poniedziałek, 28 października 2013

Poród - historia prawdziwa

Prawdziwa, bo moja :) Wyczekiwane Maleństwo nie spieszyło się na ten świat. Mama spokojnie zajmowała się swoimi sprawami, aż tu w czwartkowy poranek delikatnie, delikatnie zaczął się sączyć płyn, którego nie sposób było pomylić z innymi wydzielinami. Zaczęły odchodzić wody. Płynu było jak na lekarstwo, wkładki zmieniane co godzina. Z tyłu głowy cały czas mieliśmy "zalecenia" ze szkoły rodzenia - nie przyjeżdżać do szpitala bez czynności skurczowej. No to czekaliśmy spokojnie na skurcze, przegryzając coś od czasu do czasu i oglądając sobie filmy... Skurcze przyszły po południu. Bardzo, bardzo delikatne. Konkretny ból pojawił się dopiero w nocy z czwartku na piątek. Około czwartej, piątej nad ranem zdecydowaliśmy się pojechać do szpitala. Bolało na tyle, że byłam pewna co najmniej 3 cm rozwarcia. Niestety - dopiero pół centymetra! Zrobili mi wszystkie badania, wypełnili mnóstwo papierków i pozwolili zostać na sali porodowej. Dostałam porządny ochrzan za zwlekanie tyle godzin z przyjazdem do szpitala. Od momentu aż zaczną odchodzić wody trzeba pojawić się na izbie przyjęć w ciągu trzech, czterech godzin, bez względu na to czy są skurcze, bo konieczni trzeba podać dziecku antybiotyk. Cóż, nie wiedziałam. Antybiotyk i tak dostałam od razu po przyjściu na salę porodową. Piękną, dobrze wyposażoną (wanna, prysznic, drabinki, piłka). Siedzieliśmy tam z mężem tylko we dwoje, co jakiś czas przychodziły położne, pielęgniarki, salowe, lekarze, a nawet kobitka z pytaniem, czy wezmę udział w niedzielnym referendum tu w szpitalu. Pani krępowała się mniej niż ja, siedząca na golasa w wannie... cóż... Skurcze były coraz mocniejsze. Te przy 5 centymetrach przyprawiły mnie o płacz i pojękiwanie. Najlepiej było mi na piłce, ale Maleństwo nie chciało się dobrze wpasować w drogi rodne, więc kazali mi chodzić. Skurcz na stojąco - tragedia. Musiało być widać to cierpienie na mojej twarzy, bo ja widziałam łzy w oczach mojego męża. Padło pytanie z ust położnej - decyduje się Pani na znieczulenie? Hmm... nie planowałam. Miałam być dzielna do samego końca. Ale uległam. Nie dałam rady. Po tym jak przyszedł lekarz i wyjaśnił jak to działa i jak bezpieczne jest dla mnie i dla dziecka, zdecydowałam się. I nie żałuję. Absolutnie. Panicznie bałam się wkłucia w kręgosłup. Dostałam drgawek, a do tego te skurcze... Anestezjolog trochę namęczył się ze znalezieniem właściwego miejsca. Ból był, ale znośny. Poczułam jak ciepło rozchodzi się po lędźwiach, miednicy i za chwilę po całym ciele. Uspokoiłam się i ulżyło mi. Dawka na 2 godziny. Co chwila spinałam mięśnie nóg, ud, pośladków, by upewnić się, że nadal mam w nich czucie. KTG zaczęło wariować, mocne skurcze ponad skalę, zupełnie dla mnie nieodczuwalne. Ale skurcze osłabły i trzeba było podać oksytocynę. Po godzinie błogiego lenistwa przyszła położna, zbadała rozwarcie i z uśmiechem powiedziała - piękne 10 cm, mogłabym wyciągnąć małą za tą owłosioną główkę :) Ojej, nasze Maleństwo ma włoski na głowie! Rozczuliłam się, ale położna sprowadziła mnie na ziemię, mówiąc - skup się, urodzisz w tym znieczuleniu, tylko daj znać jak przyjdzie parcie. Przyszło i to szybko. Dokładnie takie jak przy wypróżnianiu się. Mogłam wstać na nogi i przeć na stojąco albo w kucki. Napinałam się z całych sił, licząc na to, że wkrótce będzie po wszystkim, ale nie szło... Spróbowałam na leżąco, lepiej, ale nie popychałam mojej Kruszynki na świat. Położna pomagała, ale zirytowała się. Kazała mocno nabrać powietrza, przyciskać brodę do klatki piersiowej i przeć z całej siły. Ale ja krzyczałam tylko, że nie mam siły, że nie dam rady. Położna się podirytowała. Mój mąż cały czas był ze mną i mówił mi, że dam, że muszę, że jestem dzielna, że jeszcze trochę... Ale ja się zawiesiłam. Przyszedł lekarz i inne położne. Usłyszałam - na marudzenie ma Pani siłę to i na parcie się znajdzie! I tak za którymś razem z pomocą położnej, lekarza i mojego męża wypchnęłam Hanię na świat. Krocza nie udało się ochronić, ale przy mojej kiepskiej współpracy pękło by z pewnością. Nacięcia nie poczułam zupełnie. Widziałam tylko nożyczki i byłam pewna, że będę miała ranę tak długą, jak długość ostrza. Jak się później okazało - tylko cztery szwy. 

O 16:20 płaczącą, śliską i pomarszczoną istotkę od razy położyli mi na brzuchu. Poczułam radość nie do opisania. Szok i zachwyt. Przyznaję, że największą uciechą na ten moment był fakt, że się udało. Płakaliśmy. Nawet położna uroniła łzę. Hania płakała, trzęsła się z zimna. Krew przestała tętnić i tatuś przeciął pępowinę. Maleństwo zabrali na mycie, ważenie i mierzenie. 3630 gram i 56 centymetrów, 10 punktów w skali Apgar. Ja w tym czasie urodziłam łożysko. Po tym co przeszłam, nie było to trudne. Lekarz zszył mi krocze, z podwójną dawką znieczulenia (moje przestało już działać). Przyznaję, bolało. Ale to zupełnie inny ból, miejscowy, krótkotrwały. Oddali mi małe zawiniątko, śliczne i takie kruchutkie. Okazało się, że z samochodu nie wzięliśmy torby z rzeczami dla Hani... Mąż pobiegł po rzeczy, a ja próbowałam przystawić Małą do piersi. Guzik. Nic z tego. Nie dość, że nie było w nich mleka, to jeszcze się okazało, że mam kompletnie wklęsłe brodawki i dziecko za nic ich nie uchwyci. Położna próbowała mi wyciągnąć brodawki za pomocą strzykawki z odwróconym tłokiem, ale bezskutecznie. W ciągu godziny obmyte i ubrane zostałyśmy przewiezione na salę poporodową, gdzie towarzyszyła nam jedna mama ze swoją córeczką. Do północy musiałam oddać pierwszy mocz. Nie było trudno, nie szczypało, niepotrzebnie się obawiałam. Wieczorem Maleństwo zostało nakarmione butelką. W zasadzie sama ją nakarmiłam. Nie miałam wyjścia, musiała coś zjeść. Ja tymczasem odsysałam strzykawką śladowe ilości siary i podawałam Hani na palcu do buzi. Noc nam minęła spokojnie, Maleństwo dużo spało, a mi udało się nie brać żadnych środków przeciwbólowych, mimo, że obkurczająca się macica dawała się we znaki. Rano obudziła nas seria badań, pobranie krwi, ważenie, mierzenie, ocena pępka, oczu, zażółcenia skóry i ogólny wywiad środowiskowy. I tak co kilka godzin. Badanie przesiewowe słuchu, sterta innych badań. Zdecydowaliśmy się z mężem na nieszczepienie Małej w szpitalu. Myślałam, że będą nas nakłaniać do szczepień, ale do samego końca uszanowali naszą decyzję, wpisując w książeczce zdrowia - matka nie wyraziła zgody na szczepienie. Mała miała niewielki spadek wagi w pierwszej dobie, a w drugiej nawet wzrost. Wypuścili by nas do domu już w niedzielę, w drugiej dobie, ale z racji długiego sączenia się wód płodowych, musieli wykonać jeszcze serię badań. Zdążyli nas odwiedzić w szpitalu najbardziej niecierpliwi goście. Nie ukrywam, że bardzo mnie to zmęczyło i poirytowało. Z jednej strony rozumiem tą nieodpartą chęć zobaczenia maleństwa, ale z drugiej... ja nie byłam gotowa na wizyty, czego niektórzy nie zrozumieli. Wypisali nas w poniedziałek. Wszystkie wyniki badań i moje i Hani bardzo dobre. Jeszcze trochę formalności, książeczka zdrowia, nasze wypisy z dalszymi zaleceniami (zdjęcie szwów za tydzień) i popołudniu byliśmy już w domku. Pogoda była śliczna, Mała spała uroczo w drodze do samochodu. Zachwyceni rodzice i spokojne Maleństwo. Dotarliśmy szczęśliwie do domku, nieświadomi tego co nas czeka... :) 


Patrycja, mama Hani :)

wtorek, 22 października 2013

Czterdziesty tydzień - 11.10.2013

Bawię się w najlepsze rozglądając się wokół i co widzę jakieś malutkie pęknięcie! Wycieka płyn w którym sobie pływam! Niech ktoś zatka tą dziurkę! Halo! Mamo, tato! Jak możecie tak sobie leżeć i oglądać film? I jeszcze do tego coś mnie ściska i puszcza, za chwilę znów ściska i znów puszcza. Wytrzymałam tak panikując kilka godzin, ale coś się dzieje... Mamooo... zaczynam spadać! Pchasz mnie i muszę się przeciskać... Boję się!
Z miłego, ciepłego miejsca w brzuszku trafiłam wprost w ramiona mamusi. Wszyscy płakali i krzyczeli, to i ja dodałam conieco od siebie. Było mi zimno i nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero jak usłyszałam bicie serca mamy, zrobiło mi się lepiej. To ten dźwięk słyszałam tyle miesięcy. I tatuś był blisko, słyszałam jak do nas czule mówi. Dzielnie przeciął pępowinę, zrobił nam kilka zdjęć. Potem gdy, już się trochę uspokoiłam, jakieś inne ręce zabrały mnie od rodziców. Umyli mnie, zbadali, opatulili miękką pieluszką i krzyczeli coś o 10 punktach. Zważyli mnie (3620 g) i zmierzyli (56 cm) i oddali mamusi. Byłam taka głodna, z maminej piersi miało lecieć mleczko, ale... niczego tam nie było :( Zawinięta w kocyk pojechałam z mamą do innej sali, gdzie inne mamy leżały ze swoimi maleństwami. Jak dobrze wiedzieć, że jest nas więcej! Pani położna przyniosła nam butelkę z mlekiem i dzięki temu mogłam spokojnie zasnąć, wyczerpana i zdenerwowana. Tak oto przyszłam na świat :) 


Poprzednie wpisy z Pamiętnika Kruszynki znajdziecie TUTAJ

piątek, 18 października 2013

Bezalkoholowe drinki - przepisy

Zgodnie z obietnicą przygotowałam dla Was przepisy na bezalkoholowe drinki. Warto spróbować, bo stanowią urozmaicenie dla zwykłych soczków, a jednocześnie są zdrowe dla kobiet w ciąży i karmiących matek. Jeśli chcecie przygotować coś ekstra na Baby Shower to takie drinki świetnie się do tego nadają. Na razie przepisy są tylko dwa, ale w przyszłości będę uzupełniać listę. 



Mojito


Lubicie smak miętowej słodyczy, która kojarzy się z tradycyjnym Mojito? Bezalkoholowa wersja drinku jest równie pyszna!

Składniki:


  • sprite
  • limonka
  • świeża mięta
  • cukier brązowy lub trzcinowy
  • kruszony lód


Do szklanki wsypujemy kruszony lód. W domowych warunkach możemy zawinąć kostki lodu w torebkę lub ściereczkę i rozkruszyć tłuczkiem. Następnie szatkujemy liście mięty i wsypujemy do szklanki. Nalewamy sprite i wyciskamy sok z połówki limonki. Na koniec dodajemy pół łyżeczki cukru brązowego. Można go zastąpić trzcinowym, który dodatkowo nadaje ciemnego zabarwienia i karmelowego posmaku. Mojito gotowe! 






Truskawkowo-bananowe wariacje


Dla tych, którzy lubią owocowe drinki – koktajle.

Składniki:


  • Truskawki mrożone albo świeże
  • Sok lub nektar bananowy
  • Cukier
  • Woda mineralna
  • Świeża mięta do ozdoby

Garść truskawek mielimy w blenderze. Dodajemy do nich pół szklanki soku bananowego i odrobinę wody mineralnej. Wszystko dobrze mieszamy. Możemy dosłodzić do smaku i ozdobić listkiem mięty. 






Smacznego!

Znacie inne przepisy na bezalkoholowe drinki, które możecie polecić?



wtorek, 15 października 2013

18 pomysłów na prezent dla świeżo upieczonej mamy

Ten post piszemy na specjalne zamówienie. Ostatnio u znajomych spotkałam koleżankę, która (jak się okazało) regularnie czytuje naszego bloga. Zupełnie o tym nie wiedziałam. Było mi bardzo miło słyszeć, że komuś podoba się to co robimy. A jeszcze milej spotkać się twarzą w twarz z naszą czytelniczką:) Oczywiście próbowałam podpytać o tematy, które ją interesują. I dowiedziałam się, że bardzo przydałby się tekst dotyczący prezentów dla kobiet w ciąży i świeżo upieczonych mam. To prawda, że dopóki samemu nie ma się dzieci nie zawsze wiadomo co kupić, a nawet jak się ma, to brakuje pewności, czy prezent rzeczywiście się przyda. Spróbowałam więc stworzyć listę prezentów w miarę neutralnych. Znajdziecie na niej i coś dla mamy i coś dla dziecka. Starałam się też, aby prezenty były uniwersalne, takie które można kupić każdemu, bez względu na to, czy jesteśmy bardzo blisko z daną osobą, czy też nie. No i takie, które mają zminimalizowane ryzyko prezentu nietrafionego. 

18 pomysłów na prezent dla świeżo upieczonej mamy:

  1. Wino bezalkoholowe – prezent niby banalny, ale najprostszy z możliwych. Jeżeli naprawdę nie wiadomo co kupić, wino zawsze jest dobrym pomysłem. Nie róbmy tylko przykrości kobietom ciężarnym i karmiącym i zakupmy napitek bez procentów. To w końcu ma być prezent dla nich.
    http://www.smyk.com/motherhood-poduszka-do-karmienia-fasolka-sliwkowa,p1044713639,swiat-niemowlaka-p
  2. Poduszka do karmienia – tzw. fasolka. Ma uniwersalny rozmiar więc nie ma problemu przy zakupie. Widziałam wersję z gąbki (sztywniejsze) i z groszkiem w środku. Sama wybrałam tą sztywną, bo lepiej spełnia swoją funkcję podtrzymywania dziecka podczas karmienia. Warto zwrócić uwagę, aby fasolka miała zdejmowany i łatwy do uprania pokrowiec. Koszt ok. 80-90 zł. Przez Internet taniej.
  3. Pieluszkowy wózek, albo po prostu opakowanie pieluch – to częsty prezent na baby shower. W Internecie możecie zamówić np. wózek zrobiony z pampersów. Tylko nie wiem, czy nie warto samemu wykonać takiego prezentu i nie przepłacać za gotowca. No i warto pamiętać, że pieluszek teraz na rynku od groma. Różnią się nie tylko wielkością, ale i rozstawem nóżek, miękkością itp. Nie każdym rodzicom pasują wszystkie rodzaje, więc lepiej przed takim zakupem wybadać jaka jest pieluszkowa polityka w danym domu. 
  4. Coś do kąpieli relaksującego – to moim zdaniem, zawsze dobry prezent. Olejek, sól do kąpieli, albo kule rozpuszczające się w wodzie z pewnością sprawią wiele radości każdej kobiecie (o ile ma wannę). Pamiętajmy o tym, że młoda mama ma na początku ciężkie życie i chwila relaksu z pewnością jej się przyda.
  5. Zestaw do pielęgnacji stóp, w ciąży często obolałych i spuchniętych – idealny prezent dla przyszłej mamy. Chyba nie trzeba komentować.
  6. Olejek do masażu – dla zmęczonej i nadwyrężonej skóry będzie to prezent jak znalazł! No i wspaniały dodatek na wieczór dla dwojga.
  7. Ubranka dla dziecka – dobry prezent, ale warto kupować ubranka co najmniej na rozmiar 62. Dzieci rodzą się różne i niektóre noworodki mają nieproporcjonalnie długie nóżki, albo po prostu są duże. Bezpieczniej więc kupić większe ubranko, najwyżej maluch do niego dorośnie. Nie kupujmy też niczego ozdobionego koronką, twardymi guzikami, albo czymś co szybko się odpruje i może zostać zjedzone. Czytajmy też metki. Ubranka dla noworodka powinno się prać w wysokich temperaturach, delikatne tkaniny do prania ręcznego mogą być dla rodziców problemowe.
  8. Zabawka  dla dziecka – dla małych dzieci najlepiej kupować kolorowe zabawki. Wzrok maluchów dostrzega kontrasty, więc czarno-biało-czerwone przedmioty są najbardziej odpowiednie. Niestety producenci mało takich zabawek oferują, ale można próbować coś wyszperać. Oczywiście cudownie jeżeli zabawka szeleści, drży, albo dzwoni. Jeżeli gra, niech będzie to nie za głośny i przyjemny dźwięk. Oszczędzajmy uszy rodziców!
  9. Pluszak – cudowna sprawa. Dla maluszków jednak najlepsze są Przytulanki, które są całe z materiału, Włącznie z oczkami i elementami ubranek, czyli stare dobre szmacianki.
  10. Pamiątkowy album na zdjęcia – bardzo dobry pomysł na prezent. Na pewno przyda się w każdym domu. Może być to też książeczka z miejscem na pamiątki z pierwszych dni życia. Wiele takich znajdziecie w księgarniach.
  11. Pozytywka nad łóżeczko z ładną melodią – cudowny prezent. Warto się o niego pokusić. Tylko sprawdźmy, czy aby melodia jest ładna i miła zarówno dla dziecka jak i dla rodziców. Pluszowe pozytywki widziałam np. w Ikei.
  12. Płyta z muzyką do zasypiania – kołysanki, muzyka klasyczna, płyty z piosenkami dzieciowymi. Świetna sprawa i warto rodziców w takie nagrania wyposażyć. Dobrym pomysłem są też bajki czytane na płytach. Owszem noworodki nie zrozumieją, ale przyjemny głos lektora może być wspaniałym usypiaczem.
  13. Chusta do noszenia dziecka – zanim kupimy, sprawdźmy, czy rodzice pochwalają noszenie dziecka w chustach i co sądzą na ten temat. Jeżeli popierają – droga wolna! Zainwestujmy jednak w porządną chustę z dobrego źródła. Nie każdy kawałek materiału nadaje się do chustowania.
  14. Kosmetyki na po porodzie – warto, choć niestety oferta na rynku nie jest zbyt bogata. Większość kosmetyków poporodowych to takie, które mają niwelować rozstępy, co nie dla wszystkich jest fajnym pomysłem na prezent. Nie każda kobieta musi się borykać z takim problemem. Bardzo fajną poporodową linię ma Pharmaceris M. To droższe kosmetyki, ale warto zainwestować. Jeżeli kupujemy preparat do biustu zwróćmy uwagę, kiedy można go stosować – większość nie nadaje się dla matek karmiących.
  15. Elektroniczna niania – drogi prezent. Trudno powiedzieć na ile to faktycznie przydatna rzecz, a na ile po prostu gadżet. Do oceny własnej, albo podpytania mam, które korzystają.
  16. Kapsuła czasu – dla tych, którzy wolą robić niż kupować prezenty. To baby showerowy zwyczaj zbierania pamiątek z czasów oczekiwania na dziecko: zdjęć miasta, mieszkania rodziców, przyjaciół, charakterystycznych budynków. Gazet z danego dnia, pamiątek, skasowanych biletów itp. Kapsułę się zamyka (np. w ładnym pudełku) i otwiera na osiemnaste urodziny dziecka. Oczywiście wszystkie modyfikacje dozwolone.
  17. Akcesoria dla dziecka – typu aspiratory do nosa, zestawy do paznokci, szczoteczki do pielęgnacji dziąseł itp. Można kupować, bo to uniwersalne, niedrogie a przydatne drobiazgi. Uważałabym natomiast ze smoczkami, butelkami  i kosmetykami dla niemowląt. Każda mama ma swoje pomysły w tym zakresie i chyba lepiej nie ryzykować.
  18. Termofor z pestek wiśni - tegoroczne odkrycie:) Wspaniały na bóle porodowe, a także na dziecięce kolki i bóle brzuszka. Jednocześnie naturalny i bezpieczny - żaden wrzątek się nie wylewa. Na allegro znajdziecie za 20-25 zł.

Oczywiście najlepszym pomysłem jest poproszenie mamy o zrobienie listy przydatnych rzeczy. Nie wstydźcie się tego. Akurat w przypadku gromadzenia wyprawki dziecięcej jest to bardzo wskazane i na miejscu. Po co strzelać z prezentem, jeżeli można kupić coś naprawdę potrzebnego i tym samym wspomóc przyszłych rodziców.

A może Wy macie pomysł co jeszcze można dopisać do listy? Sprawdziły Wam się jakieś prezenty?