decyzję. A do tego przytula mamę, głaszcze, uspokaja i obiecuje, że wszystko będzie dobrze. No ja nie wiem skąd ten instynkt tacierzyński... :) O śpiewaniu, kołysaniu, układaniu na brzuszku i czułych rozmowach już nawet nie wspomnę... (ja mam serce w gardle przy każdym układaniu na brzuchu, a Mała się uspokaja, podciąga głowę i potrafi przekręcić ją z jednej strony na drugą).
Inne świeżo upieczone mamy narzekają na brak czasu i niemożność zrobienia czegokolwiek wokół siebie czy w domu. Nasza Mała wypłacze swoje, pomarudzi, ale zaśnie i to na dwie, trzy godziny. Wtedy mogę zrobić obiad, pranie, usiąść do komputera, poczytać książkę... Ale robię to z wielkim wyrzutem sumienia. Czuję, że jestem złą matką, bo uciekam w to sprzątanie przed jej krzykiem i płaczem. I tak bardzo się staram wykrzesać z siebie radość z każdej chwili spędzonej wspólnie, ale czasami sie potrafię. Opieka i pielęgnacja idą przodem, a dopiero za nimi bliskość i emocje. To się zmieni, prawda? Zmieni z pewnością... Potrzeba tylko czasu...
Mam nadzieję, że to się zmieni. A Męża i Taty pogratulować :)
OdpowiedzUsuńhttp://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
dziękujemy :) na to liczymy!
UsuńPatrycja
Zmieni sie na pewno :-). Głowa do góry, jeszcze w przyszłości będziesz ze śmiechem wspominać te chwile. I wcale nie jesteś złą matką, nie wolno Ci nawet tak myśleć, bo się zakopiesz w zmartwieniach po uszy. Fajnie, że mąż odnalazł się tak dobrze w roli tatusia i czułego męża, miejmy nadzieję, że tak mu zostanie na zawsze, bo to jednak jest duże wsparcie dla młodej mamy. Nie staraj się na siłę być radosna, bo to chyba nie prowadzi do niczego, czasami trzeba się wypłakać, a nawet wykrzyczeć wszystkie żale (mówi Ci to doświadczona matka dwóch panien :-)). A co do karmienia, może nie warto ściągać na noc tylko podać jej zwykłą mieszankę. Skoro nie sprawia Ci to przyjemności, a dodatkowow stresuje, to po co. Nie będziesz przez to gorszą matką, wbrew temu co niektórzy mogą Ci wmawiać. Pamietaj, że najważniejsze jesteście teraz Wy i Wasze jak najlepsze samopoczucie :-). Całusy od kiziukowych dziewczyn :-*
OdpowiedzUsuńmam nadzieję... :) dzięki za te wszystkie dobre słowa :) rady biorę sobie do serca, bo znam te Twoje panny i śmiało moge powiedzieć, że rodzice się spisali :)
UsuńPatrycja
Zmieni :)
OdpowiedzUsuńJa na poczatku dziękowałam Bogu że mam koło siebie osobę która bez zbędnej histerii zrobi , pomożę mi przy Poli :)
Teraz się śmieję z tego że tak panikowałam i momentami nie dawałam rady .
Pola skończyła już 9 miesięcy także jeszcze dużo przed Nami i sporo za Nami :)
co do kupki , też tak wariowałam :)
Pozdrawiam i zapraszam do nas :)
http://mamalolipoli.blogspot.com/
oj, ja też wierzę, że za jakiś czas będę się śmiała z mojego przewrażliwienia i umiejętnośći wyolbrzymiania błahostek :)
UsuńPatrycja
Zmieni się zobaczysz.
OdpowiedzUsuńJa pierwsze dwa miesiace płakałam o wszytko. nie wazne czy z radosci czy nie.
nasz maly spal pierwsze 3 miesiace tez slicznie w dzien. mialam czas na wszysttko. teraz w dzien nadl ladnie spi ale w nocy od poczatku koszamr. takze ja wolny czas poswiecalam na sen.
Ale hormony Ci wroca do staniu normalne za jakis czas.Głowa do góry ! ;*
już jest trochę lepiej :) nie zapeszajac - Mała jest kochana, spokojna, ładnie je i śpi :) a te wrzaski i histerie udaje nam się opanować...
UsuńPatrycja
Pewnie że się zmieni wszystkiego trzeba się nauczyc do wszystkiego dojrzeć. Dla świeżo upieczonej mamy wszystko jest nowe niespotykane a łzy nie raz mi leciały bo kupy nie ma bo mleka nie ma bo kolka i tak trochę to trwało zanim nauczyłam się o co chodzi mi i dziecku.
OdpowiedzUsuńtak, trzeba wszystkiego się nauczyć, starać się zrozumieć reakcje dziecka... a Maleństwo też się uczy, dla dziecka to też nowa sytuacja...
UsuńPatrycja