czwartek, 9 maja 2013

Świat na autopilocie, czyli przyszłość zaprogramowana

Ostatnio mam takie wrażenie, że otaczający mnie świat leci na autopilocie. Nasza przyszłość jest całkowicie zaprogramowana. Zrobisz maturę, to pytają gdzie pójdziesz na studia. Weźmiesz ślub – na pierwszą rocznicę kupują ci komplecik ubrań dla dziecka. Jesteś w ciąży – dostajesz podwójny obiad, bo przecież musisz się dobrze odżywiać. „Za dwoje”. Tak jakby wszystko było jasne i wszyscy wiedzieli lepiej od ciebie jak masz postępować i co dalej robić. To jasne, że mamy swoje schematy działania, że zapewniają nam one bezpieczeństwo i że nasza tradycja pokazuje nam drogę, którą musimy podążać. No właśnie... musimy? 


A co jeżeli mamy inny pomysł na naszą przyszłość? Jeżeli nie chcemy mieć dzieci zaraz po ślubie? Jeśli będąc w ciąży chcemy pojechać na romantyczną wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie, zamiast bez końca meblować pokój dla dziecka? Jeśli chcemy ubierać chłopca na różowo, a dziewczynkę na zielono? Jeśli nie chcemy jeść za dwoje? Cóż oczywiście mamy do tego wszystkiego prawo i nikt nie będzie nas za takie wybory oceniał w naszym wspaniałym demokratycznym świecie, w którym każdy może mieć swoje zdanie. Tylko jak zaczniemy tłumaczyć to naszym rodzicom, teściowym, znajomym, to nagle może się okazać, że różnie z tym ocenianiem bywa. Czasami po prostu łatwiej machnąć ręką, zjeść podwójny obiad, przyjąć różowy prezent dla dziewczynki i nie wspominać o romantycznej wycieczce… Albo można powalczyć. Zebrać kilka negatywnych komentarzy, przyjąć parę nieprzyjemnych uwag i żyć po swojemu. A potem zwalić wszystko na ciążową huśtawkę nastrojów. I co, nie wybaczą?:)

4 komentarze:

  1. Oj to wszystko prawda o czym piszesz. Wiecznie doganiające nas stereotypy i szablony zachowań. Najbardziej odczułam to po urodzeniu mojego synka. Smyk ma nietolerancję laktozy i alergię na podstawowe produkty. Musiałam (i często nadal muszę) stoczyć ciężką walkę z moją mamą i jeszcze kilkoma osobami o to jak żywić dziecinę. Bo przecież ja jadłam jajka, ser i piłam mleko to dlaczego mój syn ma tego nie robić, no i kiedyś przecież żadnych alergii nie było. Najlepsza okazała się terapia szokowa, czyli posmarowanie policzka synka masłem (efekt- mocno czerwona plamka pojawiła się w 2 minuty). Przerażenie w oczach wątpiących w alergię- bezcenne.Od tej pory mam względny spokój i nikt nie uważa, że wymyślam. Warto więc walczyć ze stereotypami. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też niestety zmagam się z nietolerancją laktozy... staram się unikać masła i innych produktów, ale to rzeczywiście ciężka sprawa. Każdy obiad czy kolacja u mamy, ciotki to wieczne pytania "tego też nie jesz?", "jak można nie pić mleka w ciąży?!", "oj, taka ilość ci nie zaszkodzi"... Niektórzy twierdzą, że wszelkie alergie i nietolerancje to tylko wymysły i moda na zdrową żywność. A tak naprawdę, dobieranie właściwych produktów to ciężka praca. Moje dziecko też niestety może odziedziczyć po mamie nietolerancję i alergię (atopowe zapalenie skóry). I chociaż nie należę do zwolenników nadmiernej higieny i ostrożności u dzieci, diety trzeba będzie pilnować i wpajać Okruszkowi zdrowe nawyki.

      Patrycja

      Usuń
  2. Ja zauważyłam, jak bardzo moją rodzinę i znajomych irytują moje swobodne relacje z mężem. Wprost nie do zniesienia dla nich są sytuacje, gdy w piątkowe wieczory wychodzimy na miasto oddzielnie, każde do swoich znajomych, czy kiedy na rodzinnym spotkaniu jedno z nas się nie pojawia. Od razu padają pytania czy się pokłóciliśmy, czy się rozstajemy, dziadkowie i rodzice mówią, że dawanie małżonkowi takiej swobody prowadzi do rozwodu. Cóż, może doszukiwałabym się ziarna prawdy, gdyby nie to, że prawie wszyscy z tych życzliwie radzących sami są w separacjach, po rozwodach, albo wiecznie się kłócą. My od ponad dwunastu lat żyjemy w zgodzie, spędzamy wspólnie bardzo miło i aktywnie dużo czasu, ale każde ma swoje hobby, swoich znajomych za którymi drugie nie przepada. Taka autonomia przy dużej dozie zaufania, którego żadne z nas nie nadużywa jest bardzo wskazana. Przeciwstawiam się więc cały czas stereotypowi nierozłącznych małżonków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram taką postawę - podstawą małżeństwa jest zaufanie, jeśli więc nie jest nadwyrężane i nadal macie ochotę bywać gdzieś razem i spędzać wspólnie czas zarówno w gronie znajomych jak i rodziny, jak nie męczy Was wzajemne towarzystwo, jak potraficie się śmiać i macie o czym rozmawiać - tak trzymać! W końcu nie ma nic milszego niż odrobinę stęsknić się za drugą połówką, pozwalając wybyć na babskie pogaduchy czy męskie ćwiczenia na siłowni. Nas wspólne wakacje niesamowicie cieszą i wspaniale je spędzamy, a poza nimi zdarza nam się wyjeżdżać oddzielnie nawet na weekend czy tydzień. Kocham, ufam, nie zawiodłam się, pozwalam :)

      Patrycja

      Usuń

Dziękujemy za komentarz!