piątek, 14 marca 2014

DOMOWY PEELING KAWOWY

Czy tylko ja dopiero teraz go odkryłam? Z zachwytem opowiadam koleżankom, a one na to "tak! wiem! stosuję od dawna!". No cóż... Jak widać w niektórych kręgach plotki i ploteczki nie rozchodzą się tak szybko jak powinny... Niemniej jednak dla tych, którzy być może jeszcze nie stosowali - POLECAM! Prosty, szybki, obłędnie pachnie, a skóra po nim... bajka :) Zaparzacie w szklance kilka łyżek mielonej kawy (ja wsypuję 3-4). Mieszacie i czekacie, aż fusy opadną na dno. Delikatnie zlewacie kawę, a fusy łyżeczką przekładacie do pojemniczka np. po kremie czy balsamie (dobrze jeśli będzie szeroki, łatwiej się do niego dostać). No i są dwa sposoby - albo jest to porcja jednorazowa i wystarczy kubeczek po jogurcie czy zwykła miseczka, do której oprócz fusów dodajemy żel pod prysznic czy mydło w płynie, albo też w zamykanym pojemniczku mamy same fusy i nabieramy odrobinę na dłoń i dopiero na to wyciskamy mydło z dozownika. Ja wolę ten drugi sposób. Taka porcja starcza mi na dwa razy. Peeling spokojnie można nakładać także na twarz, tylko oczywiście nie trzeć mocno... Brzuch, biodra, pośladki, uda - gładsze już po pierwszym zabiegu. Wanna czy prysznic trochę się brudzą, ale jak spłuczemy kawę od razu, to nie trzeba będzie za dwa dni zdrapywać jej z glazury ;) Słyszałam też, że niektóre kobitki stosują same fusy, bez żadnego żelu czy balsamu. Hmmm... można zedrzeć tym naskórek ;) 
Po takim małym domowym SPA, nie da się nie wypić małej filiżanki kawy :) 



1 komentarz:

  1. Pierwszy raz o tym słyszę, ale brzmi zachęcająco, jak będę miała trochę więcej czasu to na pewno wypróbuję, już się nie mogę doczekać :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz!