poniedziałek, 29 kwietnia 2013

The Versatile Blogger

Hura! Otrzymałyśmy kolejne wyróżnienie:) Tym razem The Versatile Blogger od Mama Bloguje. Ogromnie się cieszymy i bardzo dziękujemy:) 


Oczywiście wyróżnienie trzeba przekazać dalej i jeszcze parę rzeczy po drodze wykonać. A oto zasady The Versatile Blogger:

  1. Podziękować za wyróżnienie na blogu, od którego dostało się nominację.
  2. Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu.
  3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
  4. Nominować 15 blogów, które zasługują na wyróżnienie.
Przyszła pora na fakty o nas. Jako, że Patrycja aktualnie lata po świecie, to odpowiem za nas obie (okaże się potem, czy udało mi się trafić z odpowiedziami dotyczącymi Patrycji:):
  1. Lubimy podróżować i odwiedzać ciekawe miejsca. Patrycja jest genialną wyszukiwarką uroczych zakątków i lokalnych atrakcji, a ja uwielbiam zabytki i budowle, które mają ciekawe historie.
  2. Uwielbiamy spędzać czas w kawiarniach! Najbardziej w takich przytulnych, z klimatem i... 
  3. ...mamy nadzieję, że kiedyś uda nam się założyć takie miejsce:)
  4. Nie jesteśmy ze sobą spokrewnione, choć czasem mówimy do siebie "siostro".
  5. Lubimy dzieci, choć każda trochę inaczej i na swój sposób. 
  6. Kiedyś bez wytchnienia oglądałyśmy "Gotowe na wszystko" i Patrycja była w tym bardziej zawzięta (wszystkie sezony w 3 miesiące!).
  7. Obie jesteśmy strasznymi gadułami i z reguły przegadujemy wszystkie spotkania towarzyskie, a potem żałujemy, że nie udało nam się niczego dowiedzieć o innych, bo nie dałyśmy im dojść do słowa. 
Teraz znacie nas trochę lepiej:)

Czas na nasze nominacje:
  1. http://happybabysmother.blogspot.com/
  2. http://ewamaison.blogspot.com/
  3. http://bejbiniec.blogspot.com/
  4. http://wdeszczowydzien.blogspot.com/
  5. http://mama-maluszka.blogspot.com/
  6. http://www.babskieblogowanie.blogspot.com/
  7. http://prawnik-na-macierzynskim.blog.pl/
  8. http://zonazadhd.blogspot.com/
  9. http://dzidziusiowo.blogspot.com/
  10. http://adooshka.blogspot.com/
  11. http://mamaszymona.blogspot.com/
  12. http://etat-mama-i-tata.blogspot.com/
  13. http://emiliowy-swiat.blogspot.com/
  14. http://www.mamawdomu.pl/
  15. http://bedziemyrodzicami.blogspot.com/
Wszystkim serdecznie gratulujemy i zapraszamy do zabawy!

niedziela, 28 kwietnia 2013

Pamiętnik Okruszka - czternasty tydzień

Nawet Okruszek czuje wiosnę i uwielbia jak jego mama się śmieje. Poznał już też hormony szczęścia i nawet ma swoją teorię na ten temat. Zobaczcie sami:)


Czternasty tydzień


Mamusia mówi, że przyszła już wiosna, jest cieplej i przyjemniej na świecie. I z tej okazji ćwiczymy intensywnie! To znaczy mamusia zabiera nas na basen. Pływa sobie powoli i spokojnie, na brzuszku i na plecach, żeby wzmocnić swój kręgosłup, który będzie dźwigał coraz większy brzuch ze mną. Takie łagodne kołysanie się w wodzie i masowanie brzuszka działa odprężająco nie tylko na mamusię. Ja też czuję się spokojniejszy. A od czasu do czasu pozwalam sobie na intensywniejszy ruch. Mam teraz troszkę więcej miejsca, fikam koziołki, macham rączkami i nogami. Łapię już za pępowinę i bawię się nią. Skręcam ją mocno tylko kiedy się boję. Ale na szczęście bicie serduszka mamy szybko mnie uspokaja. Bo najbardziej na świecie lubię gdy mama się śmieje. Kiedy zapomina o wszystkim czym zwykle się martwi, potrafi się zrelaksować i śmiać się do mnie i do tatusia. Rodzice wyczytali, że podczas śmiechu mamusia wdycha więcej powietrza i oboje lepiej się dotleniamy. No i najważniejsze – wydzielają się hormony szczęścia. Stwierdzam, że te hormony są najbardziej potrzebne nam wszystkim. Nie rozumiem dlaczego to ich poziom nie wzrasta intensywnie wraz z rozwojem ciąży i takich Okruszków jak ja. Wszystkie mamy chodziłyby takie szczęśliwe, rozbawione, roześmiane od ucha do ucha. Babcia to mówi, że z mamy czasami to jest taki śmieszek, że całe szczęście, że ma uszy, bo śmiałaby się dookoła głowy:)


Chcecie przeczytać wcześniejsze wpisy? Znajdziecie je w zakładce Pamiętnik Okruszka.

piątek, 26 kwietnia 2013

CZEKOLADOWE FONDUE Z OWOCAMI I BAKALIAMI



Aromatyczne truskawki zatapiane w gorzkiej czekoladzie i lampka szampana… taką wizję francuskiego fondue zostawmy sobie na romantyczne wieczory we dwoje :) I mimo, że słowo FONDUE pochodzi od francuskiego fondre, co oznacza po prostu roztapiać się, to podobno pochodzi ono z kuchni szwajcarskiej. Potrawa ta przygotowywana była z kilku gatunków roztopionego sera z dodatkiem białego wina, a zamaczano w niej pieczywo lub warzywa.
Ja zdecydowanie preferuję słodką i czekoladową wersję fondue. Próbowałam roztapiać w garnuszku mleczną i białą czekoladę, ale obie są strrrrasznie słodkie, nawet dla takiego łasucha jak ja. Dlatego zdecydowanie polecam gorzką czekoladę. Nawet dla dzieci. To, że nasze pociechy krzywią się na samą myśl o niesłodkiej czekoladzie, nie oznacza, że nie zasmakują w jej rozpuszczonej wersji. Zwłaszcza, gdy będą mogły w niej zanurzyć smaczne owoce i bakalie.

Ja akurat posiadam w domu specjalny garnuszek z podgrzewaczem i czterema widelczykami. Jednak dla wszystkich tych, którzy dopiero chcieliby rozpocząć swoją przygodę z fondue, a nie mogą sobie pozwolić na zakup takiego zestawu, polecam rozpuszczanie czekolady w kąpieli wodnej (mała miseczka z czekoladą, wstawiona do większego rondelka z gorącą wodą). Można dodać do czekolady odrobinę mleka - szybciej się rozpuszcza i ma lepszą konsystencję. Nie przesadzajmy z ilością czekolady, gdyż bez stałego podgrzewania będzie bardzo szybko zastygać.
Przygotowane owoce i bakalie możemy nakłuwać zwykłym widelcem, widelczykiem do ciasta, albo patyczkiem do szaszłyków.

Składniki :

1-2 tabliczki gorzkiej czekolady, najlepiej różnych producentów jeśli nie mamy sprawdzonej (nie musi to być czekolada z górnej półki, ale te z dolnej półki zawierają często składniki, które po podgrzaniu oddzielają się od samej czekolady…)
kilka łyżek mleka – dla uzyskania lepszej konsystencji rozpuszczanej czekolady
owoce : banan, kiwi, truskawki, jabłka, winogrona, mandarynki, brzoskwinie, ananasy, melony, mango - według upodobań naszych i naszej pociechy oraz liczby zaproszonych gości
bakalie : morele, daktyle, rodzynki  – te miękkie, które da się nakłuć na widelczyk.

Przygotowanie :

Owoce myjemy, kroimy na większe kawałki. Układamy je razem z bakaliami na jednym talerzu lub w kilku miseczkach. Podpalamy podgrzewacze (tea lighty) pod garnuszkiem do fondue, wrzucamy połamane kawałki czekolady (na początek nie więcej niż pół tabliczki), dolewamy kilka łyżeczek mleka i powoli mieszamy. Podobnie postępujemy przy rozpuszczaniu czekolady w kąpieli wodnej – przygotowujemy rondelek i mniejszą miseczkę. Wodę w rondelku podgrzewamy, a do miseczki wrzucamy połamaną czekoladę i mleko. Mieszamy.


Gdy czekolada osiągnie pożądaną konsystencję przystępujemy do nakłuwania owoców i zamaczania w płynnej czekoladzie.



Mniammmm….. pychota!



Smacznego!



A jeśli zasmakowaliście w takiej formie łasuchowania, nie zapomnijcie zażyczyć sobie na zbliżające się urodziny, imieniny, czy Dzień Matki, podręcznego zestawu do fondue :) W sklepach internetowych znajdziecie bardzo ładne, niewielkie zestawy już od 30-40 zł.


Więcej przepisów znajdziecie w zakładce Słodkości na weekend.

środa, 24 kwietnia 2013

Pamiętnik Okruszka - dwunasty tydzień

Okruszek ma już dwanaście tygodni i wreszcie po raz pierwszy mógł pomachać swoim rodzicom!


Dwunasty tydzień




Byliśmy na USG! Mamusia i tatuś płakali ze szczęścia! No dobra, tatuś uronił jedną łzę, jak sam mówi on nie płacze tylko oczka mu się pocą... Machałem do nich jak umiem najładniej. Obiema rączkami i obiema nóżkami. Widać było wszystkie paluszki? Pan doktor powiedział, że jestem bardzo ruchliwy i rozwijam się prawidłowo. Zbadał mi kość nosową, nie dlatego, żeby rodzice wiedzieli jak piękny kształt noska będę miał, ale po to, żeby wykluczyć inne straszne choroby. Podobnie jak przezierność (jejku, jakie to trudne słowo...) mojego karku. Wszystko na szczęście jest dobrze. A mamusia znów płacze... Mamo! Nie płacz już! Ja naprawdę mam się dobrze! Mamusia poddała się jeszcze jednemu badaniu - test PAPPA. Pani w laboratorium pobrała mamie krew i mają zbadać ją, żeby obniżyć ryzyko chorób do minimum. Lekarz powiedział, że mamusia jest młoda i zdrowa, więc na pewno wszystko będzie w porządku. Gdyby rodzice chcieli za jakiś czas mieć kolejne dziecko, to lekarz powiedział, żeby sprężyli się przed 35-tym rokiem życia mamusi. Ja chcę mieć braciszka albo siostrzyczkę!!! Szkoda, że tu w brzuszku jestem sam, mógłbym mieć rodzeństwo, bawić się z nimi... Szkoda, prawda mamusiu? Mogłabyś nosić pod serduszkiem całą trójkę od razu?! :)


Chcecie przeczytać wcześniejsze wpisy? Znajdziecie je w zakładce Pamiętnik Okruszka.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Odrobina współczucia dla ciężarnych

Witajcie!

Wreszcie udało mi się napisać kolejny tekst o stereotypach. Jakoś długo nie mogłam się zdecydować na temat. Przypominałam sobie wszystkie rozmowy dotyczące ciąży i macierzyństwa, które ostatnio prowadziłyśmy z Patrycją i jakoś tak nasunęła mi się kwestia postrzegania ciąży i ciążowych dolegliwości przez otoczenie. A wraz z nią chęć nawoływania do okazywania współczucia ciężarnym. Ale przeczytajcie sami:



Mówi się, że dolegliwości w ciąży są normalne, a większość kobiet i tak przesadza z ich odczuwaniem. Od wielu osób można usłyszeć „nie panikuj”, „ja miałam gorzej”, „dopiero podczas porodu zrozumiesz jak to jest”… Albo nawet nie usłyszeć nic, tylko spotkać się ze współczująco – pogardliwym spojrzeniem. Bardziej doświadczone mamy, szczególnie ze starszego pokolenia, bagatelizują ciążowe trudności, bo one przecież miały dużo trudniej i dały radę. Mężczyźni też bagatelizują, bo przecież nie mają pojęcia jak to jest. I jeszcze ten wszechobecny slogan, że przecież „ciąża to nie choroba”. A co jeśli przyszła mama ma ciągłe mdłości i czuje się tak jakby przez miesiąc miała zatrucie bez żadnej ulgi i żadnej przerwy? A co jeśli bolą ją nogi i kręgosłup? A co jeśli wahania nastrojów nie pozwalają skupić się na najprostszych rzeczach i nic nie można na to poradzić? Wiele przykładowych dolegliwości można tutaj przytoczyć. One naprawdę potrafią nieźle dać się we znaki i utrudnić życie. Jak bardzo? Tego nie wie nikt. Bo przecież każda kobieta i każda ciąża jest inna. Dlatego nie oceniajmy ciężarnych, które czasem potrzebują się wyżalić, ponarzekać, albo nawet popłakać. Okażmy im trochę współczucia i zrozumienia. I nie wymagajmy, żeby nam udowodniły jak bardzo jest im ciężko. 

A czy Wy spotkałyście się z takim zachowaniem, kiedy byłyście w ciąży? Było Wam ciężko i czułyście, że jest to bagatelizowane i niedoceniane przez innych? Nie chodzi mi tylko o dolegliwości, ale również lęki, albo obawy. Mam wrażenie, że ciągle kobiety w ciąży uważane są za panikary, które przesadzają i zbyt wiele się martwią. Ale jakoś zamiast wsparcia i zrozumienia spotykają się z kpiną i lekceważeniem… 

Mam nadzieję, że się mylę. Jak myślicie?

Justyna

P.S. Wcześniejsze teksty możecie znaleźć w zakładce Przełamując stereotypy.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Pamiętnik Okruszka - dziesiąty tydzień

Kolejna część Pamiętnika Okruszka. Zapraszamy do lektury!


Dziesiąty tydzień



Moja biedna mamusia jest coraz bardziej zmęczona okropnymi mdłościami i wymiotami. Zrywamy się co rano i biegniemy do toalety. Mamusi nie przechodzą przez gardło kanapki, sałatki, obiady. Tatuś prosi mamusię, żeby jadła cokolwiek, malutkimi porcjami i bardzo powoli… Babcia przywiozła mamie zupę i ten domowy krupnik mamusia zjadła ze smakiem. Uff… może jakoś to będzie. Staram się nie wiercić i nie psocić. Mam nadzieję, że wkrótce mamusi się poprawi… 


Rodzice dużo rozmawiają o mnie i o diecie mamusi. Mamusia martwi się, że zjada za mało wartościowych produktów, że samo łykanie kwasu foliowego nie wystarczy i że będę słaby i malutki. Oj, zdziwi się jeszcze :) Ja mam już trzy centymetry i ważę ponad dwa gramy! Na szczęście tatuś umie uspokoić mamusię. Wyczytali razem w jakiejś mądrej książce o ciąży, że w pierwszym trymestrze to normalne – traci się na wadze kilka kilogramów, a później szybko się je nadrabia, bo apetyt z pewnością wróci. 


Ten cały krupnik to nie jedyne co przywiozła babcia. Kupiła dla mnie, specjalnie dla mnie tycie skarpeteczki, malutką czapeczkę i śpiochy w tygrysy, zapinane z przodu, żeby łatwiej było mnie przewijać. Co za niesprawiedliwość! Wy możecie sobie mnie podglądać, zajrzeć tu i patrzeć jak wyglądam, a ja nie mogę zobaczyć moich pierwszych śpiochów w tygrysy!!!


Chcecie przeczytać wcześniejsze wpisy? Znajdziecie je w zakładce Pamiętnik Okruszka.

piątek, 19 kwietnia 2013

CZEKOLADKI Z PŁATKAMI OWSIANYMI



Podczas wiosennych porządków odkopałam książkę „Album naszego dziecka – od kołyski, do mundurka” autorstwa pani Anny Korsak-Mikulskiej, wydany w 1979 roku. Tak, tak, to album z mojego dzieciństwa! Moja kochana mama dzielnie go uzupełniała. Chyba domyślała się, że kiedyś będę go czytała z zachwytem i łzami w oczach. Mamie należy się wielki buziak :) 

Ale owa książeczka to nie tylko nasze wspomnienia i zdjęcia. To także zbiór porad i przepisów kulinarnych dla najmłodszych. A wśród nich przepis na czekoladki z płatkami owsianymi! Już nie pamiętam kiedy ostatnio je robiłam… Są naprawdę pyszne i proste do przygotowania. Z jednej porcji wychodzi około 80 sztuk i można się nimi zajadać cały weekend. Można też podzielić się nimi z innymi łasuchami. 

Składniki:


2 szklanki cukru 
4 kopiaste łyżki stołowe gorzkiego kakao
8 łyżek zimnego mleka 
1/2 kostki margaryny "Palma" 
3 szklanki płatków owsianych
1 mały olejek migdałowy 




Przygotowanie:


Cukier, kakao, mleko i margarynę włożyć do rondelka i mieszać (od czasu do czasu) na wolnym ogniu do chwili zagotowania. 


Zdjąć z ognia i dodać płatki owsiane i olejek migdałowy. Dokładnie wymieszać i na uprzednio rozłożonym pergaminie kłaść łyżeczką do herbaty małe porcje jedna obok drugiej (strząsając z łyżeczki). 




Po kilku godzinach zdejmować, podcinając nożem i ułożyć w pudełku lub na tacy. Można urozmaicić przepis dodając pokruszone herbatniki i rodzynki. 



Wam życzę smacznego, a ja pakuję moje ciasteczka do pojemnika, zabieram swój album z dzieciństwa i jadę w odwiedziny do mamy :)

Więcej przepisów znajdziecie w zakładce Słodkości na weekend.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Wiosna w obiektywie

Witajcie!

Wiosna już w pełni, a dziś to nawet powoli lato się wkrada w nasze szerokości geograficzne. To najlepszy czas na to, żeby wyjść z domu. Z brzuszkiem, z dzieckiem i... z aparatem! Wiadomo, że spacery są zdrowe dla wszystkich, ale czasami nie chce się chodzić samemu. A tu mąż w pracy, przyjaciółka zabiegana, a mamy szkoda fatygować na malutką przechadzkę. Na szczęście nie musicie iść same - weźcie ze sobą aparat! Podglądanie wiosny to naprawdę fascynujące zajęcie i nawet jeśli nie pasjonujecie się fotografią (tak jak ja), to z pewnością sprawi Wam to wiele frajdy. A przy okazji można trochę poeksperymentować i przypomnieć sobie jak się używa sprzętu do robienia zdjęć. Za chwilę wakacje i znów będziemy narzekać, że zapomniałyśmy sprawdzić, gdzie się ustawia przesłonę i ostrość, albo jak zmienić kolorystykę naszych zdjęć...

Ja postanowiłam wybrać się na takie fotograficzne podglądanie przyrody w ostatni weekend. Niestety dopiero dziś udało mi się przygotować zdjęcia dla Was. "Niestety", bo choć minęło dopiero parę dni, to klimat, który mamy za oknem zupełnie już nie odpowiada temu niedzielnemu. No ale za to możecie sobie przypomnieć jak to było parę dni temu. Zapraszam do mojego działkowego ogrodu:




Róże, po których nie widać jeszcze wiosny:


Pierwsze pączki na akacji:



No i oczywiście jak już zrobicie zdjęcia, to koniecznie się nimi pochwalcie:)





środa, 17 kwietnia 2013

Pamiętnik Okruszka - ósmy tydzień

Dziś kolejna część Pamiętnika Okruszka. Tym razem Okruszek ma już osiem tygodni i rodzice pochwalili się rodzinie i przyjaciołom, że istnieje... Zresztą przeczytajcie sami!


Ósmy tydzień



Mama z tatą postanowili podzielić się z rodziną i bliskimi informacją o moim istnieniu. Ojej... ile uścisków i buziaków się mamie dostało! Wszystkich bardzo ucieszyła ta nowina. A mnie najbardziej ucieszyła wiadomość o tym, że niejaka babcia specjalnie dla mnie będzie piekła szarlotkę, będzie się ze mną bawiła i śpiewała mi kołysanki. Będę miał super babcię! 


Dziadek za to, kazał tatusiowi opiekować się nami i spełniać nasze zachcianki. Tatuś kupił mamusi śledzie, ogórki kiszone i czekoladę... ale biedna mamusia ma takie straszne mdłości i wymioty, że zajada tylko chlebek i krakersy. W brzuszku jej burczy, coś bulgocze, przelewa się. Jedna pani powiedziała, że rosnę na egoistę, bo te odgłosy z żołądka i jelit uspokajają mnie i kołyszą do snu i nic a nic nie przejmuję się maminymi dolegliwościami. Bzdura! Szkoda mi mamusi i gdybym tylko mógł jej jakoś pomóc... Ale mam dopiero niecałe dwa centymetry i nie bardzo umiem się ruszać. Sami zobaczycie na badaniu USG! Zajrzycie tu do mnie i Wam pomacham. Ale to dopiero za trzy tygodnie. Tak mówi mamusia. Oboje z tatą już nie mogą się doczekać. Mamusia jest zmęczona i senna. Jak mówi dziadek - chodzimy spać po dobranocce. Tatuś głaszcze nas po brzuszku, opowiada historyjki i śmieszne wierszyki, a my zaaaaasypiamy...


Ps. nie mogę zasnąć... jak smakuje szarlotka????

Chcecie przeczytać wcześniejsze wpisy? Znajdziecie je w zakładce Pamiętnik Okruszka.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Liebster Award

LIEBSTER AWARD to nagroda, którą można otrzymać od innego blogera za "dobrze wykonaną robotę". Jest to forma docenienia i wyróżnienia szczególnie młodych blogów, które dzięki temu mogą zdobyć na popularności. Po otrzymaniu nagrody należy na swoim blogu odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez blogera, oraz wybrać do nominacji 11 innych blogów, nowych, albo z małą liczbą obserwatorów. Nie można nominować bloga, od którego otrzymało się nagrodę! Nagrodzonych przez siebie blogerów trzeba poinformować i zadać im 11 wymyślonych przez siebie pytań. 

My dostałyśmy nominację do LIEBSTER AWARD od http://unikalnamatka.blogspot.com/http://juzzakilkadni.blogspot.com i od http://mama.lmtrendy.pl Bardzo dziękujemy! To początki działania naszego bloga i tym bardziej nam miło, że został wyróżniony. Będziemy się starać jeszcze bardziej! 

Oto odpowiedzi na pytania od http://unikalnamatka.blogspot.com/ (odpowiadała Patrycja):
  1. Śpioch czy ranny ptaszek? na razie straszny śpioch... 
  2. Prasujesz ciuszki dla dziecka? planuję prasować przynajmniej na początku
  3. Butelka czy pierś? jak się uda to zdecydowanie pierś 
  4. Ile godzin dziennie spędzasz w internecie? 3-5 godzin
  5. Kolor paznokci? naturalny albo miętowy 
  6. Pies czy kot? psiak 
  7. Truskawka czy poziomka? i truskawka i poziomka :)
  8. Blog czy Facebook ? blog oczywiście!
  9. Jesteś dobrym kierowcą? znam wielu lepszych...
  10. Kocham mojego męża za...? za to że jest :)
  11. Dzieci najbardziej mnie denerwują kiedy...? kiedy w kółko pytają "a dlaczego?"
A oto odpowiedzi na pytania od http://mama.lmtrendy.pl (odpowiada Justyna):
  1. Pierwsze skojarzenie z macierzyństwem to…? przygoda
  2. Kim chciałaś zostać, jak byłaś mała? trenerką delfinów i orek w jakimś oceanarium:)
  3. Jaka była Twoja ulubiona zabawka w dzieciństwie? chyba pluszowy tygrysek
  4. O czym najczęściej zapominasz? o telefonie komórkowym!
  5. Czego unikasz? stresu... jeśli tylko mogę
  6. Dlaczego założyłaś bloga? bo uwielbiam pisać:)
  7. Co najbardziej lubisz robić? pisać, spotykać się z ludźmi, śmiać... nie wiem, co najbardziej
  8. Czego przede wszystkim chcesz nauczyć swoją pociechę? że życie jest piękne
  9. Przygotowujesz coś własnoręcznie, np. kartki na różne okazje? prezenty czasem
  10. Jak wykorzystujesz tzw. chwile dla siebie? czytam książki i obijam się
  11. Twoja największa zaleta to…? optymizm!

A oto odpowiedzi na pytania http://juzzakilkadni.blogspot.com (odpowiadała Justyna):


  1. Kawa czy herbata ? Zdecydowanie herbata
  2. Jakie marzenie z dzieciństwa, udało Ci się zrealizować? Jestem szczęśliwa i wiem czego chce. A zawsze chciałam właśnie taka być
  3. Który zakątek Polski najbardziej lubisz? Bukowinę Tatrzańską! I całe Tatry.
  4. Coś słodkiego, czy konkretne danie? Oj raczej coś słodkiego. Nie lubię jeść konkretnych dańJ
  5. Samotny cichy wieczór, czy pełen hałasu ze znajomymi? Może nie pełen hałasu, ale na pewno ze znajomymi. 
  6. Jest deszczowy, zimny weekend: jak go spędzasz? Na taki weekend wybieram drugą opcję z poprzedniego pytania, czyli cichy i samotny wieczór. Albo we dwoje…
  7. Odpoczynek w ruchu, w domu na kanapie? W ruchu! Choć czasem za bardzo daję sobie w kość i wtedy już tylko kanapa zostaje.
  8. Miasto, czy wieś? Wieś bym chciała, ale za ciężko byłoby mi zrezygnować z miasta
  9. Co byś robiła, gdyby nie było... internetu? Ach, czytałabym! 
  10. Książkę lepiej kupić, czy wypożyczyć? Kupić, mieć i nie musieć nigdy oddawać. Szczególnie jak jest dobra. Choć wiem, że to nie ekonomiczne. 
  11. Lepiej mieć, czy lepiej być (i używać życia) ? To retoryczne pytanie. Za dużo nie mam, więc wolę być:)


A oto nasza lista nominowanych do LIEBSER AWARD:



I nasze pytania:

1. przytulanki - szyjesz czy kupujesz? 

2. słodycze dla dzieci - codziennie czy w weekendy?

3. książeczka czy bajka w telewizji?

4. Twoja ulubiona przekąska 
5. wakacje nad morzem czy w górach?
6. lektura na wakacje - co planujesz przeczytać?
7. ulubiony zabieg w domowym SPA ?
8. kolor pokoju, kącika Twojego dziecka
9. ćwiczenia w domu, na powietrzu czy na siłowni? 
10. ulubiona książeczka Twojego dziecka? 
11. ulubione perfumy mamy

TEST: Nivea Visage Matt Beauty

Podejmowanie decyzji zakupowych nie jest łatwą sprawą, szczególnie w świecie, w którym mamy taki ogromny wybór produktów. Na własnej skórze wiemy, jak bardzo w takich wypadkach przydają się opinie tych, którzy dany produkt kupili, przetestowali i mogą nam go polecić lub nie. Dlatego raz na jakiś czas będziemy tworzyć dla Was testy produktów, które my używamy, albo które zwyczajnie wpadną nam w ręce. Będą to kosmetyki, produkty dla kobiet w ciąży i młodych mam, dla dzieci i wiele innych. Wiadomo bowiem, że żadna mama nie używa jedynie rzeczy oznaczonych nalepką „dla mamy”J. Będziemy starały się być obiektywne i dostarczyć Wam jak najwięcej rzetelnych informacji o danym produkcie, aby nasze recenzje naprawdę były pomocne w Waszych decyzjach zakupowych. 

TEST: Nivea Visage Matt Beauty – matujący i nawilżający krem/podkład 


Muszę przyznać, że bardzo lubię kosmetyki Nivea. W większości spełniają moje oczekiwania, choć raczej też nie spodziewam się po nich cudów. Dlatego kiedy krem/podkład Matt Beauty po raz pierwszy trafił na moją półkę z kosmetykami byłam naprawdę zaskoczona. Pamiętam, że kupiłam go trochę przez przypadek, bo zaciekawiło mnie połączenie podkładu z kremem nawilżającym. I od tamtej pory praktycznie nie rozstaję się z nim, a było to już jakiś czas temu. Od tego czasu zużyłam już 3 lub 4 opakowania. Krem jest naprawdę rewelacyjny i doskonale sprawdza się w swojej roli. Ale może po kolei. 

Zdaniem producenta: 


„Nivea Visage matujący krem nawilżający + lekki podkład działa na dwa sposoby; 

1. Nawilża i matuje skórę, a lekka, beztłuszczowa formuła szybko się wchłania. 

2. Dostosowuje się do naturalnego koloru skóry, dzięki czemu widocznie wygładza cerę i poprawia jej wygląd”. 

Produkt jest połączeniem podkładu i kremu nawilżającego. Działa dokładnie tak jak w opisie producenta. Wyrównuje koloryt skóry i nadaje jej „zdrowego” wyglądu. Bardzo dobrze się wchłania, nawilża i co najważniejsze – nie zatyka porów! Jest super lekki i dzięki temu mogą po niego sięgać wszystkie Panie, których skóra nie najlepiej znosi ciężkie fluidy i podkłady. Nadaje się na dzienny makijaż (taki baaardzo delikatny), ale również na wszystkie te dni, kiedy zwyczajnie nie chce nam się malować, ale chciałybyśmy choć odrobinę poprawić swój wygląd. To również idealny produkt na lato, gdyż krem jest wzbogacony filtrami UVA i UVB (choć producent nie podaje jakiej wartości), które chronią przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Krem nie pozostawia tłustego filmu na skórze i jest praktycznie niezauważalny. Bez problemu można na niego stosować puder, czy róż. 




Konsystencja i kolor: 


Nivea Visage Matt Beauty jest bardzo lekkim kremem. Ma raczej rzadką konsystencję, dzięki czemu łatwo rozprowadza się na skórze cieniutką warstwą i szybko wchłania. Produkt nie ma zróżnicowania pod względem kolorów i dostępny jest jedynie w jednym, naturalnym odcieniu. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to dość ciemny kolor. Jednak bez problemu dostosowuje się do karnacji, a delikatny pigment, który zawiera, wyrównuje koloryt każdego rodzaju skóry. Należy jednak nakładać bardzo cienką warstwę kremu, gdyż jedynie wtedy idealnie połączy się ona z naszą skórą. Przy próbie nałożenia większej ilości kosmetyku krem nie wchłania się już tak dobrze i zaczyna się odznaczać w miejscach, gdzie jest go za dużo w postaci lekko pomarańczowych smug. 

Krycie: 


Nivea Visage nie jest podkładem, a jedynie kremem połączonym z lekkim podkładem. Jego działanie to głównie nawilżanie, zmatowienie i wyrównywanie kolorytu skóry. Nie pokryje niedoskonałości i większych przebarwień. Nie można go nakładać w wielu warstwach dla wzmocnienia efektu, gdyż zaczyna być widoczny w postaci smug, o czym wspomniałam wyżej. Nie zastąpi więc kryjącego podkładu, szczególnie osobom, które mają problemy ze skórą. 



Trwałość: 


Krem utrzymuje się na skórze przez wiele godzin, jednak z czasem się ściera. Dla zachowania efektu należałoby powtórzyć aplikację ok. 8 godzin po pierwszym stosowaniu. Wysiłek fizyczny, pogoda i przebywanie w gorącym pomieszczeniu przyspieszają ścieranie się kremu. 

Nawilżanie: 


Efekt nawilżający Matt Beauty jest bardzo przyzwoity. W tym aspekcie kremik nie oferuje cudów, ale również nie sprawia zawodu. Skóra po nim jest ładnie nawilżona, napięta i wygląda zdrowo. 

Wydajność: 


Ze względu na to, że kremu używamy w niewielkiej ilości i nakładamy go na skórę jedynie w cienkiej warstwie, to jest on produktem bardzo wydajnym. Tubka 73 ml spokojnie starcza na ok. 3 miesiące codziennego stosowania. 



Cena: od 13 do 15 zł. Dostępny w większości drogerii. 

Podsumowanie: 


Matt Beauty jest idealnym kremem na dzień, który zawiera w sobie lekki podkład matujący i wyrównujący kolor skóry. Sprawdzi się szczególnie dla tych kobiet, które nie chcą na co dzień stosować ciężkich podkładów, a mimo wszystko chciały by odrobinę poprawić swój wygląd. Mamy, które nie mają czasu na makijaż mogą z powodzeniem stosować ten produkt. Jest on bardzo wygodny i w kilka sekund poprawi wygląd waszej skóry. Myślę, że Matt Beauty to również dobra propozycja dla kobiet w ciąży, które z powodu problemów ze skórą i innych zmuszone są odstawić dotychczasowe podkłady. Dla mnie jest to niezastąpiony krem na wszystkie wyjazdy wakacyjne. Jeżeli nie wyobrażacie sobie wyjścia w góry, albo na plażę bez makijażu to Matt Beauty będzie wspaniałym rozwiązaniem. 

Podkreślam jednak, że produkt ten nie jest podkładem. Nie kryje niedoskonałości i nie zmienia w wyraźny sposób koloru skóry. Jedynie wyrównuje go, wygładza i delikatnie matuje. Nie sprawdzi się również jako kosmetyk dla osób o bardzo suchej skórze, które potrzebują intensywnego nawilżenia. Jego największym minusem jest niemożność nałożenia grubszej warstwy i smugi, które pozostają na skórze w miejscach, gdzie kosmetyku jest za dużo. 

Plusy: 

- lekka konsystencja nawilżającego kremu 

- nie zatyka porów i nie pozostawia efektu maski (alternatywa dla tych, którzy chcą dać odpocząć skórze od tradycyjnych fluidów i podkładów) 

- bardzo szybka i prosta aplikacja 

- ładnie wyrównany koloryt skóry, która nabiera tzw. „zdrowego wyglądu” 

- szerokie zastosowanie: od codziennej pielęgnacji po idealny kosmetyk na wyjazdy i dni kiedy nie mamy ochoty się malować 

Minusy: 

- nie kryje, nie nadaje się jako alternatywa dla tradycyjnego podkładu 

- średnio trwały, szybko się ściera 

- nałożony grubszą warstwą nie wchłania się i pozostawia smugi na skórze 

Jeżeli macie jakieś pytania lub sugestie to piszcie w komentarzach. Może któraś z Was miała już styczność z tym produktem i może powiedzieć jak działał na jej skórze? 

niedziela, 14 kwietnia 2013

PAMIĘTNIK OKRUSZKA


Drogie Mamy! 
Czytacie mądre książki o ciąży i porodach, kupujecie poradniki, gazety, radzicie się lekarzy i położnych, swoich przyjaciół i rodziców. A co powiecie na świeże informacje z pierwszej ręki? Tak, tak, przyszedł czas na mój pamiętnik. Moje odczucia i przemyślenia. To jak ja widzę i słyszę świat z maminego brzuszka. 

buziaki i przytulasy

Okruszek mamy i taty 





Tydzień szósty 


No wreszcie! Rodzice dowiedzieli się, że jestem już u mamy w brzuszku! To znaczy na razie jestem tylko małą kropką... Ale sami zobaczą co ze mnie wyrośnie! Mama krzyczała coś o dwóch kreskach na jakimś teście, tata mocno ściskał mamę i strasznie głośno się śmiali. Mama od razu zadzwoniła do jakiegoś pana lekarza i umówiła się na wizytę, żeby potwierdzić moją obecność! Ah, niedowiarki... Cieplutko tu i milutko w brzuszku mamusi, zadomowię się tu na dłużej. Biedna mamusia, po pracy pojechała do jakiejś strasznej pani, która ukuła ją igłą, pobrała krew i powiedziała, żeby jutro przyjść po wyniki. 
Obudziliśmy się z mamą bardzo wcześnie. Tatuś zrobił nam śniadanko, a zaraz potem pobiegliśmy z mamą po te wyniki. Wiem już o co chodziło... Jak dzidziuś taki jak ja, pojawia się w maminym brzuszku, to u mamusi wzrasta poziom tego...hmm... hormonu beta HCG... I jak jest go odpowiednio dużo, to wiadomo że jestem tu na pewno! Oj ci rodzice... A wieczorem jeszcze sam pan doktor musiał mamę zbadać i teraz dopiero mama popłakała się z radości. Nie płacz mamusiu! Wszystko będzie dobrze! Ale mamie łzy kapały na spódnicę. Masowała brzuszek i mówiła do mnie : Mój mały Okruszku... rośnij zdrowy i silny. I tak zostałem Okruszkiem :) 

piątek, 12 kwietnia 2013

Słodkości na weekend - sałatka owocowa

Dla wszystkich łakomczuchów, ale i dla tych z mniejszym apetytem, którzy lubią od czasu do czasu przekąsić coś dobrego i zdrowego, ruszamy z piątkowymi pomysłami na weekendowe smakołyki! Tak, aby wszystkie mamy zdążyły po pracy wpaść do sklepu na małe zakupy, a w sobotę lub niedzielę przygotować sobie, swoim małym i dużym łasuchom słodki i zdrowy deser! Osobiście popieram wpajanie dzieciom zwyczaju jedzenia słodyczy tylko w weekend. Tydzień jest wspaniałym czasem na przygodę z zupą warzywną, musli z mlekiem, ziarnami i bakaliami. W weekend możemy sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa i zaproponować dziecku wspólne przygotowywanie słodkiego deseru, dać się ponieść wyobraźni, nie żałować czekoladowych wiórków do lodów, czy miodu do ciasteczek. Sobota i niedziela to dni, w które najczęściej odwiedzamy babcie i próbujemy szarlotki, spotykamy się ze znajomymi i kosztujemy ich deserów, wybieramy się na spacer po mieście i dajemy się skusić na rurkę z kremem... Warto więc, aby w pozostałe dni nasze brzuchy mogły odpocząć od takich bomb kalorycznych i olbrzymich dawek cukru. Nie jest to łatwa sprawa, ale jeśli damy dzieciom taki przykład z pewnością uda się wprowadzić w domu taki zwyczaj. A nasze pociechy z utęsknieniem będą czekały na te weekendowe, słodkie popołudnia! 

Sałatka owocowa


Na start najprostsza i najzdrowsza przekąska jaką mi samej zdarza się przygotowywać najczęściej. I to nie tylko dla najmłodszych. Sałatka owocowa! Smakuje wyśmienicie, pięknie i apetycznie wygląda i nie jest trudna w przygotowaniu. Pamiętajmy o tym, że w zależności od sezonu dostępne są na naszych bazarkach przeróżne owoce. I warto stawiać, na te, których w danym okresie jest najwięcej i są najświeższe. Zastanówmy się także, czy nasze pociechy (albo my same) nie mamy alergii na dany owoc (cytrusy, truskawki). No i pamiętajmy, że nasz deser ma smakować małym łasuchom! Pozwólmy sobie na kulkę lodów waniliowych (albo sorbet bez mleka), sos czekoladowy (najlepiej gorzką czekoladę rozpuszczoną w kąpieli wodnej), wiórki kokosowe, orzeszki, rodzynki, może kolorowe draże... łakocie i witaminy! 


Składniki: 

  • Kilka brzoskwiń z puszki (w sezonie polecam świeże nektarynki) 
  • Dwa duże kwaśne i twarde jabłka (ja stawiam na Ligole) 
  • Dwa, trzy mniej dojrzałe banany 
  • Cztery średnie owoce kiwi 
  • Jedna dojrzała pomarańcza 
  • Niewielka kiść winogron (zielonych, czerwonych albo mieszanych)
  • Sok z połówki cytryny 
  • Łyżka miodu 

Przygotowanie:

Wszystkie owoce bardzo dokładnie myjemy. Maluchy nam pomagają, nazywają owoce i mówią jak smakują :) Tatę angażujemy do krojenia (nie spuszczamy z taty wzroku - najlepiej jak kostki są w miarę równej wielkości). 



Owoce, razem z sokiem który puszczą, wrzucamy do salaterki. Podjadamy owocowe kosteczki, ale z umiarem, bo nic nam nie zostanie do sałatki! Wyciskamy sok z połówki cytryny. Nie przejmujcie się, nie będzie za kwaśne. Owoce puściły dużo słodkiego soku, a do tego dodajemy łyżkę miodu.



Teraz pozostaje nam wymieszać składniki, przełożyć do pucharków albo miseczek i... zabrać się za dodatki: lody waniliowe albo śmietankowe, jakiś owocowy sorbet, tartą czekoladę, orzeszki i rodzynki, kolorowe drażetki, misie żelkowe... co tylko przyjdzie Wam do głowy! 



Proponuję schłodzić trochę nasz deser, a później zajadać się, zajadać, zajadać... :) 


Smacznego!

Patrycja

wtorek, 9 kwietnia 2013

Ekspert kontra odwieczna kobieca solidarność

Witajcie! 

Świat, w którym żyjemy pełen jest przesądów, stereotypów, zasad i oczekiwań. Powstają one często na przestrzeni wieków i choć nie zawsze się z nimi zgadzamy, stosujemy się do nich. Tak działa społeczeństwo i ciężko jest się wyłamać i tupnąć nogą jeżeli coś nam się nie podoba. Nie zawsze też trzeba od razu się buntować. Ale na pewno warto mówić o rzeczywistości, która nas otacza. Warto zadawać pytania, zastanawiać się i dociekać przyczyn. Dlatego czasem będziemy pisać Wam, o takich "stereotypach", albo po prostu kwestiach, które nas zainteresowały. Okiem socjolożki, przyszłej mamy, obywatelki, żony, córki, kobiety... Dziś o ekspertach i odwiecznej kobiecej solidarności w odniesieniu do macierzyństwa. 



Nie ma ludzi idealnych, tak samo jak nie ma ludzi, którzy wiedzą wszystko. Tymczasem w naszym wspaniałym współczesnym świecie tacy ludzie istnieją! Są to tak zwani eksperci. Ich wiedza jest przeogromna i otacza nas ze wszystkich stron i we wszystkich dziedzinach życia. Mamy bowiem ekspertów zarówno od zdrowia i wychowania, jak i tych od gotowania, mody, urody, gustu, przesądów, sposobu spędzania czasu, zainteresowań i całego życia. Mówią nam co mamy robić, aby być na topie, jak sobie poradzić z wolnym czasem i jakich produktów używać, aby zazdrościli nam sąsiedzi. Są też eksperci od macierzyństwa. Część z nich to lekarze i położne, których doświadczenie i wiedza medyczna potrafią uratować życie i odpowiedzieć na wiele trudnych pytań. Druga część to celebryci, albo po prostu ludzie, którzy ekspertami się tytułują. Skąd ich popularność i dlatego tak chętnie dziś sięgamy po ich porady? 

Dawniej macierzyństwo należało do kobiet i rozgrywało się w ściśle kobiecym gronie. Od urodzenia dziewczynki miały do czynienia z dziećmi, często opiekowały się młodszym rodzeństwem lub kuzynostwem. Na pewno widziały mamę, siostrę, albo inną kobietę w ciąży i wraz z nimi przechodziły czas przygotowania do macierzyństwa. Uczyły się wszystkiego i we wszystkim brały udział. Zostanie mamą było dla nich naturalną koleją rzeczy i nawet jeżeli miały pytania lub wątpliwości, to w otoczeniu zawsze znajdował się ktoś, kto potrafił pomóc, doradzić i wesprzeć. Kobieta była w otoczeniu innych kobiet służących, wsparciem, radą i pomocą. Wraz z rozpadem wielopokoleniowego modelu rodziny, zamieszkującego w jednym otoczeniu, zabrakło również kobiecych więzi i wsparcia. Wiele z nas wychowuje się samotnie lub z niewielką liczbą rodzeństwa. Później szybko wyprowadzamy się z domu i nasze mamy, babcie oraz kuzynki nie towarzyszą nam w codziennych sprawach. Dlatego też, gdy dowiadujemy się, że wkrótce będziemy mamami panikujemy! No bo przecież nie wiadomo jak to będzie. Tyle rzeczy nie wiemy, często nigdy nie trzymałyśmy niemowlaka na rękach, a nawet jeśli, to tylko przez chwilę. Nagle cały świat przewraca się do góry nogami i coś, co od zawsze było obejmowane troską przez grupę nagle spada na barki jednej kobiety. Nic dziwnego, że czuje się ona zagubiona, przytłoczona ciężarem i nagle poszukuje wsparcia. Najczęściej znajduje go właśnie w mediach, które oferują porady ekspertów. Tylko, czy takie wsparcie naprawdę daje to, czego przyszła mama potrzebuje? No i czy potrafi zastąpić grono innych mam, doświadczonych kobiet, albo po prostu życzliwych przyjaciółek? Takich, którym można się pożalić, popłakać, albo poopowiadać o swoich obawach, radościach, dolegliwościach i sprawach z codziennego życia. Czasem przyszłej mamie wystarczy tylko tyle i aż tyle. A na to żaden lekarz i żaden ekspert nie pomoże.

Justyna

P.S. Jeśli przyjdą Wam do głowy tematy, spostrzeżenia, pomysły, albo cokolwiek czym chciałybyście się podzielić to czekamy na Wasze komentarze! Na wszystkie z chęcią odpiszemy, a i chętnie się dowiemy o czym chciałybyście przeczytać. 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Mama na karuzeli

Kręcić się na karuzeli to niesamowite uczucie. Dookoła wszystko wiruje najpierw w wolnym tempie, a potem coraz szybciej i szybciej. Tyle jest kształtów, które chciałoby się złapać, obrazów, które pragniemy zatrzymać odrobinę dłużej, ale one już po chwili uciekają i pojawiają się następne. Aż w końcu nie ma na czym skupić wzroku i wszystko stapia się w rozmazaną scenerię i jedyne co pozostaje to błękit nieba nad głową. Zupełnie jak w życiu kobiety, córki, żony i matki. Tyle funkcji, które trzeba wypełnić jak najlepiej. Tyle odpowiedzialnych zadań, obowiązków i spraw do załatwienia. I ciągle za mało czasu i ciągle za mało wiedzy. I chciałoby się więcej i więcej, a czasami więcej się już nie da. A wszystko to wiruje, co chwilę się zmienia i pozostaje nieuchwytne i nie do ogarnięcia. Jak na karuzeli. 

Mama na karuzeli to blog, w którym chcemy pisać o tym wszystkim co dotyczy mam, przyszłych mam i wszystkich kobiet. O tym, co nas interesuje, absorbuje i porusza. Chcemy na nowo zaczarować macierzyństwo i pokolorować je na jasne i pozytywne barwy. Zabrać z niego trochę lęku, obawy, pędu za wiedzą ekspercką i w zamian za to dać trochę kobiecego wsparcia, dzielenia się doświadczeniami i pomysłami. Dlatego będziemy pisać trochę o własnych przeżyciach, o przepisach kulinarnych, sposobach spędzenia wolnego czasu, modzie i urodzie oraz stereotypach związanych z macierzyństwem. Pojawi się też pamiętnik z brzucha mamy, a także testy produktów i kosmetyków, z którymi się zetknęłyśmy. Nie jesteśmy ekspertkami i położnymi, a wszystkie porady które publikujemy są naszą subiektywną opinią, wynikającą z naszego doświadczenia. Dlatego w razie jakichkolwiek wątpliwości zawsze polecamy konsultację lekarską. 

Mamy nadzieję, że Mama na karuzeli będzie miejscem, gdzie każda kobieta znajdzie coś dla siebie. Na dobry początek życzymy i sobie i Wam, aby wśród tych wszystkich spraw, wśród których wirujecie zawsze było widać cudownie błękitne niebo nad głową. Bo choć kręcenie się na karuzeli czasem powoduje zawroty głowy, to jednak jest również ogromną frajdą i radością!