Oj, tak. Zdecydowanie ZA DUŻO tych gratów! Mnóstwo niepotrzebnych rzeczy zabraliśmy ze sobą do szpitala. Do samego porodu przydała się tylko koszula (dziecko kładą na brzuch, a do karmienia zadzierają całą koszulę do góry, więc spokojnie może to być stary t-shirt, duży dekolt nie ma znaczenia) i woda mineralna. Na przekąskę nie miałam siły. Zupełnie zapomniałam o tym, że mam w torbie opaskę, spinki, gumkę do włosów - grzywka mi nie przeszkadzała.
Po porodzie przebrałam się w czystą koszulę. Szlafrok był mało przydatny, ciągle było mi bardzo gorąco. Pomadka do ust, antyperspirant, tantum rosa - nie korzystałam. Ręczniki papierowe były na wyposażeniu w łazience. Podkłady poporodowe (mniejsze zdecydowanie niż te giganty Bella), majtki siateczkowe wielorazowe, ciemny ręcznik - zdecydowanie tak. Chociaż umyć się mogłam tylko gdy Mała spała i mąż nad nią czuwał. Kubek i sztućce
szpital oferował swoje.
Aparat fotograficzny też się nie przydał - ja na bieżąco robiłam fotki telefonem, a mąż miał swój aparat podczas porodu i wizyt w szpitalu. Poduszka do spania i karmienia, oj tak... jak miło było położyć głowę na miękkiej, pachnącej podusi... Mi nie przydały się wkładki laktacyjne i maść na sutki. Do przewijania Małej potrzebne były tylko chusteczki, pieluchy pampersy i tetrowa na przewijak i linomag do pupy.
Żadnego mycia Małej nie było - niepotrzebnie wzięłam ręcznik i akcesoria do kąpieli. Kocyk polarowy i rożek okazały się niezbędne - Mała uwielbia być opatulona. Zapewne czuje się bezpiecznie i jest jej cieplutko. A jeśli chodzi o ciuszki... Od samego porodu Mała nosi tylko body z krótkim rękawkiem na 56/62 cm i na to pajac rozpinany na całej długości i koniecznie z wywijanymi łapkami niedrapkami. Takich zestawów mamy kilka i zakładamy je Małej na zmianę. Niektóre pajace są baaardzo luźne. Łapki zakładane oddzielnie co chwila gdzieś ginęły, spadały. Skarpetki zakładane na pajacyk też do mnie nie przemawiały. Wydawało mi się, że nóżki opatulone w kocyk i rożek zawsze są umiarkowanie cieplutkie. Ale od kiedy Mała zaczęła wywijać nogami i wyjmować je z nogawek blokująć się przy tym i krzycząć, zakładam Jej skarpetki, żeby przytrzymały nogi w nogawkach. Czapeczka bawełniana była na główce podczas pobytu szpitalu, ale w domu zakładamy ją tylko po kąpieli.
Poza pieluchami musieliśmy dokupić jedynie gaziki do przemywania pępka - sporo się ich zużywa. No i witaminę K i D - zgodnie z zaleceniami na wypisie ze szpitala.
Jak na razie najmniej przydatne są przewijak i łóżeczko. Łóżko jest o l b r z y m i e ! Mała śpi z nami, a przewijamy ją na dużym łóżku. Mogłam za to pomyśleć o czymś bujanym, kołysanym... Tego bardzo brakuje. Może dokupić płozy do łóżeczka... Albo jakiś leżaczek, bujaczek... Tylko jak na razie nie znalazłam takiego, który rozkładałby się płasko. Wózek który kupiliśmy jest lekki i składany, ale nie ma sprężyn jak klasyczny wózek, więc nie można w nim bujać dziecka. I strasznie twardo się go prowadzi po naszych ulicach... Wyjmowana gondolka też nie ma opcji bujania.
Za to polecam zakupić jakiś plastikowy koszyczek z uchwytami i włożyć do niego wszelkie niezbędne akcesoria pielęgnacjne. Nie trzeba niczego szukać i biegać po pokoju, gdy dziecko leży z gołą pupą. Można też cały koszyczek zabrać ze sobą do łazienki i po kąpieli przemyć oczka czy osuszyć pępek. Zapakowałam do takiego koszyczka kilka pampersów, mokre chusteczki, pieluchę tetrową, Linomag, Octenisept, sól fizjologiczną, waciki i gaziki, skarpetki, śliniak, czapeczkę.
Przydatny patent podejrzany u innej dobrze zorganizowanej mamy, to zapisywanie najistotniejszych spraw na lustrze - większość z nas zapewne ma lustro w sypialni. Wystarczą ścieralne flamastry i nie zapomnimy już o niczym.
O przydatności całej reszty gadżetów dzieciowych przekonamy się wkrótce.